Ważne i ważniejsze pytania [MISYJNE DROGI]

Kazachstan. W Polsce pyta się: dlaczego przestałeś chodzić do kościoła? Dlaczego już nie wierzysz? Na misjach pyta się: co się stało? Dlaczego wierzysz, że ten biały opłatek to Ciało Boga? W końcu pytasz i siebie: dlaczego wierzę?

W grudniu 1990 r. dwie siostry z naszego zgromadzenia zostały wysłane do Kazachstanu, by pomóc w pracy misyjnej w czasie Bożego Narodzenia. Wówczas odezwało się we mnie pragnienie posługiwania ludziom na tamtych terenach. Byłam wówczas „świeżo upieczoną”. Stałą pracę w Kazachstanie służebniczki rozpoczęły trzy lata później. Ja dołączyłam na początku października 1998 r. Zostałam skierowana do Oziornego, małej wioseczki w północnym Kazachstanie. To tu w 1941 r. mieszkańcy, którymi byli wyrzuceni na step polscy zesłańcy, dziesiątkowani przez głód i mrozy, doczekali się Bożej interwencji. W uroczystość Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny przyszła odwilż. Topniejący śnieg w starym rozlewisku utworzył jezioro. W sposób niewytłumaczalny i w niespotykanej ilości pojawiły się w nim ryby, które ocaliły zesłańców od śmierci. Ludzie uważają to za cud uproszony w modlitwie różańcowej, mimo zakazów nieustannie odmawianej.

Nowe państwo i wolność

Przyjazd przypadł krótko po rozpadzie ZSRR (1991 r.). Kazachstan stał się autonomicznym państwem – można powiedzieć, że rozpoczynał nowe, samodzielne życie. Pod względem ekonomicznym było tragicznie. Ludzie pracowali, nie otrzymując wypłaty. Rozpadły się kołchozy, co zdezorganizowało życie ludzi, szczególnie w wioskach. Przez kilka lat (mniej więcej od 1995 do 2002 r.) nie było prądu lub włączano go na kilka godzin w ciągu doby. Przestały pracować przedszkola, domy kultury itp. Za to była wolność. Szczególnie odczuwali ją ludzie wierzący, którzy przybyli na teren Kazachstanu jako dzieci z rodzicami deportowanymi z Kresów Wschodnich. Przez prawie 70 lat musieli się ukrywać z wyznawaniem wiary. Nie mieli kapłana, sakramentów, życia parafialnego. Mogli jedynie pod osłoną nocy, z narażeniem życia, modlić się i w ten sposób przenieść wiarę przez te lata. Właściwie można powiedzieć, że wiara ta przesuwała się na paciorkach różańca do czasu, gdy po upadku komunizmu w Kazachstanie mogli się legalnie pojawić misjonarze i przejąć depozyt wiary pilnie strzeżony przez zesłańców – duchownych i świeckich.

Czekając na księdza

Wzruszające są dla mnie historie tych ludzi, których wiara wiązała się z tęsknotą za sakramentami, za Mszą św. Aby się wyspowiadać, musieli czasem pokonywać sto i więcej kilometrów, albo czekać, aż uda się jakiemuś księdzu zesłańcowi dostać do nich nocą. Świętując Wielkanoc bez kapłana, modlili się całą noc, kończąc nad ranem „Rezurekcją”, czyli pieśniami o zmartwychwstaniu Pana Jezusa. Mam w pamięci opowiadanie jednej z parafianek, której mama w Wielką Sobotę przygotowywała święconkę i wychodziła z nią na podwórko, „bo dziś w Polsce księża święcą pokarmy, to i nas obejmie”.

Foto: Rafała Kisiel

Śluby po latach

Na misjach głębiej uświadomiłam sobie, że wiara jest darem. Dla mojej polsko-katolickiej mentalności, gdzie wszystkie sakramenty przyjmuje się chronologicznie w wyznaczonych okresach życia człowieka, było czymś nowym, ale właśnie nadającym jakiejś świeżości wierze to, że przygotowuje się np. osobę dorosłą do pierwszej Komunii świętej czy do sakramentu małżeństwa parę będącą już wiele lat w związku cywilnym. Jedna para, którą przygotowywałam, miała już 30 lat stażu małżeńskiego. Obydwoje dojrzeli do tego, że chcą przystępować do Komunii św. i do spowiedzi. Chcieli więc wziąć ślub kościelny. W dzieciństwie ochrzczeni byli „z wody” (z powodu braku księdza chrztu udzielały osoby świeckie), dlatego przyjmowali chrzest warunkowy, a potem składali sobie przysięgę małżeńską. Po tylu latach wspólnego życia słowa tej przysięgi miały swój ciężar gatunkowy. Świadkami na ślubie byli ich dorośli synowie, którzy wcześniej od rodziców doszli do sakramentów.

Ważne pytania 

Nie wiem, ile i co dałam komuś przez moją ponaddwunastoletnią posługę w Kazachstanie. Jednego jestem pewna: moja wiara się wzmocniła. To piękne, że Bóg pozwala widzieć
cuda. Dla mnie to jest cud, że czterdziestokilkuletni mężczyzna czy kobieta prosi o przygotowanie do Chrztu św. czy do spowiedzi. Pytam: co się stało? Dlaczego Pan teraz wierzy, że ten biały
opłatek to Ciało Boga? Miał Pan jakieś objawienie?… I siebie zaczęłam pytać, dlaczego ja wierzę? I mam tylko jedną odpowiedź – to jest dar. W Polsce pytałam raczej: dlaczego przestałeś chodzić do kościoła? Dlaczego już nie wierzysz? W Kazachstanie spojrzałam z innej perspektywy i zrozumiałam, jak wielkim darem jest łaska wiary! W takim razie moją rolą nie jest ocenianie i rozliczanie: czemu nie wierzysz? Dlaczego odszedłeś od Boga, od Ewangelii? Moją posługą jest głoszenie Ewangelii. Głoszenie, a nie cytowanie Biblii. Bóg mnie posyła siać, a nie osądzać i mieć pretensje, że ktoś nie jest katolikiem lub przestał nim być.

Foto: Rafała Kisiel

„Nawracajcie się”, a nie „nawracajcie innych”

W misyjnej pracy najtrudniejsze jest przyjmowanie z pokorą odejścia od Kościoła i od Boga tych, których się prowadziło. Moja pycha powodowała, że przeżywałam to jako osobistą porażkę, dopóki nie zrozumiałam, że moja posługa nie powinna być drogą do sukcesów. Pan Jezus mówi „idźcie i głoście”, nie „idźcie i odnoście sukcesy”. Od siedmiu lat jestem w Polsce. Z perspektywy czasu widzę, że w posługę misyjną, ale chyba też w każdą inną, jest wpisana słabość i niedoskonałość uczniów Jezusa. Nie jest ona przeszkodą dla Bożego działania, jeżeli mamy szczere pragnienie ciągłego nawracania się. Jadąc na misje myślałam, że moim zadaniem jest nawracać tych, do których jestem posłana. Ktoś mi zwrócił uwagę, że wezwanie Jezusa brzmi: „nawracajcie się”, a nie „nawracajcie innych”. Drugie wezwanie to: „głoście Ewangelię”. Dla mnie było to ważne odkrycie. Mój powrót do Polski był dosyć niespodziewany. Podczas Kapituły w sierpniu 2011 r. zostałam wybrana do posługi przełożonej generalnej służebniczek wielkopolskich. Mimo że nowe obowiązki pochłonęły mnie szybko, brakowało mi pracy duszpasterskiej oraz prostoty życia, która cechuje życie misyjne. Na ubiegłorocznej Kapitule Generalnej powierzono mi drugą, sześcioletnią kadencję. Na razie nie ma widoków na wyjazd na misje. Nadal jednak czuję w sercu gotowość do pracy na Wschodzie.

Rafała Kisiel SNMPNP

>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę<<<

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze