Dom Pokoju w Jerozolimie, fot. elzbietankijerozolima.

Zaczęło się od małego domu pielgrzyma… 90 lat służby i pomocy elżbietanek w Ziemi Świętej

Posługują pielgrzymom i mieszkańcom, pomagają dzieciom, wyciągają pomocną dłoń do każdego – chrześcijanina, żyda, muzułmanina. W Ziemi Świętej są już od 90 lat. Wszystko zaczęło się od małego domku. Teraz prowadzą już cztery miejsca – trzy w Jerozolimie i jeden w Betlejem. Mowa o siostrach elżbietankach, które do świętego miasta przybyły 25 marca 1931 r.

Siostry ze Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety (należące do poznańskiej prowincji) prowadzą Jerozolimie dwa domy pielgrzyma: Stary (od 1931 r.) i Nowy Dom Polski (od 1941 r.). Ich młodszym dziełem pomocy jest Dom Pokoju dla osieroconych i ubogich dzieci – w Jerozolimie od 1967 r. Od 2010 r. taki sam działa w Betlejem. Kilka dni temu stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie zorganizowało spotkanie, w czasie którego siostra Małgorzata Kobierska opowiadała o pracy w tym miejscu. Towarzyszyła jej Anna Maria Dzik, prezes Akademickiego Koła Misjologicznego. Studenci podczas swoich wakacji zaglądają do Domu Pokoju, by w ramach doświadczenia misyjnego i wolontariatu pomagać siostrom w służbie bliźniemu. Z kolei co roku 6 stycznia stowarzyszenie Pomocy Kościołowi w Potrzebie razem z Akademickim Kołem Misjologicznym organizuje akcję „Gwiazda Betlejemska”. Dochód ze sprzedaży kredy, kadzidła i węgielka przeznaczony jest na sierociniec Sióstr Elżbietanek (Dom Pokoju) na Górze Oliwnej w Jerozolimie. Ale wróćmy do historii… Skąd polskie elżbietanki w Ziemi Świętej?

>>> W DNA tego miasta wpisana jest droga krzyżowa

Boża Opatrzność i ludzki upór

– To piękny cud Bożej Opatrzności – mówiła w czasie spotkania s. Małgorzata Kobierska. Ziemia Święta to wyjątkowe miejsce dla chrześcijan, ale także dla żydów i muzułmanów, dla większości ludzi na świecie. To jednocześnie trudne miejsce do życia i pracy, głównie przez historię naznaczoną wojnami i konfliktami. Polska historia domu pielgrzyma w Jerozolimie zaczęła się jeszcze przed przybyciem sióstr. W Ziemi Świętej działał ks. Marcin Pińciurek. „Człowiek to był narwany i pełen cudacznych pomysłów… Kłócił się ze wszystkimi… Krnąbrny, a przy tym uparty” – tak charakteryzował go konsul generalny Rosji w Palestynie. To właśnie dzięki jego uporowi w Starej Jerozolimie znajduje się do dziś mały skrawek Polski. Ks. Pińciurek za punkt honoru postawił sobie to, aby polscy pielgrzymi mieli swój dom w pobliżu Grobu Pańskiego. To dzięki jego staraniom przy VII i VIII stacji drogi lrzyżowej stoi dwupiętrowy budynek z napisem nad wejściem „Dom Polski”. Dom początkowo był jednopiętrowy. Stara Jerozolima jest jednak bardzo gęsto zabudowana, dlatego późniejsza rozbudowa domu oznaczała dobudowanie jednego piętra. I choć teraz istnieje już Nowy Dom Polski to wielu pielgrzymów pragnie zatrzymać się w Starym Domu. Ks. Marcin, pod koniec swojego życia, zwrócił się do prymasa Polski z prośbą o pomoc. Chciał przekazać to miejsce prymasowi, jako dar dla Kościoła w Polsce. Kard. August Hlond – by dom miał opiekę i właścicieli – w 1931 r. wysyła tam pierwsze siostry elżbietanki. Dom był już od jakiegoś czasu nieużywany, a przez to zaniedbany. Siostry od razu biorą się do pracy, przyjmują pielgrzymów i zbierają fundusze, by dom rozbudować (dobudować piętro). – Do dziś czuć tam klimat Starego Miasta. Dom może przyjąć kilkanaście osób – mówi s. Małgorzata.

>>> Ziemia Święta: pierwsza od 54 lat msza św. nad Jordanem

Stary Dom Polski, fot. elzbietankijerozolima

Siostry i żołnierze

Z biegiem lat bardzo szybko okazało się, że to miejsce jest za małe, a pielgrzymów zbyt dużo. Dlatego powstaje Nowy Dom Polski. Niestety, nie ma zdjęć z początków jego historii, z czasów budowy i jego pierwszej wersji. Wtedy w budowie domu siostrom pomagali żołnierze, m.in. Samodzielna Brygada Strzelców Karpackich i żołnierze gen. Andersa. Przed 1948 r. dom był już praktycznie urządzony i wykończony. W tym roku też oficjalnie powstaje państwo Izrael. Ambasady, które do tej pory funkcjonowały w Jerozolimie, przenoszą swoje siedziby do Tel Awiwu. Pracownicy niektórych zostawiali meble właśnie elżbietankom. Niestety niedługo potem doszło do wojny izraelsko-palestyńskiej i siostry musiały ten dom opuścić. Żołnierze dali zakonnicom 20 minut na spakowanie swoich rzeczy. Prawdopodobnie wtedy zaginęły wspomniane zdjęcia. Siostry opuszczają dom na blisko dwa lata. Po zakończeniu działań wojennych wracają do domu, jak najszybciej to możliwe. – To była ich wielka odwaga. Kiedy wracają nie ma okien, nie ma drzwi, dom jest niezabezpieczony, na ulicach miasta grasuje wielu rabusiów. Siostry mimo wszystko postanawiają tam zamieszkać – opowiada elżbietanka i dodaje, że dzięki temu dom przetrwał w polskich rękach. Inne zakony nie wróciły od razu do swoich domów i często po wojennej zawierusze już ich nie odzyskały. W środku nie było mebli, wszystko zostało zabrane na wojenne barykady. Siostry po raz kolejny musiały zaczynać wszystko niemal od zera. Dodatkowym problemem było to, że niedaleko przebiegała granica między Izraelem a Palestyną, siostry zostały oddzielone od świętych miejsc. Oddzielone od siebie zostały też domy (stary i nowy). Zakonnice mogły się odwiedzać, ale tylko raz w roku. Później przyszły czasy Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. To dla Polaków ciężki czas, także jeśli chodzi pielgrzymowanie. Polaków w domach sióstr było więc mało, podróżować mogli ci, którzy wybierali się w podróże służbowe albo Polonia. Siostry, za każdym razem, musiały przedstawić urzędnikom listę gości. Były sytuacje, że ileś osób z listy zostało wykluczonych.

>>> Ilu misjonarzy posługuje na misjach „ad gentes”?

fot. elzbietankijerozolima.com

Dynamitem w jaskinię

Stary i Nowy Dom Polski to niejedyne miejsca w Ziemi Świętej, w których można spotkać elżbietanki. Są jeszcze dwa, ale o innej specyfice. I to właśnie one są związane z wolontariackim zaangażowaniem studentów z Akademickiego Koła Misjologicznego. Pierwsze miejsce to Dom Pokoju (nazywany też sierocińcem) na zboczach Góry Oliwnej. Pewnego roku do Ziemi Świętej przybyła siostra Rafała. Przemierzając ulice Jerozolimy, często widziała głodne, niechodzące do szkoły i ciężko pracujące dzieci. – Pomyślała wtedy, że wolą Boga jest nie tylko to, by siostry zajmowały się pielgrzymami, ale także tymi dziećmi – mówi s. Małgorzata Kobierska. Najczęściej były to dzieci arabskie. Po brutalnej wojnie sześciodniowej (w 1967 r.) potrzeba pomocy wzrosła wielokrotnie. Konflikt przyniósł wiele ofiar, dzieci zostały bez rodziców, po śmietnikach szukały jedzenia, nocowały w jaskiniach. – Całe dzieło pomocy musiało więc bardzo przyspieszyć – mówi s. Kobierska. Siostry zaczęły budować dom na zboczach Góry Oliwnej, tuż na Ogrodem Oliwnym. Gdy nie budowały, szyły ze starych habitów i zasłon ubranka dla dzieci. Jednak ich i tak wielki zapał by nie wystarczył. W 1970 r. siostra wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych. Tam, pielgrzymując od parafii do parafii, opowiada ludziom o sytuacji w Izraelu i zbiera fundusze. Rok później elżbietanki kupują kawałek ziemi. Początkowo mieszkają z dziećmi w… jaskini. Warunki są bardzo złe, więc niemal każdą minutę dnia poświęcają na pracę. Zakonnice biorą się więc za łopaty, kilofy, mieszanie betonu. Dzieci przed południem chodziły do szkoły, później pomagały w budowie. Jednak skała, na której budowali, była na tyle twarda, że ich praca mogłaby okazać się bardzo czasochłonna i męcząca. Z pomocą, nieoczekiwanie, przyszło wojsko izraelskie, które wyruszało na wojnę z Syrią. – Przechodzili tędy i dynamitem pomogli wysadzić skałę, co przyspieszyło budowę – opowiada s. Kobierska.

Nowy Dom Polski w Jerozolimie, fot. elzbietankijerozolima

Siostra Rafała, w tamtym czasie, często spała na zewnątrz budującego się domu. W mieście cały czas grasowały grupki złodziejów, chciała pilnować tego, co już udało im się zbudować i zebrać. Później pojawiły się problemy natury prawnej – pozwolenia na budowę. Władze Izraela groziły zburzeniem tego budynku, utrzymywały, że został postawiony bez wymaganych zezwoleń. Groźba zburzenia była realna. Siostry walczyły w sądach, w końcu, po wielu bataliach i pomocy życzliwych ludzi, batalia skończyła się sukcesem. – Boża Opatrzność nigdy nas nie opuściła – mówi elżbietanka. Siostra Małgorzata Kobierska podkreśla, że z domu rozciąga się najpiękniejszy widok na Jerozolimę. Niestety, niekiedy psuje go nieco drut kolczasty, który ze względu na środki bezpieczeństwa musi otaczać cały teren. Takie życie, także w Ziemi Świętej. Bywa piękne, ale nie obędzie się bez kolczastych drutów.

Dom w Betlejem

Po tym, jak między Betlejem (Autonomią Palestyńską) a Izraelem wytyczono granicę, dzieci, które przychodziły do sióstr z Betlejem i okolic nie mogły już się swobodnie przedostawać. Siostra Rafała niekiedy szła do punktu kontrolnego i dostawała czas, by te dzieci wyprowadzić, ale taka sytuacja nie mogła trwać wiecznie. Z tego powodu zapadła decyzja: musi powstać drugi Dom Pokoju, tym razem w Betlejem. Tak więc i tam osiedliły się polskie elżbietanki, które dzięki temu mogły zaopiekować się dziećmi z terenów Palestyny. Jest to większy dom niż ten w Jerozolimie, są nawet pokoje do wynajęcia, oczywiście dla pielgrzymów. Siostry często proszą przybyszów, szczególnie jeśli Betlejem jest ich ostatnim punktem pielgrzymki, by zostawili w domu to, czego nie będą mogli przewieźć przez granicę (albo co po prostu nie jest im potrzebne). Turyści i pielgrzymi zostawiają więc często środki czystości albo jedzenie z długim terminem przydatności.

>>> Abp Gądecki: s. Włodzimira Wojtczak ofiarowała swe życie za bliźnich

Domu Pokoju na Górze Oliwnej, fot. AKM Poznań

Lepszy start

Oba Domy Pokoju w czasach wojny spełniały rolę domów dziecka, dziś to bardziej całoroczna pomoc dla dzieci, których rodzice przeżywają różnego rodzaju problemy. Dzieci i młodzież dostają tu odzież, wyżywienie, opłacana jest też ich edukacja. Niekiedy problemem tych rodzin są nie tylko ograniczone finanse, ale także uzależnienia – od alkoholu, narkotyków. Siostry najczęściej pomagają dzieciom z rodzin arabskich, ale są też dzieci z Afryki: z Etiopii i Erytrei. W Izraelu i Palestynie są tylko z mamami, ich ojcowie często są deportowani do krajów, z których emigrowali. Mamy więc często pracują na dwa etaty, by zapewnić im najważniejsze potrzeby. W pracy z dziećmi wyzwaniem jest język, to dzieci z różnych krajów, różnych kultur. Mówią po arabsku, hebrajsku, ale u sióstr starają się mówić po angielsku. – To zresztą procentuje. Gdy dzieci, razem z rodzinami, wyjeżdżają później do innego kraju, znają już język, który daje im lepszy start – mówi s. Małgorzata Kobierska. Są dzieci, które mieszkają w Domu Pokoju od przedszkola aż do zakończenia szkoły, szczególnie gdy nie mają rodziny. Elżbietanki pomagają w kształceniu i znalezieniu pracy. Inne dzieci są krócej, gdy ich rodzina po jakimś czasie jest już w stanie stanąć na własne nogi i zacząć dalsze lepsze życie. – To jest dla nas wielka radość, że mogliśmy im pomóc – mówią siostry. Siostrom – już od 10 lat – pomagają studenci z AKM. W tym roku, w wakacje, ich przyjazd po raz pierwszy nie był możliwy. Oczywiście z powodu pandemii. Siostry są bardzo wdzięczne za pomoc,, bo od państwa (Izraela i Palestyny) nie dostają żadnego wsparcia, liczą więc na ludzi dobrego serca. – Dziękujemy szczególnie tym, którzy regularnie wpłacają choć małe kwoty. To dla nas bardzo ważne – mówią elżbietanki. Pomagają im też organizacje, np. Pomoc Kościołowi w Potrzebie. Siostry zapraszają też wolontariuszy, obok studentów przyjmą chętnych do pomocy w każdym wieku. – Nawet emerytów – mówią z uśmiechem zakonnice. – Młodsi wolontariusze pomogą przy remontach i porządkach, starsi przy przygotowaniu posiłków i reperowaniu ubranek – dodają.

>>> Doświadczenie misyjne poznańskiego AKMu. „To doświadczenie nauczyło nas kochać”

Wolontariusze AKM w Jerozolimie, fot. AKM Poznań

25 marca minie 9 dekad, odkąd siostry niosą pomoc na ziemi, na której Dobrą Nowinę głosił Jezus. Od wielu lat ta pomoc oznacza nie „tylko” opiekę nad pielgrzymami, ale także pomoc i służbę najbardziej potrzebującym dzieciom, chroniąc ich życie i zdrowie. Elżbietanki mówią, że przez ten cały czas prowadziła ich Boża Opatrzność. To pewnie więc też nie przypadek, że swój piękny jubileusz mogą świętować właśnie 25 marca, który w odpowiedzi na słowa Jana Pawła II z encykliki Evangelium vitae został ustanowiony jako Dzień Świętości Życia. To nie przypadek, to Boża Opatrzność.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze