fot. EPA/NABIL MOUNZER

Wikariusz apostolski Bejrutu o sytuacji społecznej, politycznej, Kościele w Libanie [ROZMOWA]

O ewentualnej wizycie papieża Franciszka, sytuacji społecznej, politycznej, Kościele i relacjach międzyreligijnych w Libanie – mówi bp César Essayan, wikariusz apostolski Bejrutu dla katolików obrządku łacińskiego.

Piotr Dziubak (KAI): Kiedy papież Franciszek przyjedzie do Libanu? Już kilkukrotnie wspomniał o tym.

Bp César Essayan: Ojciec Święty bardzo pragnie przyjechać do Libanu. Powiedział to wiele razy. Sprawa jest jednak bardzo delikatna. Sytuacja w Libanie jest złożona. Przyjazd do Libanu w tym momencie, kiedy ludzie mocno protestują przeciwko rządowi, mógłby zostać odebrany jako swego rodzaju poparcie dla obecnych władz. Zdecydowana większość mieszkańców Libanu nie chce czegoś takiego. Dobrze słyszymy krytykę papieża, który mówi, że Kościoły lokalne, biskupi, mają żyć skromnie. Papież ma wiele krytycznych uwag pod adresem naszego Kościoła. Pragnie, by Kościół w Libanie zadbał o zachowanie swojej tożsamości.

Czy krytyczną ocenę Kościoła mieli także poprzednicy Franciszka?

– 25 lat temu przyjechał do nas Jan Paweł II i powiedział do nas tak: „wolność zaczyna się w sercach”. Uczestnicy spotkania z papieżem mieli zaklejone usta taśmą i związane ręce. To było dobrze widać. Nawet jeśli macie związane ręce, ale macie wolne serca to jesteście wolni podkreślił wtedy Jan Paweł II. Papież przyjechał do nas po Specjalnym Zgromadzeniu Synodu Biskupów dla Libanu. To było wielkie wydarzenie dla naszego kraju. Wręczył nam adhortację apostolską „Nowa nadzieja dla Libanu”. Do dzisiaj niestety nie wprowadziliśmy w praktykę tego dokumentu i jako Kościół i jako kraj. Przekazaliśmy tę adhortację komisji i na tym stanęło. Dla wszystkich stało się jasne, że jest to kolejny dokument, ale nie dla wiernych, nie dla libańskiego narodu. Z kolei 10 lat temu miał miejsce Synod dla Bliskiego Wschodu. Przypomnijmy, że w ciągu tego dziesięciolecia wydarzyło się sporo m.in. arabska Wiosna Ludów.

>>> Prezydent Libanu u papieża

fot. EPA/Nabil Mounzer .

Co właściwie stoi na przeszkodzie, aby papież teraz przyjechał?

– Papież Franciszek od ponad roku mówi: „uważajcie, bo tożsamość libańska jest w niebezpieczeństwie”. 1 lipca 2021 zaprosił do siebie nas, liderów Kościołów chrześcijańskich na spotkanie. Osobiście stawiam sobie pytanie: jeśli przyjedzie papież Franciszek, to żeby tylko nas odwiedzić? To nie wystarczy! Aby utwierdzić wiernych? Odpowiadam: tak. Żeby wesprzeć biednych księży, którzy na co dzień pracują z ludźmi? Tak. Ale to chyba jednak trochę za mało, żeby zachęcić papieża Franciszka do odwiedzin. Ojciec Święty chce, żeby Liban stał się przykładem, swego rodzaju przesłaniem dla innych. Nie chciałbym, żeby taki przyjazd skończył się czymś w rodzaju „wykorzystania” obecności papieża, żeby politycy mówili: to my przyjęliśmy papieża; żeby liderzy religii: chrześcijanie i muzułmanie powiedzieli: papież przyjechał do nas itp. Wizyta nie może się ograniczać tylko do tego. Wszyscy powtarzamy słowa tytułu papieskiej encykliki „Fratelli tutti”: „braterstwo ludzkie”, „przyjaźń społeczna” itd. Ale niestety muszę postawić pytanie: Czy ty kierując wspólnotą muzułmańską, chcesz wspólnego i pokojowego życia razem ze mną? Co robisz, żeby to stało się możliwe? Dlatego cała problematyka kwestii przyjazdu papieża Franciszka jest bardzo szeroka. Osobiście powiedziałbym: niech Ojciec Święty jeszcze zaczeka, dopóki nie uregulujemy podstawowych kwestii.

Czego szczególnie nie udało się wprowadzić w praktykę z adhortacji Jana Pawła II sprzed 25 lat, o którym Ksiądz Biskup wspomniał?

– Myślę, że ciągle brakuje współpracy pomiędzy katolikami, prawosławnymi i protestantami dla dobra Libanu. Tego niestety jeszcze nie ma. Prawie wszystkie nasze rodziny w Libanie to rodziny katolickie albo prawosławne. Wiele z nich to rodziny mieszane. Często członkowie tej samej rodziny wyznają różne religie. Nasze pojęcie rodziny nie ogranicza się do rodziców i dzieci. Kościoły nie mogą działać każdy na własną rękę albo tylko się spotykać raz na jakiś czas. Musimy przedyskutować problemy dnia codziennego naszych wiernych. W kwestiach teologicznych cały czas debatujmy i coś uzgadniamy, ale wszystko, co dotyczy dnia codziennego, zwłaszcza teraz, w okresie kryzysu gospodarczego, jest gdzieś z boku, a przecież konsekwencje wynikające z tego dotyczą każdej osoby żyjącej w Libanie. W imię niesprawiedliwości, która się teraz dzieje, w imię biednych i potrzebujących pomocy, my, pasterze różnych Kościołów i wyznań musimy się spotykać i działać. Także muzułmanie. Kiedy Mahomet zaczynał swoją misję, mówił o sprawiedliwości społecznej: „pójdziecie do piekła wy, którzy zostawiacie na pastwę losu sierotę i wdowę”. Dzisiaj mało kto w Libanie słyszy krzyk ubogiego! Niestety tworzymy ciągle jakieś komisje, które mają się zająć problemami, ale niewiele z tego wynika. Wspólnie musimy zająć się problemami Libanu i „uwolnić” Ewangelię, żyć nią na co dzień, gdyż schowaliśmy ją gdzieś pod kluczem.

EPA/WAEL HAMZEH

„Uwolnienie Ewangelii” to powszechny problem, nie dotyczy wyłącznie Libanu…

– W państwie demokratycznym można złożyć sprawę w sądzie przeciwko państwu, jeśli źle postąpiło. Można odwołać się do powszechnie obowiązujących norm sprawiedliwości. W Libanie nie ma takiej możliwości. Przytoczę przykład. Kilka miesięcy temu adwokaci zdecydowali, że przeprowadzą strajk. Potem sędziowie zdecydowali się na strajk. Chcą podwyżek pensji i niezależności od polityki. Wszystkie ich żądania są słuszne. Ale rodzi się pytanie, co zrobią osoby aresztowane, jeśli adwokaci i sędziowie będą strajkować? Potem okazuje się, że to nie tylko strajk o poprawę warunków ekonomicznych, ale za tym stoją niejasne powiązania polityczne. Co zatem mają zrobić osoby, które doznają przemocy, które są w opresji? Tak niestety wygląda sytuacja w naszym kraju. Dlatego liderzy religijni w Libanie muszą jasno powiedzieć, że to jest niegodziwe, niesprawiedliwe i należy to naprawić. Sam, jako hierarcha Kościoła, w pojedynkę tego nie zrobię.

Na ile korupcja jest rozpowszechniona?

– Kiedyś w kazaniu powiedziałem, że my wszyscy jesteśmy skorumpowani, ponieważ pozwoliliśmy rządzić takim politykom. Niestety, nigdy nie byliśmy państwem w pełni demokratycznym, ale przede wszystkim państwem wyznaniowym. Wszędzie mamy podziały, każdy jest uzależniony od różnej maści polityków. Tak się dzieje nie tylko w urzędach miejskich, ale prawie wszędzie, także w szkołach. Mamy niestety skorumpowany sposób myślenia. Na przykład jeśli ktoś zatrudnia pomoc domową z zagranicy, to władze chcą, żeby jej paszport trzymać pod kontrolą. Jeśli taka osoba popełniłaby jakieś wykroczenie, to przede wszystkim odpowiada pracodawca. To prowadzi do całej serii nadużyć. Ludzie wychodzą z domu, pomoc domowa jest zamykana na klucz w obawie, żeby czegoś nie zrobiła na zewnątrz i pracodawca nie został pociągnięty do odpowiedzialności. Ponadto pomoce domowe są bardzo źle opłacane, dostając np. 100 dolarów na miesiąc. Jest to współczesna forma niewolnictwa w naszym kraju. Kiedy jeszcze jako ksiądz byłem nauczycielem i starałem się wytłumaczyć młodym ludziom, że taka sytuacja jest niezgodna z wszelkimi standardami, to mówili mi: „ksiądz nic nie rozumie, my ją kupiliśmy za 100 dolarów na miesiąc i możemy domagać się od niej, czego chcemy”. Tego typu mentalność nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem. Jesteśmy krajem feudalnym, który tylko pozuje na państwo demokratyczne. Do tego wszystkiego dołączyli „orędownicy wojny” i ich słowo jest dla wielu ważniejsze niż Ewangelia.

Papież Franciszek często powtarza, że żyjemy w czasie III wojny światowej w kawałkach, która rozgrywa się również w Libanie i Bliskim Wschodzie…

– Powiedziałbym, że ciągle żyjemy w czasie wojny i niekończącej się przemocy, a jej ofiarami są najbiedniejsi. Oni nie mają nikogo, kto by ich bronił. Jakiś czas temu uciekinierów ze względu na wojny i konflikty zbrojne na świcie było około 60 mln. Dzisiaj to już 100 mln. Te liczby ciągle rosną.

fot. EPA/WAEL HAMZEH

Liban także przyjął wielu uchodźców.

– Nie, Liban nie przyjął. Słowo „przyjąć” jest blisko związane ze słowem „gościnność”, a to z kolei znaczy: „przyjąć kogoś z życzliwością”. Gościnność to m.in. ofiarowanie jedzenia przybywającym. Niestety nas obarczono uchodźcami. Pracowałem z uchodźcami, zanim zostałem biskupem. Zresztą robię to cały czas. My mamy doświadczenie w pomaganiu uciekinierom z Palestyny. Czy możemy nazwać pomocą sytuację, gdy uchodźcy mogą wychodzić na plac o powierzchni np. 300 m2, ogrodzony drutem kolczastym – choć w sumie mogą wychodzić, bo nikt im tego nie zabrania. Dorośli wychodzą poszukiwać pracy. Dzieci nie wychodzą bo nie mają gdzie iść. Dzieciom obiecuje się, że będą chodziły do szkoły i nic z tych obietnic nie wynika. Wiele z tych dzieci nigdy nie było w szkole i nie wiedzą, co to w ogóle jest. Wtedy taki plac staje się więzieniem pod gołym niebem. Na kogo wyrosną te dzieci? Godzinami patrzą w telewizor. Nauczą się tylko marzyć. Chodziliśmy do tych obozów, żeby uczyć dzieci czytać i pisać i prawie chciano nam tego zabronić. Mówiono nam: dzieci mają chodzić do szkoły! Pytamy: gdzie jest szkoła? Gdzie są autobusy, które zawiozą dzieci do szkoły? Przez niektóre państwa uciekinierzy są niestety traktowani jak towar. To nie ma nic wspólnego z gościnnością. Jeśli jakaś organizacja pomocowa dostaje 100 tys. dolarów, a wydaje 60 tys. dolarów na administrację, to jak można mówić o pomocy uciekinierom? Ona ich po prostu wykorzystuje! Uciekinierzy są towarem. Młode dziewczyny, które są sprzedawane do krajów Zatoki Perskiej, bo są dziewicami, po kilku miesiącach, jak już są niepotrzebne, są tu przywożone z powrotem. Co mamy z tym zrobić? Jak te dziewczyny będą mogły żyć w przyszłości?

Takie sytuacje mają miejsce w Libanie?

– Miały miejsce. Ale taki jest losem tysięcy uciekinierów na całym świecie. Wielu z nich zostało sprzedanych np. dla pobrania organów. Oni są ciągle towarem na sprzedaż. Nadal dla wielu sytuacja, że jeśli uchodźcy nie będą przynosić zysku, to nikt się nimi nie będzie zajmował, jest czymś normalnym. Spójrzmy na Syrię. Ile razy słyszeliśmy, że Baszar al-Asad powinien być odsunięty od władzy, bo jest dyktatorem. A on ciągle tam jest i ma się dobrze. W międzyczasie Syria została kompletnie zrujnowana. Dlaczego wszystkie cywilne budynki zostały kompletnie zdewastowane? Dlaczego wszystkie miejsca wykopalisk archeologicznych musiały zostać rozkradzione? To chyba nie jest przypadek, ale raczej zaplanowane działanie. Nie jestem wyznawcą teorii spiskowych, ale nie wierzę, że ludzie którzy dzisiaj prowadzą wojny robią to z naiwności, ale z bezwzględną premedytacją.

fot. EPA/NABIL MOUNZER

Jak żyć, gdy prąd elektryczny jest tylko przez 1-2 godziny dziennie?

– Niestety to nie jest nowy problem. Ten problem istnieje od bardzo dawna. Obym się mylił, ale chyba ktoś zdecydował, żeby ludzie nie mieli prądu.

Dlaczego?

– To jakby ktoś zdecydował, żeby ludzie byli biedniejsi. Wszyscy płacą państwu za prąd, ale też i za paliwo do agregatów prądotwórczych, które również są związane z polityką, a może bardziej z politykami. Oni w ten sposób zarabiają na dostawie paliwa do agregatów i na samych agregatach. W ten sposób poniża się ludzi. Do końca wojny domowej, tj. do początku lat dziewięćdziesiątych, mogliśmy swobodnie pić wodę z kranu. Dzisiaj wodę pitną musimy kupować. Dlaczego państwo ma problem z oczyszczaniem wody? I znowu ciśnie się na usta odpowiedź: ktoś musi na tym zarobić.

Przy takiej ilością chodzących prawie non stop agregatów prądotwórczych pojawia się kwestia czystości powietrza i ekologii…

– Ekologia tu nikogo nie obchodzi. Na pewno nie interesuje ona polityków. Można zarobić na robieniu prądu na agregatach, to zarabiamy. Na tym polega biznes i bogacenie się polityków. Co gorsza zdarza się, że taki polityk jest potem zakładnikiem jakiegoś kraju, któremu usługuje. Kto jest opłacany przez Iran, jest zakładnikiem Iranu, kto dostaje pieniądze z Arabii Saudyjskiej, jest jej zakładnikiem, a kto dostaje pieniądze z Francji, jest zakładnikiem Francji. A kto nie wejdzie w jakichś układ, to skupi na sobie złość reszty. Mamy nadzieję, że może uda się coś zmienić w czasie nadchodzących wyborów parlamentarnych, jeśli oczywiście do nich dojdzie. Dziwnym trafem politycy z różnych partii chcą je przesunąć. I tym samym mamy znowu błędne koło, jedni politycy oskarżają drugich, że tak jest.

Zatem Liban potrzebuje m.in. odważnych biskupów, aby zmienić i Kościół i kraj?

– Papież Franciszek dał nam bardzo dużo od początku swego pontyfikatu. Przede wszystkim pokazał nowy styl pracy. Ofiarował nam encykliki: „Laudato si’”, „Fratelli tutti”, adhortację „Evangelii gaudium”. Pamiętajmy też o gestach papieża. Spotkanie w Abu Zabi, wizyta w Maroku, w Iraku. Papież pokazał nam, że wszyscy musimy uszanować wolę Boga względem naszego życia. Jeśli Bóg pozwolił na moje życie, nikt nie ma prawa mi go odebrać. Kropka. To jest minimum. Zaczynając od tego można rozpocząć odbudowę. Mamy w Libanie pewne zarodki nadziei. Są osoby, które każdego dnia dają świadectwo, że w Libanie wszyscy, bez względu na pochodzenie etniczne, wiarę i religię potrafią normalnie żyć. Może to nie jest to jeszcze braterstwo, ale jakaś forma społecznej przyjaźni i odpowiedzialności za dobro wspólne. Bardzo mnie wzruszyło ostatnio zaproszenie od posła szyickiego, żebyśmy razem podjęli refleksję nad encykliką papieża Franciszka „Fratelli tutti” dla dobra Libanu. W wielu naszych szkołach w Libanie młodzież angażuje się w grupach o nazwie „Fratelli tutti”. Mamy plan, żeby z tych środowisk stworzyć sieć i to bez zbędnego rozgłosu. Nie będzie to żaden nowy ruch. Nie chcemy tworzyć nowej instytucji. Chcemy, żeby za przyczyną tchnienia Ducha Świętego, Ducha spotkania i przyjaźni, wspólnego działania, mogła zaistnieć taka sieć. Zmiana mentalności Libańczyków wymaga dużo czasu, ale musimy stworzyć podwaliny czegoś nowego. Pewnie nie my będziemy zbierać tego owoce. To są działania na długie lata. Papież Franciszek powiedział nam, że budujemy świat dla naszych dzieci, dla naszych wnuków. Nie robimy tego dla nas. Kiedy odwiedzam wspólnoty rozsiane po całym Libanie, odwiedzam szkoły, w których mamy uczniów chrześcijan, muzułmanów, druzów, widzę, że te pragnienia zaczynają się urzeczywistniać. Bardzo powoli, ale jednak. Musimy dawać świadectwo, że religie nie są rozsadnikami konfrontacji, gdyż tylko integryści, fundamentaliści religijni akceptują postawę, że w imię religii można zabić drugiego człowieka. My tego nie chcemy!

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze