Uganda

Uganda

Nie odtrącaj tych, którzy są obcy [MISYJNE DROGI]

– Zabrali nas do buszu dla jednego celu, do walki. Przez wiele strasznych rzeczy przeszliśmy. Do dziś trudno zapomnieć. a chcesz zapomnieć… – Joseph zawiesza głos.

Wojna na północy Ugandy skończyła się w 2007 r. Trwała z kilkoma krótkimi przerwami od 1986 r., kiedy Aczoli podnieśli rebelię przeciwko prezydentowi Yoweri Kagucie Museveniemu. „Nie ma sytuacji na świecie, gdzie jest tyle namnożenia brutalności wobec dzieci i łamania praw człowieka” – opisywał ją misjonarz Carlos Rodriguez Soto w przejmującej książce „Tall Grass”. Inna walka trwa – ta we wspomnieniach, poranionych duszach i o codzienne tu i teraz. O ziemię, o prawa tych, co ją zasiedlili, o porozumienie. – Pozornie jest spokój, ale jak wejdziesz w głąb, widzisz przemoc – powie bp John Baptist Odama z Gulu, który do stycznia br. pełnił funkcję przewodniczącego episkopatu Ugandy. Wracam tu co roku. Kolejne doniesienia z należącej do diecezji wsi Apaa. – Nie chcą tam ludzi. Ma być park dla zwierząt. Ziemię kupił jakiś biały z RPA. A przecież ziemia Aczoli zawsze należała do ludzi. Ale po wojnie wszystko się zmieniło… – mówi Joseph. Wspomina, jak w 2013 r. wojskowi zabrali 26 osób. – Do Adjumani. Nawet tego zabitego… Do baraku ciało wrzucili. Byłem pomiędzy nimi. Załadowali nas na samochody. Po powrocie mówię naszemu księdzu: „Ci z Appa są w kłopocie, wyganiają ich”. „Zobaczymy, co się da zrobić” – odpowiedział. Konflikt wzmagał się. Trwa do dzisiaj. – Mówili, że do marca nie chcą w Apaa widzieć nikogo. Że podejmą akcje, jeśli ludzie odmówią…. Nie wiem, dlaczego. Przecież nie ma tam żadnych zwierząt. Tylko ludzie głęboko w buszu i drzewa akacjowe… Joseph czuje się bezradny. Na razie ma swoje pole. Akurat sezon sadzenia. – Kwiecień najlepszy. Dla ryżu i kasawy. Z ryżem różnie. Czasem po trzech miesiącach możesz zebrać, inny po pięciu. Wiesz, ziemia tu żyzna. Sadź, co chcesz. Sim sim weźmie trzy miesiące, fasola dwa i pół. Kasawa wolno. Bo spod ziemi… Rok zajmie.

fot. Krzysztof Błażyca

Napięcia

Do Apaa jedziemy z Davidem Okullu. Jest proboszczem parafii Niepokalanego Serca Maryi w Pabo w diecezji Gulu. W czasie wojny znajdował się tu największy obóz dla osób wewnętrznie przesiedlonych w kraju (IDP Camp). Przez ponad 20 lat rejon był targany rebelią Bożej Armii Oporu (LRA – Lord’s Resistance Army). Jej lider, samozwańczy „prorok” Joseph Kony, od 2005 r. jest poszukiwany przez Międzynarodowy Trybunał Karny za zbrodnie wojenne i przeciw ludzkości. – Ludzie wiele wycierpieli w tamtych dniach. Żyją z piętnem wojny do dziś. Sytuacja w Apaa to jedna z konsekwencji – mówi. Od 2018 r. jest koordynatorem diecezjalnej komisji „Sprawiedliwość i Pokój”, której celem jest rozwiązanie konfliktu w Apaa pomiędzy Aczoli i napadającymi na nich Madi. Napięta sytuacja, której końca nie widać, ciągnie się już od dekady. Nocne rajdy uzbrojonych w łuki grup przynoszą kolejne ofiary. Przyjeżdżali oficjele. W zeszłym roku wypowiedział się nawet prezydent… Ale konflikt trwa. – Nasi ojcowie dali nam tę ziemię. Problem eskaluje. Ludzie nie wiedzą, co robić. Potrzeba poważnej interwencji – uważa Walter z Apaa.

>>> Miesiąc Misyjny na misyjne.pl

Biskup John

Są zgodni, że krach kultury Aczoli nastąpił od czasu wojny. Atakująca z buszu LRA i przymusowe obozy IDP organizowane przez armię zniszczyły życie Aczoli, którzy mówią o sobie, iż są „ludem pokoju”. – Obozy IDP były czymś obcym. Rodziny zostały wykorzenione z naturalnego środowiska. Kultura została zniszczona, poczucie godności zdeptane, edukacja legła w gruzach, brakowało żywności – opowiada bp Odama. Jego wysiłki w celu zażegnania konfliktu na północy kraju pozostaną nieocenione. Został za nie nagrodzony Nagrodą Budowniczego Pokoju. Obozy IDP wspomina tak: – To była mentalność ocaleńców, którzy zostali zdruzgotani, zepchnięci do obozów. My, liderzy religijni Aczoli, podejmowaliśmy się rozmów pokojowych. Katolicy, anglikanie, prawosławni i muzułmanie… Teraz jeszcze mamy grupę zielonoświątkową. Od początku działamy na rzecz pokoju. Dziś trzeba skierować ludzi do pojednania po tych strasznych rzeczach. Wojna wniosła wiele traumy. Do dziś wielu nie znalazło wsparcia po tym, co przeszli. – Tu jest bardzo wysoki wskaźnik alkoholizmu. A pogarsza to fakt, że mamy bardzo tanie lokalne alkohole. Pięćset szylingów. Prawie czterdzieści procent mężczyzn jest dotkniętych tym problemem. I to rodzi kolejną przemoc. Wskazuje na uzależnienia, wysoki wskaźnik samobójstw wśród młodych. – To nie tylko społeczne, ale i duchowe pustkowie. I jak reintegrować tych, którzy mieszkali w buszu? Mówi o potrzebie zaangażowania wielu grup. – Wsparcia rządu i społeczności międzynarodowej. Kościół pomaga. To działanie dla ludzkości. Bo widzisz, jeśli zabijesz kogoś albo jeśli pomożesz komuś, to dotyka to esencji twego człowieczeństwa.

fot. Krzysztof Błażyca
fot. Krzysztof Błażyca

Kenneth

Odwiedzamy go w jego gospodarstwie. – Dziękuję, że pytasz o Apaa – mówi na powitanie. Mieszkał w obozie IDP od 1996 r. do zakończenia wojny w 2006 r. – Użyli lotnictwa do zbombardowania wsi, aby ludzie wycofali się do obozów. Musiałeś wszystko zostawić. Gdybyś zwlekał, zostałbyś zabity. Wspomina, że na początku dziesięcioosobowa rodzina otrzymywała pięć miar fasoli. Czasem dostarczali poszo (mąka kukurydziana), które było zepsute. – Ale nie było wyboru. Wojna trwała, ludzie żyli w obozach. Niespodziewanie spadały bomby, prosto na chaty. Z buszu strzelali. Nikt nie wiedział, skąd – opowiada. W 2006 r. w Apaa powstał obóz tymczasowy. Istnieje do dziś. Zamieszkali tu ci, którzy musieli opuszczać Pabo, gdzie przez kilkanaście lat w skrajnych warunkach żyło ponad 70 tys. osób. – Przyszliśmy tu, gdzie kazali nam się osiedlić. Dołączyli ludzie z okolicznych wiosek. Zaczęliśmy żyć. A teraz słyszymy, że ta ziemia nie należy do nas. Niepokoją nas. Tu mieszka ponad 26 tys. ludzi. I co mamy robić? – mówi pełen emocji. David wysłuchuje kolejnych skarg. Będą rozmawiać o problemie, szukać rozwiązań.

Mama Valeria

Przyniosła o poranku kurę. Codziennie przychodzi na siódmą do niebieskiego kościoła, gdzie David celebruje mszę św. w lokalnym języku luo. W czasie wojny straciła syna. Miał na imię Philip, był dziennikarzem. Został otruty tuż po wojnie, bo widział i wiedział za wiele. Tak mówią ludzie. To wie mama Valeria. Dziś opowiada o wydarzeniu sprzed roku. Pojechała wtedy do Kampali odwiedzić córkę. – Poszłam rano do kościoła. Widziałam tych ludzi z Butabika (szpital dla osób upośledzonych). Jeden z mężczyzn tak był podobny do Philipa. Poczułam ukłucie w całym ciele. „Mój Boże, dlaczego dajesz tu tego człowieka? Zaakceptowałam już wszystko. Pogodziłam się już ze śmiercią syna. A teraz on. Jezu, co mi pokazujesz?” – pytałam. Następnego dnia poszłam do kaplicy. Była tam tylko jedna kobieta na klęczkach i ja. Głowę miałam spuszczoną. I wtedy ten szalony mężczyzna podszedł znowu do mnie, położył się obok, potem otworzył moją dłoń i dał mi ten krzyż – Valeria pokazuje metalowy krucufiks. – I odszedł. „Philip, dałeś mi ten dar, choć umarłeś” – pomyślałam. Byłam w kościele do godziny trzeciej. Po powrocie powiedziałem o tym księdzu Davidowi. – To Philip dał ci ten krzyż. Módl się za niego – odparł. No i modlę się tak bardzo jak potrafię. To jest przesłanie, Kris: nie odtrącaj ludzi, którzy ci są obcy.Co więcej mam ci powiedzieć? – kończy pogodnym uśmiechem.

fot. Krzysztof Błażyca
fot. Krzysztof Błażyca

David

Do Ugandy wracam wielokrotnie. Wiele tu jest potrzeb. I wiele osób jest tu budowniczymi dobra. Krakowscy franciszkanie wykańczają nowy szpital w Matugga. W Munyonyo ich staraniem powstaje nowe przedszkole. W marcu tego roku z Davidem otworzyliśmy kolejne dwie studnie: we wsi Opok w dystrykcie Amuru i we wsi Ryemakilyok w dystrykcie Kitgum. To ósma i dziewiąta studnia wybudowana przez założoną przez Davida organizację Solidarity for Rural Development Organisation i zarazem druga i trzecia sfinansowana przy wsparciu ludzi dobrej woli z Polski. Woda w Ryemakilyok była na głębokości 80 metrów. Prace w Opok zakończyły się sukcesem przy 60 metrach. Studnia w Ryemakilyok służy około 1000 osób. Studnia w Opok ułatwi życie kolejnym 1600 osobom. Davida wspiera biskup Odama. – Popieram to, co robi. Obszary, w jakich on działa, to budowa studni, opieka zdrowotna, rozwój rolnictwa, polepszenie standardu życia. Jako Kościół współpracujemy, wspierając siebie nawzajem. Jeśli Kościół w Polsce chciałby wesprzeć projekty prowadzone przez księdza Davida, to zachęcam. To droga budowania solidarności, braterstwa, nawiązywania relacji – mówi biskup. Ks. David Okullu pochodzi z miejscowości Pajmol, skąd pochodzą też dwaj błogosławieni męczennicy Aczoli – Daudi Okello i Jildo Irwa, zamordowani w 1918 r. na rozkaz lokalnego kacyka. Beatyfikował ich w 2002 r. papież Jan Paweł II. Tym samym dla Ugandyjczyków dołączyli do grona 22 męczenników z Namugongo, kanonizowanych przez Pawła VI w 1964 r. Ks. David Okullu będzie w Polsce w październiku (miesiącu misyjnym) br. na zaproszenie Fundacji „Razem dla Afryki”.

>>>Reportaż pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Zamów prenumeratę!<<<

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze