Fot. PAP/EPA/WAEL HAMZEH

Liban: „Najpoważniejszy kryzys tego stulecia”. Siostry zakonne pomagają, jak tylko mogą

W Libanie bezrobocie, inflacja i rosnące ceny doprowadziły 75 proc. ludności do ubóstwa. Zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia Sainte-Jeanne-Antide-Thouret pomaga rodzinom w potrzebie. „Kościół nie może zastąpić upadłego państwa, ale bliskość papieża Franciszka daje Libańczykom nadzieję na przyszłość” – mówi w rozmowie z Radiem Watykańskim jedna z zakonnic.

Kryzys gospodarczy i społeczny w Libanie trwa nadal. Bezrobocie, inflacja i upadek wszystkich usług publicznych, w tym energii energetycznej, która jest dostępna tylko przez kilka godzin dziennie, coraz bardziej utrudniają życie Libańczykom. W ramach starań o wyjście z kryzysu politycznego, we wtorek zatwierdzono dotację w wysokości 18 mln dolarów na nadchodzące wybory parlamentarne 15 maja, w obliczu obaw, że mogą one zostać odłożone z powodu braku funduszy.

>>> Liban: rozpoczęto proces beatyfikacyjny jezuickiego męczennika

Matki sprzedają sprzęty domowy, aby móc leczyć dzieci

Zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia Sainte-Jeanne-Antide-Thouret, które pomaga około 500 rodzinom w Bejrucie i organizacja pozarządowa „Engim”, robią co mogą, aby pomóc ludności, która coraz częściej znajduje się w trudnej sytuacji. Wśród nich jest siostra Mirna Farah.

„To jest totalny kryzys. Dramatyczne, żeby nie powiedzieć tragiczne. Czego możemy się spodziewać po zbankrutowanym państwie, w kraju, w którym obywatele są całkowicie pozostawieni sami sobie. Ministerstwa nie mają już pieniędzy, więc na przykład opiekę nad chorymi i osobami starszymi całkowicie przejmują rodziny. Ceny leków wzrosły dziesięciokrotnie, podobnie jak ceny benzyny, gazu i paliwa” – mówi zakonnica i dodaje: „Rodziny borykają się z problemami, młodzi ludzie są zdesperowani”. Widziała matki, które musiały sprzedawać sprzęt gospodarstwa domowego, aby leczyć dziecko w szpitalu.

„Słyszałam o matce, która została zmuszona do zaprzestania podawania mleka swoim dwuletnim bliźniakom, ponieważ nie mogła go już kupić, widziałam też wielu chorych ludzi, których nie było stać na leczenie. Oszczędności, które ludzie znoszą dzisiaj, są po to, by móc sobie pozwolić na jedzenie, ale to nie jest życie. Życie to nie tylko jedzenie. Kilka dni temu zadzwoniła do mnie kobieta, która ma jedyne dziecko, i powiedziała: 'Co mam zrobić?` Straciła pracę, a lekarstwo dla jej syna kosztuje trzy miliony libańskich lirów, a ona zarabia tylko sześćset tysięcy lirów. Na tym polega cierpienie ludzi: widzieć, jak ktoś cierpi, nie mogąc go wyleczyć” – mówi s. Farah.

„Najpoważniejszy kryzys tego stulecia”

Zwraca uwagę, że nawet Libańczycy, którzy dotychczas angażowali się w pomoc innym, byli w stanie wspierać ich finansowo, są teraz w potrzebie. „Wielu Libańczyków nie jest przyzwyczajonych do takiego stylu życia. Nie wiem jak to wytłumaczyć, ale jest to bardzo trudne. Jest wiele rzeczy, które dziś uważamy za niezbędne, a których nie możemy już mieć w Libanie. Na przykład, jedna rodzina powiedziała mi, że nie ma wody w tym ciepłej, ponieważ nie ma elektryczności. Jak więc można wykąpać dzieci, jeśli nie ma wody?” – mówi zakonnica. Nie należy zapominać, że kryzys, który przeżywają Libańczycy, jest uważany przez ekonomistów za najpoważniejszy kryzys tego stulecia. Wybuch w magazynach saletry 4 sierpnia ub. r. w Bejrucie zniszczył wiele obiektów kościelnych. Kościół w Libanie posiada i prowadzi kilka szkół, uniwersytetów i ośrodków zdrowia, które zatrudniają tysiące ludzi, ale jednocześnie, podobnie jak inne instytucje, Kościół cierpi, ponieważ jego pieniądze są zablokowane w bankach.

„Biskupi i przełożeni zakonni wyrazili jednak konkretne pragnienie wsparcia ludności poprzez pomoc z zewnątrz oraz utrzymanie pracy i pensji wszystkich pracowników różnych instytucji. Jest to bardzo ważny aspekt, ponieważ zapobiega bezrobociu. W tym poważnym kryzysie gospodarczym Kościół realizował inne programy solidarnościowe, w parafiach, wraz z ruchami młodzieżowymi, ale nawet Kościół jest przytłoczony ogromem potrzeb i nie może zastąpić upadającego państwa. Czujemy, że wszystko, co robimy, to za mało. To kropla w morzu potrzeb” – mówi s. Mirna Farah.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze