Fot. pexels

#MisyjnyWtorek: Mozambik – tutaj ciągle najważniejszy jest drugi człowiek 

O dzielnicy przy wysypisku śmieci, pięknych sercach Mozambijczyków i tym, co jest największym bogactwem Afrykańczyków opowiada Wiktoria Chodzyńska, misjonarka ze wspólnoty Przymierze Miłosierdzia. 

Wiktoria, jak opiszesz miejsce, do którego przyjechaliście? 

Ogromne wysypisko śmieci. Wokół tego wysypiska jest cała dzielnica domków. Takie slumsy. Wymurowany pokój lub dwa, dach i to jest w stanie surowymtak mieszkają. Czasami ściany są pomalowane. Są bardzo biedni. Żyją w dzielnicy, która jak mi się wydaje, jest jedną z najbiedniejszych. 

Dlaczego oni tam mieszkają? 

Dla nich właśnie to wysypisko śmieci jest źródłem utrzymania. Gdyby go nie było, to nie mieliby się z czego utrzymać. Dorośli segregują śmieci. Dzieci szukają tam czasami jakiegoś jedzenia. Na pewno znajdą się też tacy, którzy tam śpią. Wydaje mi się, że tam przywożą śmieci z całego Maputo, to znaczy z całej stolicy. I jest naprawdę olbrzymie. Mnie nie udało się wejść na samą górę. 

>>> Miesiąc Misyjny na misyjne.pl

No dobrze, można to jeszcze zrozumieć, ale po co wy tam pojechaliście? Czym się zajmuje Przymierze Miłosierdzia w tej dzielnicy? 

Jako Przymierze Miłosierdzia dostaliśmy od biskupa dom, który jest bardzo blisko tego wysypiska. I właśnie tam będzie główny dom misyjny. W tym domu misyjnym będzie prowadzone centrum zdrowia. Pierwszą potrzebą i pragnieniem misjonarzy jest to, żeby nauczyć tamtejszych ludzi profilaktyki i uświadomić ich na temat chorób. O tym, co to jest cukrzyca, jakie są jej objawy. Także o takich – można powiedzieć – prostych rzeczach, jak wirus grypy, malaria, jak rozpoznać objawy, jak się przed nią chronić, jak dezynfekować ranę. Także o tym, że dzieci powinny chodzić w butach, bo mogą nadepnąć na szkło. Kiedy byliśmy na wolontariacie, to mieliśmy właśnie taką sytuację. 

pexels

Ważne, by ci ludzi zainteresowali się swoim zdrowiem, ale także prosili pierwszą pomoc medyczną. Jest to punkt pierwszego kontaktu, do którego ci ludzie z biednej dzielnicy mogą przyjść. A jeśli potrzebna jest hospitalizacja, to są wtedy kierowani do szpitala. Kiedy byłam tam na misji, często było tak, kiedy na przykład jakaś pani była w ciąży i źle się czuła albo ktoś umierał. Wtedy dzwonili po misjonarza, żeby zawiózł do szpitala. I jechaliśmy. Za ten dom odpowiedzialna jest misjonarka Rosanaktóra jest pielęgniarką. 

Będzie tam też sala, gdzie będą zajęcia dla dzieci i katechezy dla nich. Więc można powiedzieć, że to będzie centrum zdrowia fizycznego i duchowego.  

Wiem, że macie niesamowitych sąsiadów. 

Matka Teresa z Kalkuty, kiedy przyleciała do Mozambiku, do Maputo właśnie, poprosiła tubylców, żeby zaprowadzili ją do miejsca największej nędzy w stolicy i zaprowadzili ją w pobliże tego śmietniska. I wtedy powiedziała, że w tym miejscu powstanie jej klasztorSiostry prowadzą tam dom dziecka. Oba domy – Misjonarek Miłości i Przymierza Miłosierdzia – są bardzo blisko siebie i jest bardzo duża współpraca między nami. Misjonarze z Przymierza Miłosierdzia pomagają siostrom.  

No tak, Misjonarki Miłości i Przymierze Miłosierdzia. Nie może być inaczej. Co może zdziałać Miłosierdzie? 

Kiedy przyszliśmy do tych dzieci pierwszy, to wszystkie do nas przybiegły. Jedno dziecko przy jednej nodze, drugie przy drugiej nodze, trzecie na plecach, czwarte na rękach. Było nas za mało, żeby te wszystkie dzieci poprzytulać. I my się bałyśmy, że nie porozmawiamy z tymi dziećmi, bo nie znamy języka. I wtedy mogłam doświadczyć tego, czego misja bardzo mocno uczy, że najważniejsza jest obecność, bycie z tymi ludźmi. Często mamy takie wyobrażenie o misjach, że muszę działać, działać, działać… wybudować studnię, uczyć w szkole, bo inaczej to nie jest misja. Bardzo mocno doświadczyłam też tego, co jest naszym charyzmatem: Być ekspresją Miłości Miłosiernej, czyli tego, że najważniejsza jest obecność. I tak samo to działa w drugą stroną. Dla mnie najpiękniejszym prezentem był uśmiech tych dzieci, to jak czekały na nas, kiedy wracaliśmy. Te spojrzenia, uśmiech dziecka, które zostało odrzucone i nie ma kto go kochać. Kiedy ofiaruje mu się trochę miłości i swój czas, to ono też da ci miłość. Dając miłość my otrzymujemy miłość. 

Widziałam twoje zdjęcie na Facebooku, na którym idziesz i trzymasz za ręce kilkoro dzieci. To było piękne. 

To było zdjęcie zrobione w wiosce 60 km od Maputo. Ludzie tam mieszkają tak, jak można zobaczyć na przykład w programach Wojciecha Cejrowskiego – w takich glinianych domkach krytych strzechą. Mają problem z wodą, prądem, z jedzeniem, bo tam często jest susza. Na początku właśnie w tej wiosce mieszkali misjonarze, tam mieli dom. Prowadzone jest tam przedszkole i nasza wspólnota dba o to, by dla każdego dziecka w przedszkolu przygotowany był posiłekNa finansowanie tego zdecydował się darczyńca z Belgii. Często jest to jedyny posiłek, jaki dziecko je w czasie dnia. Nam trudno jest to sobie wyobrazić. Powiem szczerze, że kiedy jechałam na misje, to bardzo się bałam, że zobaczę dziecko umierające z głodu, wtedy pękłoby mi serce.

Czyli pewnie w wiosce jeszcze bardziej brakuje im najpotrzebniejszych rzeczy. No właśnie… ciągle myślę o Afryce przez pryzmat rzeczy, których im brakuje… 

Najbardziej chodzi o to, by nawiązywać przyjaźnie, relacje. Dla mnie to było bardzo piękne, kiedy jechaliśmy do wioski w odwiedziny, a oni bardzo czekali na nasz przyjazd. Dla nich najważniejsze jest spotkanie. Takim największym gestem przyjęcia przez Mozambijczyków jest siadanie w kole, pod drzewem, przed domem. To jest największe okazanie szacunku dla gościa, ale także gość okazuje szacunek gospodarzowi, siadając w kole. Kiedy przyjechaliśmy do tej wioski, przyszła do nas sąsiadka gospodarzy i poprosiła nas o modlitwę za starszą panią, która umiera. Kiedy weszliśmy do pokoju, żeby się za nią pomodlić to wewnątrz było już osiem kobiet z tej wsi, które były z tą starszą panią, kiedy się źle czuła. Karmiły ją, głaskały, śpiewały jej. Ja na to patrzyłam i nie dowierzałam, że tak można. Wiem, jak często traktuje się starszych ludzi w Polsce. Więc tak naprawdę to my jesteśmy biedniejsi od Afrykańczyków. Oni są bogatsi od nas. 

W wiosce poznaliśmy też panią, która została odrzucona przez swoją rodzinę, bo jest niepełnosprawna – nie ma czucia od pasa w dół. Nie chodzi, ale się czołga. Nie ma męża, nie ma dzieci, ale dom miała najczystszy w całej wiosce. Potem, kiedy jej sąsiadka zmarła, ona przygarnęła jej dzieci i jeszcze przyjęła swoją siostrę z dziećmi. Sama odrzucona, a okazała tak wiele miłości innym. Jest osobą bardzo wierzącą. 

afrykańskie dziecko

pexels

Rzeczywiście niejednego Europejczyka zawstydza taka postawa, takie relacje. 

Mnie ta misja bardzo ubogaciła, w tym sensie, że zobaczyłam swoją biedę. Kiedy wróciłam, to widziałam Europę w takiej klatce zasad, którą sobie sami stworzyliśmy, odbierając sobie radość i szczęście.  

Misjonarze pomagają też siostrom, które wydają posiłki przy parafii. Poznaliśmy tam mężczyznę, który mówił, że ma pracę, ale leczenie jego mamy jest bardzo drogie. I on zarobione pieniądze oddaje mamie i żeby nie wydawać pieniędzy na swój posiłek, przychodzi jeść z ubogimi. Sam sobie nie kupi, po to żeby dać innemu. To moim zdaniem pokazuje ich wielkie serce. 

Po takim wyjeździe zmienia się też zupełnie sposób myślenia o Afryce. Oni są biedni materialnie, ale może nawet nie do końca są świadomi tej sytuacji, bo nie znają niczego innego. Więc tak naprawdę oni są biedni tylko w naszych oczach. To, czego potrzebują, mają. Wyjeżdżają do pracy do innych miast, ale nie po to, by budować dom, w którym potem taki człowiek będzie mieszkał sam, bo przez to, że wyjedzie do pracy, jego rodzina się rozpadnie. On jedzie do pracy, żeby utrzymać chorą matkę, żeby pomóc siostrze. I jeszcze dać tym, którzy potrzebują we wsi. Bardzo sobie pomagają nawzajem.  

A jak mężczyźni traktują kobiety? Czasami słyszy się o tym, że w Afryce nie jest z tym najlepiej. 

W Afryce się zakochałam, w ich mentalności. Chociaż nie podoba mi się to, w jaki sposób mężczyźni traktują kobiety. Może nie wszędzie tak jest i nie każdy jest taki. Ale widziałam mężczyzn siedzących, a kobiety chodziły z dzieckiem i do tego z dwoma torbami, a oni się nie ruszyli, żeby im pomóc.  

A jak traktują obcych? Nie są trochę nieufni? 

Misjonarze chodzą też od domu do domu, by poznać mieszkańców. Ludzie w Mozambiku są bardzo życzliwi, często zapraszają na posiłki. I właśnie w ten sposób spróbowaliśmy tych potraw, które oni jedzą. Jednym z takich tradycyjnych dań jest ryż z liśćmi manioku, z mlekiem kokosowym i z miąższem z orzecha kokosowego. Można powiedzieć, że przygotowują swoje posiłki z tego, co rośnie u nich na podwórku. Nauczyli się dobrze wykorzystywać to, co rośnie w okolicy. 

Dla nich bardziej liczy się drugi człowiek niż pieniądz, niż własność. Nie weszli jeszcze w takie myślenie indywidualistyczne, że liczę się ja, moje szczęście, a inny mi tylko zaszkodzi, sam sobie wystarczę. Oni wiedzą, że do szczęścia potrzebują drugiej osoby, relacji, rodziny. I to bardzo mocno przekłada się na relację z Panem Bogiem. Łatwiej im wejść w relację. Bardziej rozumieją wspólnotę. Dla nich to coś naturalnego, że razem chodzą do kościoła, a później wychodzą i rozmawiają, nie obrażają się, nie obgadują, są bardzo dla siebie nawzajem życzliwi. 

A słynne już afrykańskie tańce podczas mszy św.? 

W parafiach ludzie są bardzo zaangażowani, radośni. Bardzo mocno przeżywają mszę św. Ta msza jest bardzo piękna. Wyobrażałam sobie przed wyjazdem, że będą hulać przed ołtarzem, ale u nich to wszystko ma pewną symbolikę. Tak jak dla nas są ważne organy, tak dla nich bęben jest instrumentem, który jest znakiem uwielbienia. 

Na jednej z mszy św. była taka staruszka z laseczką, całą mszę sobie tą laseczką stukała do rytmu. A po Komunii świętej, kiedy jest bardzo radosna pieśń, ona podniosła swoją laskę i zaczęła tańczyć w drodze powrotnej, mając Jezusa w sercu, i wszyscy zaczęli bić jej brawo. To mnie tak bardzo uderzyło: że cały Kościół cieszył się z radości tej kobiety, że ona miała żywe spotkanie z Bogiem w Eucharystii. Bardzo chciałabym tĘ ich życzliwość przenieść do nas. 

Na pewno takie doświadczenie zmienia też patrzenie na Kościół i pozwala dostrzec jego bogactwo. Człowiek zaczyna rozumieć, że naprawdę można myśleć inaczej i to, że inaczej nie znaczy gorzej. 

Mozambik jest bardzo piękny i rozwija się tam turystyka. Po raz pierwszy widziałam tam taką naprawdę dziką plażę i drewniane łódki pływające gdzieś w oddali. To było naprawdę piękne.  

 

Rozmawiała Justyna Nowicka 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze