Fot. Iwanafish/wikimedia cc

Matka Boża jako posążek Buddy. O „ukrytych chrześcijanach” w Japonii 

Przez ponad 200 lat, między XVII a XIX w., Japonia prowadziła politykę sakoku, czyli niemal całkowitej izolacji od świata. Dopuszczano do ograniczonego handlu na bardzo upokarzających warunkach jedynie Chińczyków i Holendrów, którzy jako protestanci godzili się na deptanie wizerunków Jezusa i Maryi. Chrześcijaństwo było w tym czasie brutalnie represjonowane. Przetrwało jednak w ukryciu, przekazywane z pokolenia na pokolenie. 

Na terenie dawnej wioski Sakitsu, dzisiaj administracyjnie należącej do miasta Amakusa w Japonii, znajdziemy zabytkowy kościół, wybudowany w 1888 r., ale będący świadectwem trwającej tam przez wieki katolickiej wiary. Wcześnie dla niepoznaki praktykowano ją w pobliskiej świątyni shinto (rodzima religia japońska). Bogu oddawano cześć przed wizerunkami tworzonymi na podobieństwo ludowych bóstw, a Matkę Bożą wyobrażono pod postacią muszli ze ślimaków morskich. Takich wsi w tych rejonach Japonii było sporo. Wielu chrześcijan osiedlało się na jeszcze bardziej oddalonych wyspach, jak na przykład w archipelagu Goto, gdzie zakładali własne wsie. Katolicyzm przetrwał głównie w przekazie ustnym, ale tzw. ukryci chrześcijanie, czyli kakure-kirishitan, mieli własną Biblię-katechizm, w której odbija się nauczanie jezuitów wymieszane z lokalnym folklorem. Tenchi Hajimari jest księgą, która ukazuje w pewnym zakresie wierzenia „ukrytych chrześcijan” w Japonii. Jest też dowodem silnego zakorzenienia religii katolickiej wśród wielu rodzin. Chrześcijańskie misje odniosły bowiem swoisty „sukces” w XVI-wiecznej Japonii. Do tego stopnia, że nie były go w stanie wykorzenić, czasem wyjątkowo okrutne, prześladowania trwające ponad 200 lat. 

>>> Japonia: Kościół katolicki wesprze poszkodowanych w trzęsieniu ziemi

Ewangelizacyjny „sukces” w Japonii 

Św. Franciszek Ksawery podjął w Japonii nieco inne metody ewangelizacji niż w Indiach, których kulturę traktował z pewną wyższością. Rozpoczęła się epoka tego, co my dzisiaj nazywamy inkulturacją. Jego następcy skutecznie szerzyli chrześcijaństwo wśród wszystkich klas społecznych. Przyczyny nawróceń były różne – od stricte religijnych po utylitarne. Jednak nawet w tym drugim przypadku z biegiem czasu motywacje do wyznawania nowej wiary stawały się coraz bardziej szczere. Zdarzało się, że daimyo – panowie feudalni – przyjmowali katolicyzm jako skutek korzyści materialnych wynikających z relacji z Portugalczykami. Mogli otrzymać od nich również broń palną, która ułatwiała w konkurowaniu z innymi daimyo. Nierzadko wraz z praktykowaniem nowej religii zamieniali się w szczerych katolików oraz przyczyniali się do szerzenia chrześcijaństwa wśród ludności zamieszkującej ich ziemie. Takim przykładem był chociażby Harunobu Arima, ochrzczony przez Alessandro Valignano, wielkiego orędownika inkulturacji chrześcijaństwa do lokalnych zwyczajów.  

Harunobu stworzył na swoich ziemiach prawdziwy przyczółek katolickich misji. Ród Arima władał Shimabarą, która obok wspomnianej Amakusy stała się jednym z najważniejszych centrów wczesnego chrześcijaństwa w Japonii. Wspominam Shimabarę, ponieważ to tam został ostatecznie pogrzebany los chrześcijaństwa w Kraju Kwitnącej Wiśni. Tam też ostatecznie przypieczętowała się praktycznie całkowita izolacja tego państwa od reszty świata. 

Kościół na wyspie Kashira-ga-shima fot. Indiana jo/wikimedia cc

Początek prześladowań 

Pierwsze represje wobec chrześcijan miały miejsce już u schyłku XVI w., lecz naprawdę rozpętały się dopiero za czasów Ieyasu Tokugawy, shoguna i faktycznego władcy Japonii (formalnie tylko w latach 1603–1605, lecz w praktyce rządził Japonią aż do swojej śmierci w 1616 r.). To w 1612 r. wprowadzono edykt antychrześcijański, a kilka lat później wygnano chrześcijańskich misjonarzy. Jak wskazuje japoński historyk Yukihiro Ohashi, początkowo oficjalne represje były kierowane przede wszystkim w stronę bateren (nazwa pochodzi od portugalskiego słowa padre, którym zwracano się do księży), czyli misjonarzy oraz katolików z klasy elit, samurajów, a nie ogółowi kirishitan. Dużo też zależało od lokalnych daimyo – ci, którzy chcieli bardziej przypodobać się shogunowi, wprowadzali na swoich ziemiach bardziej brutalne represje, dotkliwie odczuwane również przez niższe warstwy społeczeństwa.  

Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia właśnie w rejonie Shimabara. Po wygnaniu rodu Arima władanie na tych terenach przejął Shigemasa Matsukura. Podjął się okrutnych represji wymierzonych w katolików. Dawniej uważano, że to przede wszystkim te prześladowania były przyczyną powstania jakie w Shimabarze wybuchło w 1637 r. Same władze w Japonii przecież przypisały je chrześcijanom. To częściowa prawda. Matsukura bowiem nie tylko podlizywał się shogunatowi wymuszając apostazję i zabijając opornych, ale i rozległymi pracami budowlanymi. Wymagały one olbrzymich nakładów finansowych, pozyskiwanych z coraz to wyższych podatków, które zmuszani byli płacić i tak już głodujący chłopi. Zdesperowana ludność, nie tylko chrześcijańska, z chrześcijańskimi wszakże hasłami, zabarykadowała się w zamku Hara, zbudowanym kilkadziesiąt lat wcześniej przez pobożnego Harunobu Arimę. Przyłączyły się do nich tłumy roninów, czyli samurajów bez ziemi i pracy. Było to środowisko skłonne do wszelakich burd i awantur. Japonia w tym okresie miała z nimi ogromny problem, wydając przeciwko roninom szereg edyktów. Na czele powstańców stanął zaledwie 17-letni samuraj i katolik, Shiro Amakusa. 

Po miesiącach ciężkich walk, w 1638 r., wojska shoguna Iemitsu Tokugawy (wnuka wspomnianego Ieyasu), rozgromiły powstańców. Nieznana jest dokładna liczba, ale mówi się nawet o 37 tysiącach buntowników. Praktycznie wszystkich wymordowano. Ważnym aspektem jest tutaj fakt, że powstańców wspierali dostawami broni Portugalczycy, a władze Japonii mogły liczyć na pomoc Holendrów. 

>>> Św. Paweł Miki i Towarzysze: zginęli za wiarę w Japonii

Kakure-kirishitan, czyli ukryci chrześcijanie 

Od tego momentu shogunat utwierdził się w przekonaniu, że chrześcijaństwo oraz obce państwa stanowią bardzo poważne zagrożenie dla władz Japonii oraz stabilności społecznej. W oficjalnych edyktach nie określano już celu głównych represji jako bateren, lecz wszystkich kirishitan. Każdy kto wyznawał chrześcijaństwo stanowił otwartego wroga Japonii. Katolicy zaczęli praktykować swoją wiarę w ukryciu, oficjalnie uczestnicząc w nabożeństwach shinto lub modląc się przed posągiem Buddy. Często Chrystusa czy świętych przedstawiano w formie miejscowych bóstw czy właśnie Buddy, by nie wzbudzać podejrzeń. Olbrzymią czcią otaczano też japońskich męczenników. Maleńka wysepka Nakaeno, położona zaledwie 2 k. od wybrzeży wyspy Hirado, stała się dla „ukrytych chrześcijan” świętym miejscem. Tam bowiem stracono wielu katolików. Chrześcijanie udawali się tam, by pozyskiwać wodę święconą w ramach obrzędu omizutori

Władze stosowały różnorodne środki, by ujawniać chrześcijan. Poza płaceniem za donosy na katolickich sąsiadów było to także fumie, czyli deptanie świętych obrazów, takich jak wizerunki Chrystusa i Maryi. Ci, którzy zdecydowali się to zrobić, byli uznawani za niechrześcijan. Tych z kolei, którzy nie zgodzili się na podeptanie podobizn Jezusa i Jego Matki, wysyłano na brutalne tortury i skazywano na śmierć. 

Fumie musieli wykonywać również holenderscy kupcy, którzy jako jedyni – poza jeszcze Chińczykami – mogli handlować z Japonią, lecz w bardzo ograniczony sposób i często w wyjątkowo upokarzających warunkach. Handel dopuszczony był tylko na sztucznej wysepce Deshima. Raz do roku składali też wizyty w stolicy Edo (dzisiaj Tokio), gdzie musieli znosić najróżniejsze upokorzenia. Widać, że bardzo mocno im zależało na robieniu interesów z Japonią. Portugalczycy niechęci doświadczyli bardzo wyraźnie. W 1640 r. statek, który przypłynął do wybrzeży Japonii, spalono, a większość załogi ścięto, zostawiając jedynie kilkanaście osób, które miały przekazać swoim, że nie są w tym kraju mile widziani. 

Ponowne otwarcie 

W drugiej połowie XIX w. Japonia zaczęła otwierać się na świat. Do kraju przybyli ponownie misjonarze. Francuski ksiądz Bernard Petitjean w Urukami (dawniej wieś sprezentowana jezuitom przez ród Arima, dzisiaj dzielnica Nagasaki) w 1865 r. ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu spotkał chrześcijan. Przyszli do niego sami na wieść o tym, że przybył katolicki kapłan. Od nich dowiedział się o tradycji ustnej przekazywanej z pokolenia na pokolenie oraz o księdze Tenchi Hajimari no Koto („O Stworzeniu Nieba i Ziemi”), która stanowiła swoistą Biblię „ukrytych chrześcijan”. Składała się z 15 ksiąg i fragmentarycznie opisywała wydarzenia zapisane w Księdze Rodzaju oraz Ewangeliach. 

Według brytyjskiego historyka Stephena Turnbulla stanowi ona dowód na to, że jezuici oprócz opowieści z ksiąg kanonicznych Pisma Świętego w celach formacyjnych i dydaktycznych stosowali również historie z ksiąg apokryficznych. Niektóre z nich mają bowiem swoje odzwierciedlenie w Tenchi Hajimari. W „Ewangelii Nikodema” czytamy, że po urodzeniu Jezusa właścicielka stajni, w której przebywała Święta Rodzina, zaprosiła ich do swojego domu. Maryja wykąpała się, a potem w tej samej wodzie zanurzono syna gospodarzy chorego na ospę. Po kąpieli miał być on cudownie uzdrowiony. Bardzo podobną historię prezentuje Tenchi Hajimari, z tym że chora była dziewczynka, i nie na ospę, lecz trąd. 

Ta „japońska biblia” zawierała również wiele innych ciekawych zmian. Otóż, trzej królowie przybyli z… Turcji, Francji i Meksyku. Mamy też w niej do czynienia z licznymi odniesieniami do japońskiego folkloru. Bóg ukarał zbuntowanych aniołów, którzy poszli za Lucyferem, zamieniając ich w tengu, czyli obecne w japońskich wierzeniach demony, przedstawiane zazwyczaj jako skrzyżowanie człowieka z ptakiem. W tengu miał zamienić się również Judasz po zdradzie Jezusa. 

Nie ulega wątpliwości, że część „ukrytych chrześcijan” praktykowała synkretyzm religijny. Świadczy o tym to, że nie wszyscy kakure-kirishitan powrócili do Kościoła katolickiego po ponownym przybyciu misjonarzy. Niektórzy stworzyli własne, specyficzne wyznanie chrześcijańskie. Praktykowali je we własnych wioskach, a ich wiara była transmitowana przede wszystkim z pokolenia na pokolenie. Byli też tacy, którzy po ustaniu prześladowań, przyjęli shinto lub buddyzm. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze