fot. valdosilasol, flickr.com

Chrześcijanie i muzułmanie to dobrzy sąsiedzi [ROZMOWA]

O pracy w Turkmenistanie i relacjach chrześcijan z muzułmanami z o. Andrzejem Madejem rozmawia Michał Jóźwiak. 

Jak trafił Ojciec do Turkmenistanu?

Prowincjał zadzwonił do mnie i powiedział: „Andrzej, otwiera się nowa misja! Ojciec Święty powierza nam zadanie założenia Kościoła w Turkmenistanie”. To było jesienią 1996 r. Znałem język rosyjski, bo pracowałem w tamtym czasie na Ukrainie, która była częścią Związku Radzieckiego. – Jak trzeba, to trzeba – odpowiedziałem prowincjałowi. Tak to w dużym skrócie wyglądało.

To musiało być bardzo duże wyzwanie. Katolików było i jest w Turkmenistanie bardzo niewielu.

Rzeczywiście, na początku nikt nie chciał się podjąć tego wyzwania, mając na uwadze to, jak wygląda sytuacja w tym kraju. Ale misjonarze oblaci zostali kiedyś nazwali przez jednego z papieży specjalistami od misji trudnych, dlatego podjęliśmy się tego zadania. Moim pierwszym kompanem był o. Radosław Zmitrowicz, który dzisiaj jest biskupem pomocniczym w Kamieńcu Podolskim na Ukrainie.

Ilu jest dzisiaj katolików w Turkmenistanie?

Około 200–250. Mamy jedną kaplicę nuncjatury apostolskiej w Aszchabadzie i to właśnie tam się zbieramy co tydzień na Mszę św.

Pozostali to głównie muzułmanie, którzy stanowią 93% społeczeństwa. Jakie ma Ojciec doświadczenia z islamem? 

Pracuję w Turkmenistanie już ponad 20 lat. Nasze relacje określiłbym jako „dobre sąsiedztwo”. Spotykamy się i rozmawiamy. Przez ten czas nigdy nie doszło do żadnego incydentu czy konfliktu. Nie było ani jednego znaku braku szacunku. Kiedyś odwiedziłem mułłę w porze obiadowej. Na mój widok od razu poprosił kucharkę, aby przyniosła jeszcze jedną łyżkę – jedliśmy z jednej miski. Nasze relacje są bardzo spokojne i ludzkie. W czasie Świąt Wielkanocnych muzułmanie tradycyjnie przynoszą nam nawet ryż z baraniną. Bywa, że proszą nas o rozmowę czy modlitwę.

W Turkmenistanie jest bardzo specyficzny rytuał parzenia herbaty na pustyni. Na czym on dokładnie polega?

Herbatę gotuję się nad ogniskiem, które rozpala się z drzewa saksauł. Ono zapuszcza korzenie nawet na kilkadziesiąt metrów w ziemię w poszukiwaniu wody. Istotne jest jeszcze coś innego. Gościom nigdy nie zalewa się pełnej filiżanki herbaty. To byłby wyraz braku zainteresowania. Kiedy kogoś przyjmujemy, powinniśmy ciągle poświęcać mu dużo uwagi i dolewać napoju, kiedy nasz gość tego potrzebuje. Cała nasza uprzejmość polega na tym, że jesteśmy gotowi w każdej chwili mu dolać gorącej herbaty.

Pełne nagranie z rozmowy można odsłuchać tutaj.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze