Pandemia w Afryce, fot. EPA/KIM LUDBROOK

Oblaci z Madagaskaru: potrzebujemy Waszej pomocy! Bez niej nie damy rady

Jeszcze wczoraj informowaliśmy o radosnym liście, jaki dotarł do nas z największej wysypy Czarnego Lądu. Na Madagaskarze udało się otworzyć nową kaplicę, która oprócz modlitwy będzie służyła też mieszkańcom w wielu innych zadaniach. Dziś jednak musimy poinformować o troskach i kłopotach, z jakimi mierzą się oblaci pracujący na wyspie.

Madagaskar, fot. unsplash

Dotarł do nas list, w którym dokładnie opisują, jak ich życie stało się bardzo trudne. Pandemia dotarła do Afryki i mimo że liczba zgonów nie jest tak duża, jak w Europie, to COVID-19 i tak niesie ze sobą wiele problemów. Liczba zakażonych rośnie przede wszystkim w stolicy. Sytuacji nie ułatwia fakt, że rząd nie podaje dokładnych informacji na temat rozwoju epidemii.

Podwójnie dotknięci pandemią

Zakonnicy już od połowy marca przebywają w zamknięciu. Z Madagaskaru mogą wydostać się tylko ci, którzy chcą wrócić do kraju i obejmie ich program repatriacyjny. Zabronione jest też podróżowanie wewnątrz kraju. Dozwolony jest tylko transport artykułów pierwszej potrzeby. Zabronione są nawet większe rodzinne spotkania, z domu można wyjść tylko do godziny 13:00 i tylko do sklepu. Później obowiązuje godzina policyjna.

Pandemia w Afryce, fot. EPA/KIM LUDBROOK

Najgorsze jest to, że lockdown w krajach afrykańskich powoduje o wiele głębsze i o wiele bardziej destrukcyjne skutki niż w innych regionach świata. Kraje południa mają bardzo słabo rozwinięte systemy opieki zdrowotnej, obywatele nie mają możliwości odkładania pieniędzy na tzw. czarną godzinę. „Ludzie żyją tutaj z dnia na dzień. Ci, którzy żyją z handlu warzywami, owocami, mięsem muszą to robić, bo inaczej nie mają z czego żyć” – piszą w liście do Polski o. Adam Szul OMI (ekonom Delegatury na Madagaskarze) oraz o. Mariusz Kasperski OMI (superior Delegatury).

Piszemy w imieniu wszystkich oblatów z Madagaskaru. Piszemy o sytuacji naszej Delegatury, ale również ludzi, którym służymy, i którzy służą w jednym celu: dla Bożej Chwały i niesienia Ewangelii na rozmaite sposoby.

Rodzinne dramaty

W przypadku totalnego wygaszenia gospodarki i życia społecznego mogłoby dojść do antyrządowych protestów. Rząd musi więc pozwolić choć na częściowe otwarcie małych, rodzinnych interesów, co jednak sprzyja rozprzestrzenianiu się wirusa (brakuje sprzętu ochronnego, środków dezynfekujących). Mimo wszystko i tak wiele firm znalazło się na skraju bankructwa, inne – w najlepszym przypadku – na razie zawieszają swoją działalność.

Przeczytaj też >>> Madagaskar: woda, mydło i żele to nieosiągalny luksus

fot. unsplash

Wiele rodzin przeżywa prawdziwy dramat, nie wystarcza pieniędzy nawet na wyżywienie. „Ludzie, którzy pracowali w stolicy i wynajmowali domy, z braku możliwości powrócili do swoich rodzin na wieś” – pisze o. Adam Szul OMI. Kryzys żywnościowy w kolejnych tygodniach i miesiącach może być jeszcze silniejszy. „Ceny wszystkich produktów już bardzo się podniosły a jakby tego było mało rząd podniósł niedawno ceny prądu i wody” – informują oblaci.

Antananarivo, stolica Madagaskaru i prowincji. Położona jest w środkowej części wyspy, nad rzeką Ikopa, na wysokości ok. 1400 m n.p.m. Ma niecałe 2 mln mieszkańców, fot. unsplash

Władze kraju obiecały uruchomienie pakietu pomocowego dla najbardziej potrzebujących, ale do tej pory niewiele osób ją otrzymało. Zresztą składa się na nią kilka kilogramów ryżu, fasoli, paczka świeczek i butelka oleju. Początkowo rząd wypłacał niektórym rodzinom pieniądze (równowartość 25 euro), ale ta forma pomocy szybko się skończyła. Wśród mieszkańców popularne jest takie powiedzenie (w klimacie czarnego humoru): Raha mihiboka dia tratran’ny kibo vida, raha mivoaka dia tratran’ny Covid, co oznacza: Jeśli pozostaniemy w zamknięciu, umrzemy z głodu, a jeśli wyjdziemy, zabije nas Covid. Przyznać trzeba, że to zero-jedynkowa a jednocześnie ponura perspektywa.

Brak planu ratunkowego

Obecny kryzys będzie miał bardzo bolesne skutki społeczne i gospodarcze dla tego kraju. Jak podkreślają oblaci, pomoc międzynarodowa na Madagaskar co prawda płynie, ale jest przez rząd nieroztropnie dystrybuowana. „Rząd mógłby kupić testy, by wiedzieć, kto jest chory a kto nie. Testów nie ma. Są za to budowy, niekoniecznie potrzebne, jak << colloseum >> w starej części stolicy”. Tak, to nie pomyłka! Oprócz kwestii zdrowotnych, oblaci posługujący na Madagaskarze obawiają się o finansowe podstawy ich misji. „Będzie bardzo ciężko. Ludzie są biedni a mimo to dzielą się, czym mogą. To jednak nie wystarcza. Jeszcze przed pandemią nasza sytuacja gospodarcza była bardzo zła. Teraz będzie jeszcze ciężej” – piszą w liście misjonarze.

oblaci

oblacki krzyż

Najgorsze jest to, że rząd nie wdraża rozwiązań, które mogłyby poprawić tę sytuację. Po pierwsze – można by rozwinąć nowe uprawy rolnicze. „Jednak w interesie niewielkiej grupy biznesmenów rolnictwa się tutaj nie rozwija. Wolą zarabiać wielkie pieniądze ze sprowadzania ryżu z zagranicy” – piszą misjonarze. Sytuacji nie poprawia zamrożenie ruchu turystycznego a stanowił on – w ostatnich latach – 5% PKB gospodarki Wyspy. Do tego dochodzą akty bandytyzmu, kradzieży, co prawdopodobnie będzie się wzmagało wprost proporcjonalnie do wzrostu poziomu bezrobocia. Trudno sobie wyobrazić co może być, gdy liczba zakażonych i chorych wzrośnie. Respiratorów w szpitalach jest mało a każdy to oczywiście poważny wydatek.

fot. EPA/NIC BOTHMA

Dni pełne strachu i zmęczenia

Oblaci widzą i kolejne problemy, natury duchowej, religijnej. „Od czasu zamknięcia kościołów, zakazu sprawowania kultu dla więcej niż 50 osób, organizowania spotkań i działalności duszpasterskiej, większość ludzi zapomina o modlitwie. Dni są pełne strachu, zmęczenia i niezadowolenia. Jednak właśnie w tym trudnym czasie musimy jeszcze bardziej zwrócić się ku modlitwie, wierze i Bogu”. Oblaci w ramach istniejących zakazów starają się (na ile to możliwe) być blisko ludzi. Pomagają w tym internetowe transmisje mszy świętych, ale oczywiście nie każdy ma do niego dostęp.

Państwa takie, jak w Europie, radzą sobie z tym problemem o wiele lepiej niż Madagaskar. Bardzo byśmy chcieli żeby tak było i u nas, ale niestety. Biedne kraje, takie jak nasz płacą podwójną cenę. Już są biedne, a do tego jeszcze taki kryzys…

A co z nami?

Dzięki współpracy z „Operazione Africa” misjonarze mogli kupić dla dzieci i nauczycieli mleko w proszku, mydło, żel, maski ochronne, witaminy. Nie wystarczyło tego jednak na długo. Misjonarze – w liście – wspominają z wdzięcznością o środkach, które niedawno trafiły z Dzieła Pomocy Ad Gentes, które wraz z Komisją Episkopatu Polski ds. Misji przekazały polskim misjonarzom po 2 tysiące euro pomocy. Nie jest to jednak pomoc „dla misjonarza”, ale pomoc, którą każdy misjonarz ma przeznaczyć na pomoc dla ludzi ze swojego otoczenia. Misjonarze nie chcą zwracać uwagę na swoje potrzeby, ale w tym czasie muszą to zrobić… Są wdzięczni za pomoc, która dociera do nic z zagranicy, ale jednocześnie zwracają uwagę, że nikt nie zapyta: „A co z samymi misjonarzami?”.

fot. EPA/KIM LUDBROOK

Próbują być samodzielni i starają się pozyskać środki z innych źródeł, ale w obecnej sytuacji nie są w stanie tego zrobić. Nie chcą wiele, chcą by dołączono ich do grona beneficjentów programów pomocowych. W tym trudnym czasie, by mogli pomagać innym, sami potrzebują pomocy; chociaż w podstawowym zakresie. „Mimo wysiłków Administracji Delegatury nie jesteśmy w stanie być całkowicie samodzielni. Po prostu nie ma z czego” – piszą.

Ufna prośba o pomocną dłoń

Jest jeszcze jedna odsłona tego dramatu. 3 lata temu misjonarze zasadzili tysiąc drzew kakaowca. Po to, by produkować czekoladę i mieć dzięki temu jakiś stały dochód na swoją działalność i życie na Wyspie. Gdy drzewa już urosły i osiągnęły wysokość 70 centymetrów, kto jest podpalił. Prawdopodobnie ktoś przygotowywał pole do uprawy, ale ogień się przeniósł razem z wiatrem i wszystko spłonęło… „Płakać się chce. Gdzie tu inwestować, by godnie zapracować na swój chleb?” – pytają misjonarze.

fot. EPA/NIC BOTHMA

List nie jest tylko po to, by „skarżyć się” na swój los. To przede wszystkim gorąca i ufna prośba, by na tym najtrudniejszym etapie po prostu wyciągnąć do madagaskarskich misjonarzy pomocną dłoń. „Prosimy o pomoc dla naszych ludzi i dla nas samym, o ile to możliwe, o ile możecie” – piszą oblaci. „Wcześniej nie śmialiśmy o to prosić, wiedząc i zdając sobie sprawę z sytuacji każdego z nas. Jednak wiem też, że jeśli się nie prosi, to inni nie wiedzą, że ktoś czego potrzebuje”.

>>> Madagaskar: zadaniem Kościoła jest bycie blisko ludzi

Jak prezentuje się praca misyjna oblatów na Madagaskarze w liczbach? Niemal 2 tysiącami dzieci opiekuje się prawie setka misjonarzy. Współpracują przy tym z 70 nauczycielami. Chcąc być dalej z nimi i ze względu na nich proszą o pomoc. „Nie piszemy ile, bo rozumiemy sytuację. Szanujemy i dziękujemy za to, co już dostaliśmy. Musimy jednak poprosić o więcej…”. Co jest potrzebne przede wszystkim? Pieniądze na zakup ryżu, oleju, fasoli, masek ochronnych, mydła, rękawiczek ochronnych (przede wszystkim rękawiczek dla tych, którzy robią zakupy). Swój list nazywają gorącą prośbą, ale i świadectwem – świadectwem niestrudzonej posługi i woli dalszego służenia. Oblaci zapewniają wszystkich Przyjaciół Misji o stałej pamięci w modlitwie.

>>> Pomóż misjonarzom w walce z koronawirusem <<<

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze