fot. José Ignacio Martínez Rodríguez

Żyć i umrzeć w Agbogbloshie

Agbogbloshie w Akrze, stolicy Ghany, to jedno z największych składowisk odpadów technologicznych na świecie. W tym miejscu pracują tysiące ludzi, którzy każdego dnia są narażeni na kontakt z najbardziej niebezpiecznymi substancjami toksycznymi. Są skazani an przedwczesną śmierć.

Sule uderza młotkiem w coś, co wygląda jak stara świeca zapłonowa z silnika. Nie jest w stanie tego dostrzec wśród leżącej przed nim zbieraniny metalowych części w różnym stanie. Jest tam rozebrana mikrofalówka, kierownica samochodu, fragmenty wentylatora, przewody różnej grubości i koloru, jakieś żelazne rury… Wszystko leży na ziemi zabarwionej na czarno od popiołu. Sule mówi, że ma 15 lat (choć wydaje się starszy). Chłopak nosi poplamione sadzą czarną jak jego skóra dżinsy i niebieski T-shirt. – Pracuję tu już trzy lata – mówi. – W ten sposób zarabiam na życie. Handluję częściami samochodowymi, których nikt nie chce. Wiem, które z nich mogą mieć drugie życie lub jakie materiały mogę odsprzedać za niewielkie pieniądze.

Agbogbloshie jest jednym z największych na świecie wysypisk technologicznych, to miejsc o powierzchni około dwóch hektarów położone nad brzegiem rzeki Korle. Upał jest tu taki sam, jak w pozostałych dzielnicach stolicy Ghany. Ale z jedną, znaczącą różnicą: w Agbogbloshie wysoka temperatura miesza się z toksyczną chmurą szarego pyłu i intensywnym zapachem metalu oraz spalonego plastiku. Miejsce to pachnie zanieczyszczeniami, niekończącym się brudem.

>>> Michał Jóźwiak: wyzysk jest chorobą pracy. Lekarstwem na nią jest solidarność

Potwierdzają to różne badania przeprowadzone w ciągu ostatnich dwóch dekad. Greenpeace w 2008 r. opublikowało raport zatytułowany „Trucie biednych. Odpady elektroniczne w Ghanie”. Poinformowano w nim, że wszystkie przeanalizowane próbki z tego miejsca zawierały kilka niebezpiecznych substancji. Wykryto nawet bardzo toksyczne substancje, m.in. ołów, kadm i antymon, ich stężenie w glebie stukrotnie przekraczało dopuszczalne normy. W innym raporcie ONZ z 2014 r. stwierdzono, że zanieczyszczenie wody i gleby w ciągu dziesięciu lat zniszczyło całą bioróżnorodność na tym obszarze. Dziś można tam zobaczyć jedynie kilka kurczaków dziobiących tu i ówdzie jakieś resztki. Woda w rzece jest tak zanieczyszczona, że nie mogą w niej żyć żadne ryby.

fot. José Ignacio Martínez Rodríguez

Płaca minimalna

Sule pracuje w Agbogbloshie razem z 6500 innymi osobami – według różnych szacunków liczba pracowników sięga nawet 40 tysięcy, w zależności od pory roku. Chłopak mieszka po drugiej stronie ulicy w Old Fadama, na przedmieściu liczącym około 100 tysięcy mieszkańców. Ze względu na wysoki poziom przestępczości obszar ten nazywany jest Sodomą i Gomorą . Jest to dzielnica zamieszkana przede wszystkim przez imigrantów z północy kraju. Znacznie wzrósł tam poziom ubóstwa. Ubóstwo to zresztą problem całej Ghany. W liczącym ponad 30 mln mieszkańców kraju położonym nad Zatoką Gwinejską aż 25% populacji żyje poniżej granicy ubóstwa, a 7% w skrajnej nędzy. W Agbogbloshie powszechny jest też handel wszelkiego rodzaju narkotykami. Mieszkańcy przyzwyczaili się do napadów z bronią w ręku, do ciągłych starć policji i wojska z przestępcami. Dzielnica nie zachwyca też architekturą – to szereg stłoczonych obok siebie domków o ścianach z błota i blaszanych dachach.

– Wiesz, mogę zarobić około 600 cedisów miesięcznie (około 95 euro). Myślę, że to dobra pensja, ale tak naprawdę to nie mam innego wyboru. To jest moje jedyne źródło utrzymania – mówi Sule. W Ghanie płaca minimalna wynosi około dwóch euro dziennie, więc wypowiedź tego młodego człowieka nie jest zbyt odległa od prawdy; zarobi on o jedną trzecią więcej niż zwykły pracownik w innych sektorach gospodarki. Nawet jeśli oznacza to spędzanie 10 godzin dziennie przez sześć dni w tygodniu wśród odpadów elektronicznych. Nawet jeśli musi ryzykować życie – wiedząc, że będzie krótsze niż życie innych osób.

>>> Krew na metkach [MISYJNE DROGI]

Trudno ustalić, skąd pochodzą elektroniczne odpady w Agbogbloshie i jaka jest ich ilość. Pomimo tego, że konwencja bazylejska zakazuje eksportu e-odpadów, port w Temie co tydzień otrzymuje dziesiątki kontenerów, również z Unii Europejskiej, które przypływają jako towary wielokrotnego użytku. Wiele z nich jest tam również produkowanych. Obszerny raport Euronews, opublikowany w lipcu 2019 r., przeanalizował handlową podróż tych odpadów i ustalił, że 85% e-odpadów składowanych w Ghanie pochodzi właśnie stamtąd i z różnych krajów Afryki Zachodniej.
– Szacowałbym, że około 80% eksportu z Europy do Afryki jest nielegalne. Władze portowe Ghany twierdzą, że 75% towarów wwożonych do kraju to towary używane. Pomysł jest taki, że lokalny rynek zagospodaruje ten sprzęt i spróbuje go odsprzedać. To, czego nie da się sprzedać, trafia do Agbogbloshie – powiedział Jim Puckett, dyrektor wykonawczy Basel Action Network, organizacji zajmującej się ochroną środowiska, która w 2018 r. umieściła ponad 300 lokalizatorów GPS na e-odpadach z Europy.

fot. José Ignacio Martínez Rodríguez

Życie bez dostępu do podstawowych usług

Jeśli zapytacie pracowników wysypiska o autorytet, o szefa, który wszystko organizuje i nadzoruje, wskażą Idrisu Shaibu, mężczyznę po sześćdziesiątce, z brodą, sczerniałymi zębami i szorstką, wypłowiałą skórą. Dziś Idrisu ma na sobie białą tunikę i szarą, koronkową czapkę kufi. Rozmowę prowadzoną w małej szopie przy wjeździe do Agbogbloshie przerywa tylko na muzułmańską modlitwę. – Mamy tu wiele problemów. Powiedziałbym, że najgorszy jest dym, często gęsty dym, który utrudnia oddychanie. Lekarze już nam powiedzieli, że wszystkie te chemikalia powodują bardzo poważne choroby, choćby nowotwory – wyjaśnia.

Oficjalne statystyki jednoznacznie potwierdzają jego opinię. Prawdopodobieństwo zachorowania na raka w wyniku wdychania arsenu jest 70 tys. razy większe w Agbogbloshie niż gdziekolwiek indziej na świecie. Tak wynika z badań, które wykazały, że aż 7 na 100 pracowników wysypiska śmieci zachoruje na tę chorobę , co w kraju o tak złych warunkach sanitarnych jest równoznaczne ze śmiercią. Inne badania epidemiologiczne wykazały bezpośredni związek między narażeniem na kontakt z metalami występującymi w tej dzielnicy, a różnymi rodzajami nowotworów, chorobami układu krążenia, cukrzycą, endometriozą, przedwczesną menopauzą, zmianami w poziomie testosteronu, a także w układzie odpornościowym.

Shaibu buntuje się, bo władze publiczne w jego kraju nie poświęcają Agbogbloshie zbyt wiele uwagi. Doskonale wie, że mieszkanie w pobliżu składowiska może skrócić życie. – Mamy niewielki szpital, założony przez niemiecką organizację pozarządową, ale to nie wystarczy – mówi. Twierdzi, że rozwiązaniem nie jest delegalizacja miejsca ani biznesu, z którego tak wielu ludzi żyje, ani samych pracowników. – To zaczęło się około 1975 r. Na początku było nas bardzo niewielu. Z czasem przychodziło coraz więcej ludzi, zwłaszcza tych, którzy nic nie mieli. Teraz jesteśmy bardzo ważnym sektorem gospodarki kraju – kontynuuje.

>>> Świat nieczynny z powodu awarii [FELIETON]

Idrisu Shaibu zwraca również uwagę na to, jak niewiele usług jest dostępnych w Agbogbloshie. Dla dzieci z wysypiska, których mieszkają tam setki, coś tak prostego jak pójście do szkoły może być prawdziwą drogą przez mękę. Według organizacji pozarządowej Africa Education Watch, wszystkie szkoły znajdujące się w pobliżu tego miejsca są prywatne i w większości niedostępne dla mieszkańców. Organizacja ta stwierdziła w zeszłym roku, że prowadzi to do przedwczesnego zakończenia podstawowej edukacji dzieci, dla których e-odpady są jednym z niewielu sposobów zarabiania na życie. Boisko piłkarskie zbudowane przed górami śmieci jest praktycznie jedyną rozrywką. Gra się rano, a jedynymi widzami są góry e-odpadów. – Jest to jeden z obszarów kraju, który skupia wielu pracowników i daje duże obroty, ale rząd o nas zapomniał. Proszę tylko, aby politycy przyszli tu kiedyś i posłuchali, co mamy im do powiedzenia. To będzie dobre dla nich i dla nas – podsumowuje Idrisu.

fot. José Ignacio Martínez Rodríguez

Prawie samobójcze zobowiązanie

Dla mieszkańców Old Fadama i robotników w Agbogbloshie misją samobójczą może być jedzenie – tak zwykła przecież sprawa. A to jedzenie może ich powoli zabijać.   Kolejne badania zilustrowały to na przykładzie kurzych jaj. Wynika z nich, że, po pobraniu dużych próbek w kilku krajach, w jajach znoszonych przez kury z ghańskiego wysypiska stwierdzono najwyższą na świecie zawartość bromowanych dioksan, wysoce szkodliwych substancji chemicznych, które wpływają na rozwój mózgu, uszkadzają układ odpornościowy i zmieniają funkcjonowanie tarczycy. Stwierdzono również, że osoba dorosła spożywająca tylko jedno jajko dziennie od kury karmionej na obszarze Agbogbloshie przekroczyłaby tolerowaną przez Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności dzienną dawkę chlorowanych dioksyn ponad dwustukrotnie.

Sule zdaje sobie sprawę z tych wszystkich trudności. Jest świadomy, jak każdy na wysypisku, że jest bardziej narażony na zachorowanie na raka, przedwczesną śmierć z powodu spożywania skażonej żywności lub wdychania toksycznych substancji. – Trudno mi oddychać, kiedy jestem tu przez długie godziny, ale pracuję tak jak wszyscy. Co możemy zrobić? Musimy pracować, żeby zarobić na życie– – mówi. I wraca do uderzania starej świecy zapłonowej młotkiem i dłutem, jak wielu innych robotników w Agbogbloshie, podczas gdy poranny upał wciąż nie odpuszcza. Powietrze stopniowo wypełnia się gęstą, ciemną chmurą, a popiół z okolicznych ognisk wszystko zabarwia na ciemnoszary kolor.

Tekst i zdjęcia dzięki uprzejmości misjonarzy kombionanów.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze