Kamerun Północny. Być dla ludzi na różne sposoby [MISYJNE DROGI]
Społeczność Gidarów stanowi jedność przyrody, Stwórcy, złych duchów i człowieka. To tu, wśród gór, na półpustyni i w sawannie, głoszą Ewangelię polscy oblaci, grając czasem w piłkę nożną. Jest z nimi Madonna Częstochowska.
Początki polskiej misji w Kamerunie Północnym były bardzo trudne, oblaci budowali tam wszystko niemalże od samych podstaw, choć w południowym i środkowym Kamerunie Kościół był już obecny. Nie było bowiem ani kościołów ani też budynków misyjnych, szkół czy szpitali. Misjonarze mieszkali w chatach bez prądu i wody, a msze święte odbywały się w naprędce skleconych
lepiankach albo po prostu pod jakimś rozłożystym drzewem. To były bardzo małe wspólnoty, czasami w miejscowości, do której zajeżdżał misjonarz, było tylko dwóch ochrzczonych, kilku
katechumenów przygotowujących się do przyjęcia chrztu, a resztę stanowili adepci religii tradycyjnych.
Przełamać nieufność
Początki ewangelizacji w Kamerunie Północnym były trudne z jeszcze innego powodu. Po latach kolonizacji tamtejsi ludzie byli nieufnie nastawieni do białych misjonarzy. Trzeba było przełamać tę nieufność, żyć z tubylcami, wzbudzić ich zaufanie. Inną barierę stwarzały także tamtejsze władze. Nie chodzi tutaj o władze administracyjne, ale o tak zwanych szefów ziemi. Są w każdej miejscowości, to ludzie wywodzący się z rodu zakładającego daną miejscowość. Mają bardzo dużą władzę, przede wszystkim moralną, i w wielu sprawach ich głos jest głosem decydującym. Jeżeli szef ziemi zabraniał mieszkańcom budowania kaplicy albo spotkania się z misjonarzem, to niejednokrotnie była to bariera nie do przeskoczenia. Patrząc na strukturę społeczną Gidarów – mieszkańców północy kraju, gdzie ważną rolę odgrywają klany, ich wpływy na różne funkcje – nie można pominąć obrzędów tradycyjnych, dających jakby życie tej społeczności. Choć już coraz mocniej w życie wchodzi współczesna administracja i młodzież widzi nieco inny styl życia, to jednak zasady wewnątrzszczepowe i obrzędowość pozostają te same. Bardzo często w sprawowanych rytuałach zawarte są pouczenia moralne oraz powtarzane pewne fakty z przeszłości. Innym problemem, z którym musiał się zmierzyć misjonarz, są stare wierzenia Gidarów. Wierzą oni w tak zwane duchy, które mogą szkodzić człowiekowi, gdy ten się ich nie słucha. Według Gidarów duch Tuja jest dobry, kiedy się go słucha, ale może być także zły, gdy nie oddaje mu się należnego posłuchu.
Ewangelizacja i futbol
Po latach mogę powiedzieć, że to polscy misjonarze zaszczepili w dużej mierze w kameruńskiej młodzieży fascynację piłką nożną, szczególnie w Kamerunie Północnym. Każdy polski oblat, który udawał się na misje, zabierał ze sobą piłkę futbolową. Młodzież męska garnęła się do grania i prawie przy każdej misji powstały drużyny piłkarskie. A ponieważ u nas w seminarium oblackim w Obrze graliśmy także w piłkę nożną i nasza drużyna odnosiła wiele sukcesów, dlatego nie mieliśmy żadnych problemów, aby przekazywać wiedzę i umiejętności innym. Kiedy kameruńskie drużyny trochę okrzepły, postanowiliśmy, że będziemy organizować turnieje piłkarskie. Cieszyły się one dużym powodzeniem, młodzież lubi bowiem czuć nutę rywalizacji i dreszcz emocji, które towarzyszą takim zmaganiom. W tym czasie także zaczęły powstawać kluby piłkarskie w całym Kamerunie, szczególnie na południu, i reprezentacja tego kraju grała coraz lepiej. Zaczęła liczyć się na arenie światowej. Na północy Kamerunu było pod tym względem trochę gorzej, przeważały kluby drugoligowe. W jednym z nich, działającym w Guider, grali jako zawodnicy dwaj polscy oblaci: o. Stanisław Jankowicz OMI i o. Alojzy Chrószcz OMI. A nasi chłopcy z misyjnych drużyn także z biegiem lat odchodzili do profesjonalnych klubów i odnosili sportowe sukcesy. Niejeden z nich okazywał potem wdzięczność za to, że miał możliwość grania w piłkę przy misji oblackiej.
Nowa jakość życia
Przyjęcie Dobrej Nowiny nadało tym ludziom nową jakość życia. Przychodzą w związku z tym na myśl słowa Jezusa Chrystusa: „Wy jesteście solą ziemi, wy jesteście światłością świata” (MT 5, 13A, 14A). Te słowa przekazują wielką prawdę o posłannictwie wszystkich ochrzczonych. Każdy misjonarz mógł się przekonać naocznie o ich prawdziwości, gdy widział jak Ewangelia zmienia życie Gidarów, jak przemienia ich rodziny, jak daje im radość życia i czyni ich świadkami dla innych. Po latach ewangelizacji widać wyraźnie, że dla nich wiara jest czymś naprawdę istotnym. Oni nią żyją i nie boją się o tym głośno i dobitnie mówić. Często z ich ust można usłyszeć wypowiadane z dumą świadectwa: „Jestem chrześcijaninem. Wierzę w Jezusa Chrystusa”. Niejednokrotnie rodziny chrześcijańskie manifestują wiarę, mocując krzyż na szczytach dachów swoich chat. To jest piękny widok, gdy wjeżdżasz do wioski, a tam prawie na każdej chacie widnieje krzyż. Od razu wiadomo, kto tu mieszka. Gidarzy są bardzo żywiołowym ludem i dlatego też prawie na każdej mszy świętej wielbią Boga tańcem i dźwiękami tam-tamu. Zresztą, bęben ten odgrywa wśród tego ludu szczególną rolę, związany jest z ich historią. Był bowiem taki czas, że Gidarom nie wolno było mówić w swoim rodzimym języku i to pod karą śmierci. Wtedy to właśnie dźwiękami tak zwanego złotego tam-tamu wyrażali swoją rodową przynależność i dzięki temu przetrwała ich tradycja oraz kultura.
Jasnogórska Pani w Figuil
Od niedawna, bo dopiero od kilkunastu lat, chrześcijanie w Kamerunie Północnym mają także piękne sanktuarium Matki Bożej w Figuil (wcześniej, bo od 1970 r. była to zwykła misja), do którego pielgrzymują całymi rodzinami. W głównej kaplicy nowego kościoła, zbudowanego w stylu afrykańskim, obok tabernakulum, umieszczono obraz Matki Bożej przywieziony z Polski. Namalowała go s. Elżbieta Grzegorzewicz, elżbietanka pochodząca z oblackiej parafii w Poznaniu. Wielu ludziom wydawało się dziwne, że importowaliśmy do Kamerunu obraz z Polski. A jednak nasz obraz Czarnej Madonny z dwiema rysami na policzku od samego początku cieszył się wśród Gidarów wielką czcią. Często zastanawialiśmy się, dlaczego tak jest i dlaczego zwłaszcza kobiety proszą Boga o łaski za Jej wstawiennictwem. Wiadomo, jak trudno jasno wytłumaczyć więzy łączące nas z Matką Bożą, ale pewnego razu byłem świadkiem wydarzenia, które mi to wyjaśniło. Usłyszałem, jak pewna starsza Gidarka, patrząc na ten obraz, wypowiedziała słowa: „To nasza kobieta!”. Byłem trochę zdziwiony, słysząc z jej ust takie określenie i zapytałem, dlaczego tak powiedziała. Dowiedziałem się wtedy o wielu wydarzeniach z historii Gidarów. Okazało się, że ten obraz przywołuje wiele bolesnych wspomnień. Kobieta, wskazując na rysy znajdujące się na policzku Czarnej
Madonny, spytała: „Czy też chciano ją ukraść, tak jak nasze dziewczynki?”. Zrozumiałem wtedy, że Gidarom bardzo często w przeszłości wykradano dziewczynki i dlatego rodzice wypalali im dwie rysy na policzku. Oszpecali je i dzięki temu dziewczynki otrzymywały znak przynależności do swego plemienia, a nawet konkretnego klanu. Były przez to rzadziej porywane. To właśnie te dwie rysy na policzku Czarnej Madonny sprawiają, że ten obraz jest tak bliski Gidarom. Pozwala im bowiem rozpoznać „swoją kobietę” i wskazuje drogę ku Jej Synowi, Jezusowi Chrystusowi.
Władysław Kozioł OMI
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |