Fot. Archiwum „Misyjne Drogi”

Wrócimy lada dzień [MISYJNE DROGI]

Zaczynaliśmy zaledwie osiem lat temu. Pierwsze wyjazdy były krótkie, potem trwały nawet rok. Wyruszaliśmy do czterech krajów. Koronawirus wstrzymał naszą działalność w tych miejscach. Staramy się teraz pomagać inaczej. Niedługo wrócimy.

Istniejemy od 2013 roku. Początkowo działaliśmy jako Projekt M3 (Młodzi – Misje – Madagaskar), a z czasem, gdy projektów zaczęło przybywać, podjęliśmy decyzję o sformalizowaniu naszych działań. Kim jesteśmy? Grupą młodych ludzi z bardzo różnym wykształceniem, różnymi zainteresowaniami i uzdolnieniami, którzy postanowili działać razem, aby zrobić coś dobrego. Działamy we współpracy ze Zgromadzeniem Misji św. Wincentego a Paulo (CM) oraz ze Zgromadzeniem Sióstr Miłosierdzia (SM). Charyzmat wincentyński jest nam szczególnie bliski i staramy się realizować go w naszej pracy. Co to w praktyce oznacza? Nasze projekty skupione są na ubogich. To dla nich pracujemy i oni są w szczególności odbiorcami naszych działań.

Jest nas więcej i więcej

Od początku działalności realizujemy projekty na placówce misyjnej Marillac Tolagnaro na południu Madagaskaru. Od 2016 roku pomagamy również w Odessie w Ukrainie, gdzie nasze siostry wspierają osoby w kryzysie bezdomności, i w świetlicy środowiskowej w Bałcie. W 2016 roku pracowaliśmy również na misji w Biro w Beninie, wspierając naszą pracą bibliotekę i internat dla chło-paków. Byliśmy też w Kazachstanie, gdzie prowadziliśmy półkolonie wakacyjne dla dzieci. Szczególnie bliski jest nam jednak wspomniany już Madagaskar.

W 2014 roku po raz pierwszy realizowaliśmy projekt w malgaskim Tolagnaro. Był to wyjazd trzymiesięczny, w trakcie którego tak naprawdę dopiero poznawaliśmy, co znaczy życie na misji. Praca z dziećmi podczas półkolonii, remont szkoły, pierwsze projekty medyczne i przede wszyst-kim doświadczenie ogromnej radości ludzi, z którymi pracowaliśmy, spra-wiły, że zaczęliśmy widzieć ogromny sens tej misji. Po powrocie do Polski dzieliliśmy się historiami, których byliśmy świadkami i realizowaliśmy nowe projekty, aby móc wrócić za rok z większymi zasobami. Nasza autentyczność i entuzjazm sprawiały, że bardzo dużo osób zaczęło się angażować w tę pomoc i też chcieli wyjeżdżać na tego typu wolontariaty misyjne.

>>> Madagaskar po cyklonie: misjonarze rozdają żywność i pomagają w naprawach [ZBIÓRKA]

Na dłużej

W 2016 roku mieliśmy już ponad 100 wolontariuszy i po raz pierwszy zdecydowaliśmy się na dłuższe (roczne) wyjazdy. W 2019 roku, po zakończonych studiach, wreszcie mogłam pojechać na roczną misję. To zupełnie inne doświadczenie. Niby już się było w jakimś miejscu, zna się język i ludzi, ale jednak dłuższy pobyt jest inny. Pierwsze zachwyty i entuzjazm z czasem ustępują zmęczeniu, różnice kulturowe też bywają trudne do pogodzenia. W MISEVI nigdy nie wyjeżdżamy sami, na misję jedzie minimum dwóch wolontariuszy, bo z naszego doświadczenia wiemy, że takie wyjazdy mają większy sens. Razem ze mną na misji było młode małżeństwo oraz dwie fizjoterapeutki. Mieliśmy fantastyczną, pięcioosobową grupę. Każdy z nas miał inny charakter i uważam, że taka wspólnota jest ważna podczas wyjazdu. Każdy z nas inaczej przeżywał różne sytuacje, mogliśmy wymie-niać się doświadczeniami, wspierać w trudnościach i zastępować w obo-wiązkach, gdy zaszła taka potrzeba.

Z końcem marca 2020 roku szkoła, w której pracowaliśmy, została zamknięta, a w całym kraju wprowadzono stan epidemii. Mieliśmy poczu-cie, że nasza misja została przerwana i tkwiliśmy w zawieszeniu. W czerwcu (po trzech miesiącach oczekiwania na miejsce w samolocie) wracaliśmy do kraju. Z jednej strony radość, bo w końcu się udało, a z drugiej poczu-cie, że czegoś nie udało się dokończyć, bezsilność, że po nas nikt inny nie przyjedzie, że zostawiamy placówkę i projekty z jednym wielkim znakiem zapytania.

Fot. Archiwum „Misyjne Drogi”

Nowa rzeczywistość

Przyszło nam na nowo przemyśleć sposób, w jaki mamy pomagać na Madagaskarze. Tak powstały projekty budowy studni (nasz pierwszy „zdalny” projekt) oraz budowa laboratorium medycznego. Czas i energię, jakie do tej pory poświęcaliśmy na organizację wyjazdów i edukację, przeznaczyliśmy na stworzenie sklepu internetowego, z którego dochód stale zaspokaja finansowe potrzeby szkoły i stołówki (swoją drogą część rzeczy w sklepie została stworzona przez nas na Madagaskarze podczas pandemii). Początkowo zaakceptowanie faktu, że nie możemy nikogo wysłać na misję było nie do zniesienia.

>>> Morondava: pomoc wydawana na Madagaskarze

Dziś każdy z nas widzi większy sens tego typu działań, które też są działalnością wolontariatu misyjnego, choć na ten moment zupełnie inną. Tak, brakuje nam wyjazdów i tęsknimy za nimi, ale wiemy, że dużo dobra produkujemy też będąc w Polsce i finansując przedsięwzięcia na miejscu. Jesteśmy też w dobrej sytuacji, bo nasi partnerzy z Madagaskaru (siostry, księża, świeccy) mają dostęp do internetu i jesteśmy w stanie załatwić w ten sposób bardzo wiele rzeczy. Nie moglibyśmy teraz działać w Polsce i realizować się, gdyby nie wolontariusze, którzy doświadczyli misji. Nie planujemy jeszcze wyjazdów, ale myślę, że każdy z nas nosi w sercu marzenie, aby tam jeszcze wrócić. Wrócimy lada dzień.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze