fot. Wojciech Ganczarek

Przywieźli wodę [MISYJNE DROGI]

Kolorowe fragmenty kamieni lśnią na spalonej słońcem dłoni. Silne palce mężczyzny przemierzają wiklinowy kosz, prowokując szelest, który przypomina mieszanie tłuczonego szkła.

Gdy Ruben znajduje to, czego szuka, podsuwa znalezisko pod obiektyw kamery. To skalne groty strzał, jeszcze do niedawna używane przez rdzenne społeczności zamieszkujące okolicę. Wieje wiatr. Na drodze biegnącej zaledwie kilkanaście metrów od domu wyją silniki wielotonowych ciężarówek. W pustynnej scenerii, pejzażu pustki ciągnącej się po horyzont i w chmurze szarego piasku, która przybyła właśnie z zachodu, zatrzymuje się samochód. Starsze małżeństwo podchodzi do niewielkiego budynku przypominającego kapliczkę. Ktoś pociąga za sznur, słychać dzwonek. Ktoś zostawia na betonowej posadzce dwie pięciolitrowe butelki. – Zobacz, przywieźli wodę – mówi Ruben.

Fot. Wojciech Ganczarek

Ogień i woda

Ruben i Fabiana mieszkają w samotnym domu w połowie drogi między miastami Neuquén i Cutral-Có, silnie związanymi z wydobyciem ropy naftowej. Latem upały w regionie są nie do zniesienia. Cutral-Có w języku miejscowej ludności Mapucze oznacza tyle, co „ognista woda”. W miejscu, gdzie mieszka małżeństwo, wody nie ma. Nie ma również sąsiadów, zwierząt hodowlanych ani upraw. – Gdzie zawsze była woda, było też życie – zaznacza Ruben, który na płaskowyżu rozciągającym się dalej na północ szuka materialnych śladów rdzennych kultur. W swoich poszukiwaniach, jak wy-jaśnia, najpierw stara się zlokalizować choćby najmniejsze ślady obecności wody: samotne drzewo czy gęstszą grupkę ostrokrzewów zieleniejących się w suchym krajobrazie pustyni. To tam znajduje fragmenty ceramiki, ruiny dawnych domostw i kamienne groty strzał. – Nie ma dwóch identycznych! – mówi z pasją. – Widziałem ich set-ki. Niektóre groty są do siebie po-dobne, ale dwóch identycznych nie znajdziesz! W swojej kolekcji zgromadzonej w wiklinowym koszu pokazuje mi gro-ty białe, różowe, czarne, niebieskie i wielobarwne. Trój- i pięciokanciaste, w zależności od pochodzenia. – Nigdy nie studiowałem archeologii, nic takiego – przyznaje. – Ale to nie znaczy, że się nie znam! Czytam wszystko, co wpadnie mi w ręce.

>>> Kamerun: woda ze studni to luksus [MISYJNE DROGI]

Fot. Wojciech Ganczarek

Na marginesie

W życiu społecznym i archeologicznym Ruben znajduje się na marginesie. Profesorowie uniwersyteccy, którzy od czasu do czasu odwiedzają okolicę, nie zwracają na niego uwagi.– Ale oni mają tylko teorię, nie mają praktyki – śmieje się Ruben – nie mają pojęcia, gdzie szukać. Opowiada, że zdarzały się wizyty argentyńskich archeologów, którzy prosili Rubena, by wskazał mniej więcej, gdzie znajduje groty i ceramikę ze swojej kolekcji. Nieodmiennie jednak traktują z pogardą tego starszego mężczyznę w znoszonych ubraniach, z widocznymi brakami w uzębieniu, żyjącego pośrodku pustyni. I bez uniwersyteckiego dyplomu. – Zabieram ich w okolice, gdzie można coś znaleźć. I potem patrzę na biedaczków, jak cały dzień grzebią w ziemi, czasem o krok od miejsca, w którym wiem, że coś można znaleźć. Ale nic im nie mówię. Ostatecznie podobno to oni wiedzą lepiej, prawda? – Ruben śmieje się i kręci głową. Ale na pustynię nie zawiodła go pasja do archeologii. W Senillosa, miasteczku, w którym Ruben i Fabiana poznali się i mieszkali przez długie lata, nie poszło im dobrze. Mieli duży sklep warzywny, który stanowił niechcianą konkurencję dla miejscowych potentatów. Po powtarzających się szykanach postanowili wycofać się z biznesu. Pojawiła się oferta, by zamieszkać w opuszczonym domu pośrodku pustyni i za niewielkim wy-nagrodzeniem pilnować bram wjazdowych do naftowych odwiertów położonych dalej od drogi. I przy okazji: doglądać ludowego sanktuarium błogosławionego Zefiryna.

Fot. Wojciech Ganczarek

Święci od wody

To nie samotny dom Rubena, a pomnik Zefiryna Namuncury najbardziej rzuca się w oczy każdemu, kto przemierza monotonną drogę krajową numer 22 na zachód od miasta Neuquén. Namuncurá urodził się w nieodległym Chimpay, wywodzi się z rdzennego narodu Mapuczów i darzony jest szczególną czcią w tym zakątku Argentyny. Obok postawnej, cementowej figury stoi ów niewielki budynek zaopatrzony w dzwonek, który wybrzmiewa poruszany przez wiernych. Ci ostatni natomiast zostawiają wota, prośby, plastikowe kwiaty i butelki z wodą. Sanktuarium Zefiryna nie jest przypadkiem odosobnionym. Tradycja pozostawiania przy drodze butelek z wodą jest w Argentynie szeroko rozpowszechniona i wiąże się przede wszystkim z postacią Di-funty Correi, ludowej „świętej”, która według legendy zmarła na pustyni z pragnienia. Udało jej się uratować maleńkiego syna, którego trzymała przy piersi, mieli go odnaleźć pasterze już po śmierci matki. Tak zrodziła się tradycja ustawiania przy drogach symbolicznych grobów Difunty Correi. Podróżni, przekonani o cudach dokonujących się za jej pośrednictwem, zostawiają butelki z wodą – żeby wody nigdy już jej nie zabrakło. Ani jej, ani innym podróżnym. Tak też jest w przypadku sanktuarium Zefiryna przy drodze numer 22: oprócz miejsca kultu stanowi swoistą oazę na bezludnym stepie. Jedni zatrzymują się tu, by wodę zostawić, inni, by o nią poprosić. A jeśli po napojeniu potrzebujących i własnej rodziny w butelkach pozostaje jeszcze nieco życiodajnego płynu, Ruben podlewa nim skromy ogród wokół pomnika Namuncury.

>>> Sudan: polska salezjanka ratuje życie ludzi w ogarniętym wojną kraju

Postscriptum

Poznawszy Rubena, nagrałem na jego temat krótki materiał dokumentalny zatytułowany „Odkrywca”. Wideo szybko rozniosło się wśród mieszkańców regionu. Trzy dni później Ruben zadzwonił do mnie rozemocjonowany: „Wojtku, wysłali mi cysternę z dziewięcioma tysiącami litrów wody!”. Jakiś czas później władze gminy Cutral-Có zostawiły Rubenowi cały kontener pełen wody. Zapomniana rodzina miała nagle do dyspozycji coś na kształt basenu pośrodku pustyni. Niedługo później Fabiana zachorowała na raka. Ale szybka interwencja medyczna wraz z chemioterapią pozwoliły jej przezwyciężyć chorobę. Kobieta zapewnia, że było to możliwe dzięki wstawiennictwu błogosławionego Zefiryna. W końcu razem z Rubenem dzień w dzień sprząta pustynne sanktuarium. „My dbamy o niego, on dba o nas” – zapewnia z uśmiechem.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze