Najdalej na północ [MISYJNE DROGI]
Noce i dnie polarne, zorze, przenikliwe zimno, bezkresne przestrzenie, a czasem samotność. Tak wyglądają misje wysunięte najdalej na północ. Codzienność w takich okolicznościach bywa trudna, ale misjonarze chcą nieść Chrystusa wszędzie.
Arktyka to tereny dzisiejszej Kanady Północnej, Alaski (USA), Islandii, Grenlandii (Dania), Norwegii Północnej i Północnej Rosji. Są zamieszkiwane przez rdzennych mieszkańców: Inuitów (Eskimosów), Lapończyków, Czukczów i Nieńców. Od wielu lat są wśród nich polscy misjonarze, w tym oblaci. Magdalena Maliszewska, ks. Szymon Czuwara i o. Daniel Szwarc OMI żyją na terenach północnych. Rytm ich codzienności uzależniony jest od szczególnych warunków atmosferycznych. Magdalena Maliszewska od sześciu lat jest misjonarką świecką, która pracuje w diecezji Churchill-Hudson Bay na północy Kanady. Prowadzi katechezę. Pracuje z Inuitami.
>>> Arktyka. Młodzi nie pamiętają życia w igloo [MISYJNE DROGI]
– Żyjemy na pustyni lodowej. To, o której godzinie wstaję zależy od pory roku. Zimą śpię nawet do 10, a latem wstaję około 6:30. Nauczyłam się tego od miejscowych. W pierwszym roku próbowałam walczyć o to, by mieć regularny sen (osiem godzin) – tak, jak zostałam tego nauczona. Okazało się, że jest to błędne, bo zimą osiem godzin snu to za mało, a latem za dużo. Latem Inuici potrafią spać po cztery godziny, a zimą mogą sobie pozwolić na dwunastogodzinny sen – opowiada Magda. – Praca misyjna musi być podporządkowana warunkom pogodowym. Zimą jest bardzo zimno, temperatury sięgają do –60°C, jest ciemno, a ludzie, kiedy nad ranem temperatury są najniższe, zaczynają funkcjonować później i często nie wychodzą z do-mów. Moja wioska znajduje się pod kołem podbiegunowym, więc mam słońce nad horyzontem każdego dnia w roku. Jednak słońce, które zimą jest tuż nad linią horyzontu przez dwie godziny dziennie, daje zupełnie inne światło i ciepło, niż kiedy jest wysoko. Bywa że jest tak jasno, że nie trzeba używać światła w domu – relacjonuje misjonarka.
– Po przebudzeniu się idę do kaplicy na „posiedzenie z Bogiem”. Milczę albo czytam Pismo Święte. Zdarza mi się pisać – kontynuuje. Misja, w której pracuje Magda jest otwarta od 11 do 21. Od wtorku do piątku o 15.30 przychodzą dzieci na różnego rodzaju aktywności. Około 17 jest wspólna modlitwa, a później ulubione przekąski miejscowych, czyli kanapki z masłem orzechowym i dżemem. Codziennie o 19 wioska spotyka się na różańcu, a jak przyjeżdża ksiądz to odprawia mszę świętą. Co drugi dzień o 19 przychodzi grupka młodzieży. Po modlitwie zostają na jakiś czas, aby porozmawiać o Bogu, rozważać Pismo Święte. – Czasami przeprowadzam coś w rodzaju pogadanek psychologicznych albo zapraszam starszych, by po-kazali młodym, jak uszyć rękawiczki z foki lub przekazali inne tradycje. Oglądamy filmy albo robimy katolickie karaoke. Inuici uwielbiają śpiewać, chociaż strasznie fałszują – opowiada z uśmiechem Magda.
Ciemność to wyzwanie
Ksiądz Szymon Czuwara pracuje na Alasce (USA). Diecezja Fairbanks, na terenie której mieszka, jest trzy-krotnie większa od Polski. – Najczęściej wstaję około godziny 7. Może trochę wstyd się przyznać, ale dzień zaczynam od kawy – opowiada z uśmiechem ks. Szymon. Podkreśla, że całą siłę do pracy misyjnej bierze z modlitwy i budowania osobistej relacji z Bogiem. – Chyba nigdy w kapłańskim życiu nie miałem tyle czasu na modlitwę co tutaj. Codziennie rano staram się rozważać Pismo Święte i adorować Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Wszystko po to, aby mieć kontakt ze źródłem, z którego czerpię siłę do codziennej ewangelizacji – dodaje. – Mam pod opieką dwa małe kościoły, które dzieli odległość 109 mil, czyli jak z Lublina do Warszawy. W jednym z nich spędzam większość czasu i tu odprawiam codziennie w południe mszę świętą, na którą przychodzi kilka osób. Po południu i wieczorami mamy rożne nabożeństwa, spotkania. Dom parafialny to stary powojskowy barak. Do najbliższego marketu mam ponad 100 km. W moim miasteczku jest zaledwie jeden sklep, nad którym ostatnio zawalił się dach pod ciężarem śniegu i z zakupami jest kłopot – mówi ks. Czuwara.
>>> Arktyka: coraz mniej lodu na morzach
– Każda wioska ma szkołę, pocztę, czasem przychodnię, ale najczęściej bez lekarza, co najwyżej z jakimś paramedykiem. Zazwyczaj jest też lotnisko, a właściwie żwirowy pas startowy, lepiej lub gorzej utrzymany, bez żadnej dodatkowej infrastruktury. Życie nie toczy się wedle zegarka. Rytm wyznaczają tu przyloty i odloty małych samolocików ogłaszane przez lokalne CB radio. Kiedy takie wydarzenie ma miejsce, to zainteresowani pędzą w kierunku oddalonego zwykle od wioski lotniska na quadach – dodaje ks. Czuwara.
Trzeba się dostosowywać
Ojciec Daniel Szwarc OMI, który pracuje w wiosce Naujaat (Kanada Północna) na kole podbiegunowym zwraca uwagę, że na misjach arktycznych trudno wyznaczać precyzyjny rozkład dnia. – Mamy mszę św. codziennie o godz. 11 naszego czasu
To stały punkt dnia, jednak pory spania Eskimosów i tutejszych misjonarzy są bardzo różne. Nikogo nie dziwią dzieci bawiące się o 2 w nocy. Gdy najmłodsi nie chodzą do szkoły, a dorośli nie pracują (co dzieje się nierzadko), to śpią po prostu wtedy, kiedy mają na to ochotę. Nie zwraca się uwagi na zegarek. U nas w wiosce godziny nabożeństw i wspólnych modlitw trzeba dostosowywać do potrzeb mieszkańców. Bywa z tym bardzo różnie – mówi o. Daniel. – Brak światła albo jego niewielka ilość na dłuższą metę może bardzo zmęczyć. Dni polarne zresztą też nie są zbyt przyjemne, bo organizm domaga się odpoczynku, a nasz mózg działa jednak w ten sposób, że chce nam się spać wtedy, kiedy robi się ciemno. Tutaj ten rytm jest zaburzony i trudny dla psychiki nawet miejscowych – mówi oblat. Misje wysunięte najdalej na północ są najlepszym dowodem na to, że Kościół jest potrzebny i obecny wszędzie. Ekstremalne warunki przyrody są bardzo trudne, a misjonarze pomimo nich trwają na miejscu po to, aby Dobra Nowina docierała do każdego, kto tylko chce ją usłyszeć
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |