Nie bójmy się synodalności [MISYJNE DROGI]
Prymas senior – abp Henryk Muszyński – profesor nauk biblijnych, opowiada o podziałach w społeczeństwie i polityce, Społecznej Krucjacie Miłości – prymasa Stefana Wyszyńskiego, synodalności, jak i o świeckich świadomie uczestniczących w Kościele i chcących współodpowiedzialności za niego. Rozmawia z nim Marcin Wrzos OMI.
Marcin Wrzos OMI: Prymas Wyszyński jest pomysłodawcą Społecznej Krucjaty Miłości. Przekazywał, aby miłować wszystkich, również wrogów. Był w Poznaniu przypadek dotkliwego pobicia młodego Afrykańczyka, są też uchodźcy na granicy. Jak przenosić Ewangelię, krucjatę miłości, z poziomu ideału na poziom życia?
Prymas senior abp Henryk Muszyński: Trzeba ją kojarzyć z młodością kapłańską prymasa Wyszyńskiego. Był wykładowcą nauk społecznych w seminarium we Włocławku, był kapelanem katolickich związków zawodowych, miał kontakty z robotnikami, a z drugiej strony – jako redaktor – prowadził „Ateneum Kapłańskie”. Łączył zatem od samego początku te dwa wymiary. Wymiar duchowości i wymiar społeczny. Stąd zrodziła się Społeczna Krucjata Miłości. On nie zadowalał się tym, że były tłumy. Żył Ewangelią w bliskości Chrystusa żyjącego w Kościele, w swoim wnętrzu, zatem widział, że ten rodzaj pobożności, miłości i przebaczenia wszystkim trzeba zaszczepiać w Kościele. Bardzo rzadko w dniu Zielonych Świąt, w Ze- słanie Ducha Świętego, były maso- we nawrócenia w historii Kościoła. Człowiek nawraca się indywidualnie – stąd ten pomysł na krucjatę.
Dlaczego dziś o niej zapominamy?
Należę do starego pokolenia. Żyliśmy w czasach jednorodności wyznaniowej, etnicznej. Odziedziczy- liśmy określone struktury, które trzeba było bronić: kraj, Kościół.
Polskość wiąże się z katolickością. Pokazuje to chociażby historia zaborców: Niemcy to protestanci, Rosjanie – prawosławni. Katolickość dodatkowo nas od nich wyróżniała. Taki stan odziedziczyliśmy po naszych przodkach. Do tego doszły dwa totalitaryzmy. W czasie wojny po- bożność kwitła w rodzinach, Kościół żył i kwitł w rodzinach. W czasie okupacji mieszkałem w wiosce, w której kościół był zamknięty. Najbliższy kościół był oddalony o 12–15 km. Dom był małym Kościołem, uczył modlitwy, życia wiarą – za przykładem rodziców. Tu tkwią korzenie mojej ludzkiej i chrześcijańskiej tożsamości. Komunizm oddzielił życie prywatne od publicznego – jako dwie rzeczywistości różne, a nawet przeciwstawne. Wiara jest sprawą prywatną i taką fundamentalną prawdę przekazywano kolejnym pokoleniom. Trwało to dosyć długo i stało się normalne, a w świadomości niektórych trwa do dziś. Dla wielu katolicyzm i religia są zewnętrznym znakiem tożsamości, bez wspólnoty życia i miłości z żyjącym w Kościele Chrystusem i ze wspólnotą wiernych. Stąd nierzadko wykorzystuje się religię instrumentalnie dla celów partyjnych lub takich, które nie mają z religią nic wspólnego.
Do polityki?
Nie tylko. Chodzi o działanie w zgodzie z własnym interesem czy z interesem partii, do której należę, i wykorzystaniem religii jako narzędzia do osiągania określonych celów. Faktycznie istnieje zatem w wielu wypadkach bolesny rozdźwięk, a nawet rozłam, pomiędzy wiarą a życiem. W tym sensie Społeczna Krucjata Miłości, oczywiście z uwzględnieniem nowych środków i metod dotarcia do ludzi, jest niezwykle aktualna. Odrodzenie duchowe powinno służyć świadectwu, które obejmuje zarówno życie osobiste, jak i to publiczne. Sprawy sumienia dotykają wnętrza i serca człowieka. Właśnie sumienie pociąga za sobą odpowiedzialność przed Bogiem i ludźmi; ono określa konkretny sposób życia.
Nie planowałem rozmawiać o polityce i o podziałach. Włączmy jednak telewizor. Zobaczymy podział, eskalowanie konfliktu, a Wyszyński pisał o tym, że nie mamy się dać podzielić, że mamy być jedno, że tworzymy rodzinę narodową, ludzką.
Nie należy mylić jedności z jednolitością. Bogactwem każdej społeczności jest jedność w różnorodności. Jeszcze czymś innym jest wspólnota wiary nie tylko między sobą, ale z żyjącym w Kościele Chrystusem. Kardynał Wyszyński żył w czasach totalitarnych, w komunistycznej dyktaturze. Istniały tylko dwie kategorie; faktycznie lub pozornie niewierzący i uchodzący za wierzących. Podział przebiegał z reguły między oni a my. Walka polegała na obronie własnej, religijnej tożsamości. Wielki prymas szanował i bronił hierarchiczności Kościoła, wziął osobiście odpowiedzialność za losy Kościoła, ale był otwarty także na dialog z ówczesną władzą komunistyczną. Nikt nie wiedział jednak, jak daleko posuną się komuniści w swojej walce z Kościołem. Byłem w seminarium, gdy prymas Wyszyński został uwięziony. Jako klerycy żyliśmy w strachu i nie- pokoju. Często można było słyszeć pytanie: „Jeżeli tak postępują z prymasem, to co będzie z nami?”.
>>> Szkoła Synodalności wpisuje się w to czym żyje Kościół powszechny
Dziś podział jest nawet między nami – katolikami.
Jest „katolicyzm partyjny”, który usiłuje godzić wiarę z instrumentalnym wykorzystaniem jej do celów partyjnych, i drugi, prawdziwy katolicyzm – kościelny. Niestety, także w Kościele istnieją środowiska, które instrumentalnie korzystają ze wsparcia władzy dla celów nie tylko pod- trzymania, pogłębienia i ożywienia wiary, ale także dla celów, które nie mają wiele wspólnego z wiarą.
Księże Prymasie, to odważna teza: katolicyzm partyjny. Czym on się charakteryzuje?
W sposób zrozumiały w czasach pluralizmu istnieją także różne odłamy katolicyzmu. Z powodu daleko sięgających podziałów w łonie Kościoła katolickiego przewodniczący KEP w swoim stanowisku oraz członkowie Konferencji Episkopatu Polski odwołali się wyraźnie do Konkordatu. Stanowi on, że relacje Kościoła i państwa oparte są autonomii, niezależności i wzajemnym poszanowaniu własnej tożsamości i odrębności. Powołaniem duchownych Kościoła katolickiego jest głoszenie Ewangelii wszystkim. Jako obywatele mamy prawo mieć własne zdanie, ale ambona nie może być używana do wspierania jednej partii, która zniechęca do Kościoła wiernych o odmiennych poglądach politycznych. Oczekujemy, że także politycy w taki sam sposób nie będą wykorzystywali Kościoła i jego nauczania instrumentalnie – dla własnych, doraźnych, politycznych celów.
Czy jest dziś szansa na dialog między nami? Także o to zabiegał przecież kard. Wyszyński.
Według mojego rozeznania podziały pomiędzy Polakami dotychczas ni- gdy nie były tak poważne. Jesteśmy niestety podzieleni. Przeważnie każdy broni swojej postawy, poglądów i racji. Brak jednak dialogu na tematy najbardziej podstawowe, związane z rosyjską agresją na Ukrainę, wojną w Izraelu między Hamasem, Izraelczykami i Palestyńczykami. Właśnie dlatego, że nie ma prawdziwego dialogu także na Bliskim Wschodzie i w innych miejscach – giną tysiące niewinnych ludzi, szczególnie dzieci. Wiara i duchowość chrześcijańska jest otwarta na drugiego człowieka. Wyraża się w gotowości wysłuchania przeciwnika, nawet w gotowości niesienia mu pomocy, gdy jej potrzebuje. Jeżeli zabraknie tej gotowości, to pozostaje tylko wzajemna nienawiść, wojna, która niczego nie rozwiązuje, a po- większa tylko sumę zła i nieszczęść.
Niektórzy mówią, że i dziś by się nam przydał taki przywódca Kościoła. Lider na miarę Wyszyńskiego – w Kościele, w którym biskupi różnie mówią.
Jestem pewnie zdziwiony faktem, że niektórzy ze starszego pokolenia, którzy pamiętają posługę prymasa Wyszyńskiego, mają takie oczekiwania. Dzisiaj żyjemy w innej rzeczywistości eklezjalnej, społecznej, politycznej, w czasach, w których Kościół wraca do swoich żywotnych korzeni, do synodalności. Jest to rzecz nowa, która budzi sporo zastrzeżeń i nie- pokoju. Dotyczy to całego Kościoła Powszechnego. Chrześcijaństwo jest częścią bardzo różnych, często odmiennych kultur, i jego zadaniem jest budowanie Kościoła jako wspólnoty religijnej, wzorem samego Chrystusa. Odziedziczyliśmy określone struktury, które rozróżniają wyraźnie hierarchię od wiernych świeckich. Jest faktem, że z woli Boga wszyscy cieszą się tą samą niezbywalną godnością. Podobnie jednak jak w czasach apostolskich – każdy członek Kościoła ma swoje odrębne, wyznaczone przez Boga powołanie i posłannictwo. Zwykliśmy odróżniać „Kościół osiadły” od misjonarzy, którzy pełnią swoją posługę w krajach misyjnych. Zapomina się często, że na mocy chrztu świętego wszyscy wierni są podmiotem ewangelizacji, od której zależy w dużym stopniu i trwałość, i rozwój Kościoła. Jedna i ta sama Ewangelia, jeden, ale bardzo zróżnicowany Kościół, który żyje w odmiennych warunkach, w różnych częściach świata. Zakłada to ogromne zróżnicowanie, zarówno organizacyjne, jak i duszpasterskie. Każda odnowa sięga wnętrza człowieka, ma charakter jedyny i niepowtarzalny. Posłannictwem Kościoła jest znalezienie sposobu, języka, formy pobożności dostosowanych do właściwego środowiska, miejsca i kraju. Bez wątpienia potrzebne są nowe autorytety, oparte na wiarogodności osobowej, która zakłada pełną zgodność świadectwa życia i wiary, za- równo u biskupów, jak i u wiernych świeckich. Korzeniem i źródłem każdej wspólnoty jest jedność i tożsamość życia, działania i miłości z Chrystusem zmartwychwstałym żyjącym w swoim Kościele. W mocy Ducha Świętego uczestniczymy już dzisiaj w wymiarze sakramentalnym w zbawczych darach, które stają się naszym udziałem.
Czy dla niektórych synodalność nie jest czymś podejrzanym? Albo czy podejrzani nie są świeccy uczestniczący świadomie w Kościele?
Dla wielu synodalność promowana dziś przez papieża Franciszka jest rzeczywiście podejrzana, bo całkowicie nowa. Dotychczasowe, światowe synody gromadziły wyłącznie biskupów, którzy przygotowywali nowe, zróżnicowane formy duszpasterstwa w Kościele Powszechnym. Uczestniczyłem w aż czterech światowych synodach biskupów. Nie waham się powiedzieć, że pogłębiło to w sposób niezmierny moją duchowość, obraz i działanie Kościoła. Jest zrozumiałe, że nowa struktura synodów światowych, do której należą dziś nie tylko biskupi, ale także kapłani, siostry zakonne i wierni świeccy, stwarza zrozumiałe napięcia, ponieważ kościoły lokalne są niesłychanie zróżnicowane. Główne trudności płyną z faktu, że świadomość synodalna dla wielu uczestników jest całkowicie nowa. W krajach demokratycznych obowiązuje bowiem ustawodawstwo oparte na większości głosujących. Decyzje synodu obowiązujące w całym Kościele nie są wynikiem demokracji, a dziełem samego Ducha Świętego, jak wielokrotnie mogliśmy czytać w wypowiedziach papieża i uczestników synodu. Uczymy się pełnić wolę kochającego Ojca, który daje nam swojego Syna, abyśmy w mocy Ducha Świętego, w oparciu o słowo Chrystusa, które jest „mocą Bożą dla każdego wierzącego”, mogli być znakiem nowego życia, którego owocem jest świętość. Papież Franciszek z naciskiem akcentuje, że synod jest drogą, którą idziemy razem do zbawienia. Jako ludzie wszyscy jesteśmy równi przed Bogiem, ale żywy Kościół to żywy organizm, w którym każdy z członków ma właściwe sobie miejsce i zadanie, i za ich realizację ponosi odpowiedzialność.
Od kilku bezpośrednich świadków ostatniego synodu usłyszałem, że pomimo wielkiej różnorodności i odmienności, właśnie dzięki modlitwie, wpatrywaniu się w Chrystusa i doświadczeniu mocy Ducha Świętego, dyskusja była bardzo żywa, ale bez podziałów. Panował wspaniały duch otwarcia, gotowości i wzajemnego zrozumienia. Sam doświadczyłem na synodzie obecności i działania Ducha Świętego. Patrzę zatem na przyszłość tej instytucji z pełnym za- wierzeniem i zaufaniem, mając świadomość, że jest to dzieło Ducha Świętego, który posługuje się ludźmi, aby pogłębić, odnowić, umocnić jedność, świętość, apostolskość, różnorodność i powszechność Kościoła – dzieło Boga, a nie ludzi.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |