Fot. Andrzej Kerner/Gość niedzielny

Misja na pustyni [MISYJNE DROGI]

Obecny Turkmenistan to kraj położony w Azji Centralnej, na południowo-wschodnim brzegu Morza Kaspijskiego. Graniczy z Kazachstanem, Uzbekistanem, Afganistanem oraz z Iranem. Od 25 lat w Turkmenistanie są misjonarze oblaci.

Jest półtora razy większy niż Polska, ale ludzi mieszka w nim tylko ok. 5 milionów, bo większość terenu zajmuje pustynia Kara-Kum. Po rozpadzie Związku Radzieckiego w 1990 r. Turkmenia, jedna z ówczesnych republik, trochę przypadkiem stała się niepodległym Turkmenistanem. Główną siłę polityczną i ekonomiczną kraju stanowią wielkie złoża ropy i gazu. Połowa ludności zajmuje się rolnictwem. Stolicą państwa jest Aszchabad, który ma około pół miliona mieszkańców.

>>> Kościół nieliczny, ale żywy [MISYJNE DROGI]

Kraj biblijny

Od strony religijnej jest to kraj muzułmański, ale nie jest to islam fundamentalistyczny. Za czasów rosyjskich nieznacznie wprowadziło się tu prawosławie. Tereny te mają jednak bogatą historię wiary chrześcijańskiej. Jeśli zajrzymy do Biblii, to opis ludów obecnych w dniu zesłania Ducha Świętego w Jerozolimie (POR. DZ 2,8) nie rozpoczyna się od Rzymian, ale od Partów. Partowie w czasach Pana Jezusa tworzyli potężne państwo w Azji Centralnej. Jedną z jego stolic była Nisa, leżąca niedaleko dzisiejszego Aszchabadu. Wiara w Chrystusa na te ziemie dotarła dość szybko, bo przedstawiciele tych ludów na własne uszy i w swoim języku słyszeli „wielkie dzieła Boże” (POR. DZ 2,11) głoszone w dniu Pięćdziesiątnicy przez apostołów na czele ze św. Piotrem.

Długo przed Polską

Stosunki między państwem Partów a Rzymem w czasach Jezusa nie mogły być złe, skoro król partyjski Fraates IV poślubił byłą rzymską niewolnicę i wysłał czterech swoich synów do Rzymu. Jeden z nich, Wonones, rządził wówczas, gdy mały Jezus zagubił się w świątyni jerozolimskiej. Nic więc dziwnego, że pierwsi chrześcijanie na terenach dzisiejszego Turkmenistanu żyli już nawet w pierwszym lub drugim wieku, a na pewno w czwartym, bo już przed rokiem 334 istniała siedziba biskupia w Merwie (niedaleko dzisiejszego Mary w Turkmenistanie). Chrześcijanie byli tam obecni, gdy na ziemiach polskich nie było nawet jeszcze Słowian.

Fot. Andrzej Kerner/Gość niedzielny

Zanim w połowie VI w. św. Benedykt założył klasztor na Monte Cassino, w Merwie rezydował już arcybiskup metropolita, a uczeni z Merwu tłumaczyli podstawowe dzieła z języka greckiego i syryjskiego na języki Azji Centralnej i Wschodniej. Zachowały się też relacje o wielkiej liczbie pogan nawróconych na skutek działalności w siódmym wieku Eliasza, tamtejszego metropolity. Największy misyjny „triumf” chrześcijan z Merwu nastąpił około 1000 roku, kiedy władca Turków Keraickich (nad brzegiem jeziora Bajkał) przyjął wiarę, którą głosili w jego królestwie chrześcijańscy kupcy, prawdopodobnie z Merwu. Miał poprowadzić za sobą ponad dwieście tysięcy swych poddanych.

Merw – centrum chrześcijaństwa w Azji

Jedwabny Szlak, czyli transkontynentalna sieć połączeń handlowych, łączył tereny Azji Centralnej z Chinami, Indiami i Iranem, a tak- że z Morzem Czarnym i z Europą. Do XIV w. największym miastem dzisiejszego Turkmenistanu był wspomniany Merw. Stanowił on jeden z największych ośrodków chrześcijańskich w regionie. Był idealną bazą dla wypraw misyjnych na wschód, wśród tureckich plemion Azji Centralnej i dalej – aż do Chin i na Syberię.

Kościół w Azji Centralnej żył w świecie, który był kulturowo i duchowo chrześcijański, choć politycznie muzułmański. Chrześcijanie z terenów dzisiejszego Turkmenistanu musieli być znani w Bizancjum, bo w IX w. święci Cyryl i Metody, podczas słynnej dysputy weneckiej na temat możliwości stosowania języka słowiańskiego w liturgii, odwoływali się do tradycji innych języków używanych przez chrześcijan. Wśród nich wspominali również język sogdyjski, w którym sprawowano liturgię na ziemiach dzisiejszego Turkmenistanu.

Niewiele brakowało, a władcy mongolscy przyjęliby chrzest. Czyngis-chan wydał niektórych swych synów za chrześcijanki. Kolejny chan – Mangu – o mało nie został chrześcijaninem, jego brat Hulagu, zdobywca Bagdadu w 1258 r. i założyciel chanatu Persji, miał żonę chrześcijankę. Kres tym wysiłkom ewangelizacyjnym położyły okrutne wojny i rzezie (nie tylko na chrześcijanach) dokonane przez Timura (Tamerlana).

Kościół zesłańców

Gdy wydawało się, że wiara w Chrystusa w Azji Centralnej upadła, od XIII w. rozpoczął się nowy wysiłek misyjny Kościoła. Najpierw ziemie te przemierzali dominikanie i franciszkanie. Później, pod koniec XVIII w., na tereny te dotarł Kościół prawo- sławny, ziemie te zajęła bowiem Rosja. Późniejsi katoliccy zesłańcy podlegali najpierw pod metropolię w Mohylewie, a potem w Saratowie. Pod koniec XIX i na początku XX w. na terenach dzisiejszego Turkmenistanu powstało kilkanaście katolickich kościołów i kaplic wzniesionych głównie wysiłkiem polskich i niemieckich katolików, którzy w czasie zaborów zostali tu zesłani jako żołnierze carskiej armii lub też jako pracownicy kolei i inżynierowie. Ten mały ślad obecności Kościoła katolickiego na tych terenach został zatarty wraz z rewolucją październikową i stopniową walką z Kościołem, zwłaszcza z Kościołem katolickim.

Fot. Jerzy Kotowski OMI

Wraz z rozpadem Związku Radzieckiego w 1991 r. Turkmeńska Socjalistyczna Republika Radziecka stała się niepodległym Turkmenistanem. Gdy w 1996 r. Stolica Apostolska nawiązała stosunki dyplomatyczne z Turkmenistanem, Kongregacja Rozkrzewiania Wiary przekazała sprawę założenia misji w tym kraju misjonarzom oblatom. Ówczesny generał, o. Marcello Zago, zwrócił się do polskiej prowincji o podjęcie się tego za- dania i zapewnienie personelu dla tej misji. W 1997 r. papież Jan Paweł II ustanowił w Turkmenistanie misję sui iuris. Jej przełożonym został o. Andrzej Madej, a do pomocy wyjechał z nim o. Radosław Zmitrowicz (obecnie biskup w Ukrainie). Z czasem do wspólnoty dodany został o. Tomasz Kościński, a po przejściu o. Radosława do pracy w Ukrainie, jego miejsce zajął najpierw o. Wojciech Piela, po nim o. Rafał Chilimoniuk, następnie o. Paweł Szlacheta, a obecnie o. Jerzy Kotowski. Niekiedy w czasie wakacji do pomocy przybywali też inni ojcowie.

Misja obecności

Praca wśród tej małej grupy katolików polega głównie na obecności, modlitwie z małą grupą chętnych, przygotowywaniu ich do sakramentów i niekiedy na wyjazdach za granicę, aby ta „mała katolicka trzódka” liczą- ca nieco ponad sto osób miała szansę doświadczyć, że stanowi cząstkę prawdziwie powszechnego Kościoła. Na początku trzeba było odszukać niewielką grupę zesłańców ochrzczonych w Kościele katolickim w innych krajach. Jest też mała grupa dyplomatów i pracowników sezonowych z między- narodowych firm. Stopniowo jednak rośnie rodzima katolicka wspólnota turkmeńska. Osoby dorosłe, które chcą przyjąć chrzest przygotowują się przez kilka lat katechumenatu.

Turkmenki w jurcie nad brzegiem Morza Kaspijskiego/Fot. Jerzy Kotowski OMI

Jest to wciąż pierwszy etap dzieła ewangelizacji, ale jest już kilka powołań do życia konsekrowanego, zarówno męskich, jak i żeńskich. Na razie dopiero jeden złożył śluby wieczyste (w zgromadzeniu oblatów) i przyjął święcenia kapłańskie. Wielkie znaczenie dla Kościoła w całej Azji Środkowej miała pielgrzymka Jana Pawła II do Kazachstanu w dniach 22–25 września 2001 roku. Była to pierwsza wizyta papieska w historii Kościoła na tych terenach.

Nietypowy kraj

Niełatwo się odnaleźć w tak nietypowym środowisku religijno-politycznym. Tradycyjni muzułmanie praktykujący swą wiarę w różnych ludowych formach są na ogół dość życzliwi. Islam oficjalny jest pod kontrolą państwa. Życie w takim kraju jest bardzo specyficzne. Widać to np. w bogatych dzielnicach stolicy, które wyglądają pięknie, ale świecą pust- kami, bo zwykłych ludzi nie stać na zakup drogich mieszkań. Choć oficjalnym językiem kraju jest język turkmeński, wielu ludzi stale posługuje się językiem rosyjskim, jako językiem kontaktów narodowych. Nawet podstawowe modlitwy dopiero stopniowo tłumaczy się na język turkmeński. Przez pierwsze lata Kościół katolicki w ogóle nie był uznany przez miejscowe prawo. Można sobie wyobrazić wyjątkowość tej sytuacji, gdy kraj nie uznaje Kościoła katolickiego, ale nawiązał relacje dyplomatyczne ze Stolicą Apostolską. Choć nuncjusz na stałe rezyduje w Turcji i tylko od czasu do czasu pojawia się w Turkmenistanie, to jednak misjonarze funkcjonują trochę na zasadzie dyplomatów. Z jednej strony daje to szansę na oficjalny powód pobytu w tym kraju, ale z drugiej zmusza do uczestniczenia w życiu przedstawicielstw dyplomatycznych. Ograniczone są możliwości kontaktów z miejscową ludnością, bo oblaccy „dyplomaci” budzą zainteresowanie służb. Z tych samych powodów trudno też nawiązywać relacje z placówkami naukowymi czy kulturalnymi.

Jaka przyszłość?

Choć Kościół został zarejestrowany w 2010 roku, wciąż wiele kwestii prawnych nie jest tam jeszcze do końca uregulowanych. Trudno jest nawet wybudować oficjalny budynek kościoła. Jest to teoretycznie możliwe, ale władze wskazały miejsce poza miastem, gdzie ludność miałaby poważny problem z dotarciem, nie mówiąc już o łatwości inwigilacji. Kaplica w naszym domu (oficjalnie budynku nuncjatury) działa więc jako lokalny kościół.

>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę<<<

Czy 25 lat takiej misji to mało czy dużo? Nie znamy Bożych planów i trudno mówić tylko z czysto ludzkiej perspektywy. My mamy siać, a wzrost daje Bóg.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze