Foto: Mike Bruszewski

Irak. Szlakiem chrześcijan [MISYJNE DROGI]

Irak. Naklejka z Chrystusem na samochodzie może być powodem podłożenia bomby. W najlepszym wypadku od wiary chrześcijańskiej płaci się dodatkowy podatek. Takie są realia życia w Iraku.

Początki chrześcijaństwa na równinie Niniwy w północnym Iraku sięgają I w. naszej ery. Kolebka wyznawców Chrystusa, jaką jest Bliski Wschód, tonie we krwi męczenników. Gdy ISIS zaatakowało Mosul w czerwcu 2014 r., a następnie podbiło okoliczne tereny, sytuacja chrześcijan stała się bardzo trudna. Rządy zbrodniczego kalifatu od początku oznaczały dla chrześcijan śmierć, niewolę i prześladowania. Choć od października 2016 r. trwa ofensywa na Mosul i próby odbicia go z rąk Daesh, a kolejne chrześcijańskie miasta i wsie w Iraku są wyzwalane, bo na części terytorium dalej rządzą dżihadyści. Wojskom irackim udało się odbić wschodnią część Mosulu, ale wielu ekspertów twierdzi, że kolejna faza kampanii będzie wyjątkowo trudna.

Masowa ucieczka

Wyznawcy Chrystusa byli od początku stygmatyzowani przez ISIS. Tych, którzy nie wybierali konwersji na islam, czekała śmierć albo w najlepszym wypadku dżizja, czyli podatek dla niewiernych. Wyliczany od zamożności, nie chronił od śmierci, a pozostawał jedynie formą upokarzającej kontrybucji. Chrześcijańskie domy w tym czasie tak czy inaczej były rabowane, a kościoły plądrowane i podpalane. Przed eksterminacją uciekło około 120 tysięcy chrześcijan, w większości trafiając na tereny irackiego Kurdystanu. Wiele chrześcijańskich rodzin znalazło schronienie w chrześcijańskiej enklawie Ankawa pod Irbilem – stolicy irackiego Kurdystanu. Należy pamiętać, że europejskie wyobrażenie o obozach dla uchodźców jest niepełne. W trakcie exodusu ludności uciekającej przed ISIS w 2014 r. i w następnych latach (również ewakuowanych ostatnio z Mosulu) mówimy o ogromnej skali tego zjawiska. W ciągu dwóch lat liczba ludności w irackim Kurdystanie wzrosła o 30%
z uwagi właśnie na przybywających uchodźców i przesiedleńców.

Foto: Mike Bruszewski

W obozach lub na ulicy

Często obozy to nic więcej jak prowizoryczne koczowiska, stawiane tam, dokąd docierają rodziny uciekających. Powstają w ogrodach, między zabudowaniami mieszkalnymi, przy drogach. Takie prowizoryczne obozy jazydów wciąż istnieją pod Dohuk. Części rodzin udaje się zakwaterować w normalnych mieszkaniach, część trafia do obozów prowadzonych przez organizacje humanitarne, ale wielu żyje po prostu na ulicy. Gigantycznym wysiłkiem udało się chrześcijańskim rodzinom stworzyć namiastkę normalności m.in. w obozie Ashti-2 w Ankawie. Dzieci, największe ofiary wojny, mogą tutaj chodzić do szkoły. Funkcjonuje biblioteka, są nawet zajęcia sportowe. Rodziny są wspierane także w przedsiębiorczości. Wewnątrz obozu funkcjonują kramy, zakłady fryzjerskie oraz inne punkty usługowe. Ashti-2 to tylko mały wycinek tego wielkiego wysiłku, aby zapewnić tym rodzinom godne życie. W obozie mieszka około tysiąca rodzin (5500 osób). Docelowo mają wrócić na tereny, o które teraz toczą się walki – do miejscowości, z których pochodzą – z okolic Mosulu, z Bartelli, Karakosz, Basziki. To oni są gwarantem przetrwania chrześcijaństwa na tych ziemiach. Krzyże na zrujnowanych kościołach – Po ataku ISIS wiele chrześcijańskich rodzin wyjechało do Jordanii czy Libanu – mówi mi ks. Yousif prowadzący sierociniec w Alkusz. – Ci, którzy zostali, zastanawiają się, co przyniesie im przyszłość, boją się o nią, część z nich myśli o wyjeździe – dodaje. Alkusz to chrześcijańskie miasto na północ od Mosulu. Ostatnio przebywa tu wielu chrześcijan. Linia frontu między siłami ISIS a kurdyjskimi peszmergami do czasu ofensywy przebiegała na wysokości Telskuf, właśnie na południe od Alkusz. Telskuf to także miasto związane z chrześcijańską tradycją, ale zupełnie zrujnowane. W maju ubiegłego roku toczyły się o nie ciężkie walki, gdy dżihadyści przeprowadzili kolejny atak. W trakcie trwającej od października ofensywy peszmergów i wojsk irackich zostały wyzwolone kolejne chrześcijańskie miasta i wioski. Na zrujnowane kościoły wracają krzyże, w spalonych i sprofanowanych gmachach świątyń odprawiane są Msze św. Z rąk dżihadystów odbito kolejno Batnaya (na północ od Mosulu), Bartellę (na wschód od Mosulu), Karakosz (na południowy wschód od Mosulu), a także inne dawne chrześcijańskie ośrodki jak Karamlesh, czy ostatnio – w styczniu – Tall Kayf. W domach chrześcijan dżihadyści mieli magazyny na prowizoryczne bomby. Całe rejony są zaminowane, na ścianach widnieją wymalowane dżihadystyczne hasła, pod ulicami i domami ciągną się niespenetrowane do końca tunele wykopane przez ISIS, którymi przemieszczali się snajperzy.

Perspektywa powrotu

Do tych chrześcijańskich osad nie może jeszcze wrócić ludność cywilna, ale pojawiają się tam chrześcijańskie organizacje, które starają się stawiać miasto na nogi. Oprócz wojska, które patroluje ulice, czy saperów, których czeka żmudna praca rozminowywania równiny Niniwy, także przedstawiciele poszczególnych organizacji (w tym Pomoc Kościołowi w Potrzebie) szykują miasta na powrót rodzin. Obozy dla uchodźców, a właściwie przesiedleńców, są rozwiązaniem tylko czasowym. Docelowo rodziny chrześcijan mają wrócić pod Mosul. Pytanie tylko: do czego mają wracać? Skala zniszczeń jest ogromna, a ISIS to tak naprawdę tylko jeden z problemów, które dotykają miejscową społeczność chrześcijańską.

Foto: Mike Bruszewski

Konflikty etniczne

Miejscowi chrześcijanie trafili nie tylko w strefę działań wojennych, w której powstał jeden z najpotworniejszych ludobójczych tworów parapaństwowych, jakim jest Daesh. Należy pamiętać, że sytuacja w północnym Iraku jest także skomplikowana pod względem etnicznym. Równina Niniwy to tereny administrowane częściowo przez kurdyjskie oddziały peszmergów. Czy zatem należą do regionu Kurdystanu? Roszczenia do tych ziem deklaruje Irak, który uważa je za swoją integralną część, pomijając sam fakt, że Irakijczycy także uważają iracki Kurdystan za część swojego terytorium. Omawiane ziemie należą do tzw. „terytoriów spornych” opisanych w 140 artykule konstytucji Iraku, a o ich losie ma zdecydować referendum.

Jesteśmy solidarni?

Wydawałoby się, że czasy prześladowania chrześcijan mamy już za sobą. Tymczasem rzeczywistość w Iraku pokazuje coś innego. Radykalne działania tzw. Państwa Islamskiego są powodem ogromnych dramatów. Wiele organizacji wspiera chrześcijan mieszkających w tej części świata. To pokazuje, że solidarność nie ogranicza się do słów, ale ujawnia się również w czynach. Solidarność ważna jest również w modlitwie. W Polsce mamy idealne warunki do tego, żeby praktykować wiarę, tymczasem dopada nas zniechęcenie i ospałość. W kościołach w Polsce na Mszy św. regularnie pojawia się zaledwie około 40% ochrzczonych. To liczba, która chrześcijanom z Iraku dałaby do
myślenia.

Mike Bruszewski

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze