OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Dojrzali na misjach. Doświadczenie i cierpliwość [MISYJNE DROGI]

Często mówi się o entuzjazmie młodych na misjach. Jednak w przeszłości wiele dzieł misyjnych zostało założonych przez misjonarzy w dojrzałym wieku.

Często młodzi ludzie pytają (również naszą redakcję), co zrobić, żeby „wyjechać na misje”? Są pełni dobrej woli i autentycznego zapału, pragną poznać egzotyczny świat. I choć młodość ma wiele
cech predysponujących misjonarza do dobrej pracy, to praktyka pokazuje, że misje wymagają ludzi dojrzałych i doświadczonych życiowo. W Nowym Testamencie kapłanów określa się mianem
prezbiterów, czyli „starszych”. Święty Piotr pisze w swym liście: „Starszych więc, którzy są wśród was, proszę ja, również starszy…” (1 P 5,1). Paweł i Barnaba ustanawiają starszych, prezbiterów w każdym zakładanym przez nich Kościele (Dz 14,23, por. też Dz 20,17-38; Jk 5,14; Ap 4,4, Tt 1,5-9; 1 Tm 4,14). Nawet gdyby nie sięgać do czasów apostolskich i pierwszych wieków chrześcijaństwa, już na średniowiecznych europejskich szlakach misyjnych widać, że większe dzieła zakładali często nie młodzi misjonarze, ale ci z pewnym doświadczeniem życia i wiary. Misje wymagają mądrości życiowej, która na dłuższą metę może okazać się ważniejsza niż siły i entuzjazm młodej osoby.

Św. Bonifacy (ok. 680–754)

W historii bywa określany apostołem Germanów. Do dziś biskupi niemieccy gromadzą się przy jego grobie w Fuldzie, obradując nad współczesnymi kwestiami. Kim był Bonifacy, a właściwie
Winfryd z Crediton? Niemal do czterdziestego roku życia był mnichem w klasztorach w Exeter i Nursling niedaleko Winchester w Anglii. Po opuszczeniu kraju rodzinnego najpierw przez kilka lat pracował we Fryzji pod kierunkiem św. Wilibrorda. Wybierając własną strategię misyjną, postanowił oprzeć swe wysiłki na ściślejszym złączeniu z papieżem (co wtedy nie było takie oczywiste). Gdy w 722 r. papież Grzegorz II wyświęcił go na biskupa, Bonifacy ślubował posłuszeństwo bezpośrednio papieżowi. W czasach inwestytury był to nowy i raczej rewolucyjny pomysł. Z kolejnej wizyty w Rzymie (737–738) wrócił z prawem organizowania Kościoła w Bawarii i poza nią. Zorganizował diecezje w Freisingu, Passau, Ratyzbonie i Salzburgu, później w Eichstät i Würzburgu. W 741 r. został wezwany do zreformowania Kościoła frankijskiego. Biskupstwa i opactwa były wtedy często rozdawane różnym ludziom „w nagrodę”. Choć Bonifacemu nie udało się dokonać wszystkich zmian, podczas serii synodów udało mu się poprawić dyscyplinę i związać ten Kościół ściślej z Rzymem. Później, w 744 r., założył klasztor w Fuldzie, który stał się znanym centrum ewangelizacyjnym. Z wiekiem wycofywał się z działalności administracyjnej, ale na koniec duch misyjny jeszcze raz przeważył i w 753 r. udał się na tereny jeszcze pogańskie, gdzie został
zabity 5 VI 754 r. Według tego „modelu”, opartego na ścisłej więzi ze Stolicą św. Piotra oraz pomocy współmisjonarzy – zakonników chciał działać też św. Wojciech, którego wczesna śmierć pokrzyżowała te plany. Do wprowadzenia w życie takiej metody potrzebny był nie tylko młodzieńczy zapał, ale również doświadczenie.

Jan z Montecorvino OFM (1247–1328)

Jan z Montecorvino był niezwykłym misjonarzem, w młodości żołnierzem, urzędnikiem i lekarzem. W wieku 26 lat wstąpił do zakonu franciszkanów. Po siedmiu latach (w 1280 r.) najpierw wyjechał do Persji i Armenii. Po powrocie do Włoch, w 1291 r., w wieku 42 lat został posłany na misje do dzisiejszych Chin. W długiej drodze zmarli jego współbracia, a on sam został uznany za zmarłego. Przez jedenaście lat pracował zupełnie sam. Ponieważ nie miał żadnych wiadomości od współbraci, w 1305 i 1306 r. napisał dwa listy, dając znać, że żyje i działa, choć w pojedynkę ma
ograniczone możliwości. Pisał, że czuje się „stary … bardziej z powodu trudów i problemów niż z powodu wieku”. Miał wtedy 58 lat. Gdy listy dotarły do Europy, papież Klemens V mianował go arcybiskupem. Jednak do wyświęcenia potrzebny był biskup. Droga była niebezpieczna. Papież wpadł wtedy na pomysł, aby wyświęcić na biskupów siedmiu franciszkanów i posłać ich do Chin, by choć jeden dotarł i wyświęcił Jana. Dotarło trzech. Pomogli Janowowi w pracy. W sumie Jan spędził w Pekinie 34 lata. Zbudował kilka kościołów, sierocińce, szkołę, przetłumaczył psałterz i Nowy Testament. W roku jego śmierci w Chinach było ok. 30 tys. chrześcijan. Jego wcześniejsze doświadczenie ludzkie i zakonne oraz wytrwałość stały się fundamentem jego owocnej pracy.

Św. Eugeniusz de Mazenod (1782–1861)

O św. Eugeniuszu często piszemy w „Misyjnych Drogach”. Warto zauważyć, że gdy podejmował ważne dzieła ewangelizacyjne, on również nie był młodym, naiwnym zapaleńcem. Sytuacja rodzinna i polityczna w dzieciństwie i wczesnej młodości zgotowały mu twardą szkołę życia. Do seminarium wstąpił po kilkunastu latach spędzonych na obczyźnie, po latach poszukiwania sensu życia. Miał już wtedy 25 lat. Gdy zakładał zgromadzenie oblatów, miał jeszcze tylko nieco ponad 30 lat. Jednak konkretne misje (w Kanadzie) otworzył w wieku 59 lat. Kiedy niektórzy myślą o spokojnej emeryturze, on zaczął angażować zgromadzenie w dzieło, z którego później będzie najbardziej znany i któremu (wraz z diecezją marsylijską) poświęci ostatnie lata życia. Dziś znany jest przez dzieło misyjne prowadzone przez współbraci, a ostatnio również siostry oblatki i świeckich zainspirowanych jego przykładem. Tego nie rozpoczął młody ksiądz Eugeniusz, ale już dojrzały biskup.

Foto: Mariusz Bosek OMI

Bł. Jan Beyzym SJ (1850–1912)

Gdy miał 13 lat, po upadku powstania styczniowego jego ojciec został skazany na karę śmierci. Rodzinny dwór był spalony. Do nowicjatu jezuitów wstąpił w wieku 22 lat. Po święceniach kapłańskich (1881) został posłany do Tarnopola, gdzie był wychowawcą. Następnie pracował w słynnym zakładzie naukowo-oświatowym w Chyrowie. Na Madagaskar udał się w wieku 46 lat, spędziwszy przedtem ćwierć wieku w klasztorze. Po przybyciu na Wyspę robił wszystko z wielką determinacją, niekiedy nawet ku utrapieniu współbraci. Gdy pierwsza placówka, w której pracował z trędowatymi, została zamknięta, nie zniechęcił się, ale udał się na nowe miejsce i od podstaw zaczął budować miejsce dla swoich chorych. W taki sposób powstał ośrodek w Marana,
który funkcjonuje do dziś. Zwłaszcza początki były trudne. Brakowało wszystkiego, nie tylko lekarstw, ale nawet jedzenia. Ojciec Jan wpadł na pomysł, aby zaangażować w to dzieło swoich rodaków. Zaczął pisać listy do „Misji Katolickich” oraz do znajomych w Polsce. W ten sposób udało mu się zebrać pieniądze potrzebne na ten cel. Dzięki doświadczeniu, pomysłom i wytrwałości charakterystycznej dla dojrzałego wieku udało mu się założyć trwałe fundamenty misyjnego dzieła jego życia.

https://misyjne.pl/misja/usa-spolonela-misja-katolicka-obraz-matki-bozej-zostal-nietkniety/

A współcześnie?

Kilka podanych wzorów z przeszłości nie oznacza, że jedynie w przeszłości dojrzali misjonarze dokonywali wielkich dzieł. Trudno pisać o żyjących jak o świętych, ale dwaj niedawno zmarli
wielcy polscy misjonarze: o. Marian Żelazek SVD czy kard. Adam Kozłowiecki SJ udali się na misje po niełatwej młodości spędzonej w czasach II wojny światowej, w realiach obozów koncentracyjnych. Zastanawia fakt, że o wiele częściej wspomina się Jana Pawła II z czasów, gdy miał już problemy z mówieniem i chodzeniem, niż z tych, gdy jako młody papież jeździł na nartach. Przykład starszego wieku bardziej przemawia. Współcześni polscy misjonarze Azji Środkowej, abp Tomasz Peta i o. Andrzej Madej OMI zostali tam posłani w dojrzałym wieku. Zresztą wśród współbraci oblatów żyjących współcześnie częste są przykłady misyjnej gorliwości już bardziej dojrzałych wiekiem ojców i braci.

Foto: KNA-BILD

Duchowość misyjna wieku dojrzałego?

Co może być bardziej charakterystyczną cechą duchowości misyjnej wieku średniego? W porównaniu z młodymi, którzy mogą mieć więcej gorliwości i samorzutnego zapału, jedną z cech
duchowości misyjnej wieku średniego jest większe doświadczenie życiowe i większe doświadczenie wiary w Chrystusa (często uformowanie w środowisku zakonnym lub ruchów religijnych),
a w konsekwencji osadzenie planów ewangelizacyjnych na nieco większym realizmie w doborze środków i metod. Ponadto, jeśli w takim wieku temat osobistego zaangażowania się w misje
wciąż jest żywy, to znaczy że oparł się na fundamencie głębszym niż tylko fascynacja przygodą misyjną. Wydaje się, że starsi misjonarze nie zniechęcają się szybko trudnościami, które przecież zawsze mogą się przytrafić. W końcu przykład porzucenia spokojnego czy wręcz „wygodnego” życia w wieku, w którym wiele osób zaczyna myśleć o ciepłych kapciach, jest chyba sam z siebie najwspanialszym świadectwem, które promieniuje nie tylko na chrześcijan, ale i na innych.

>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę<<<

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze