Fot. Piotr Ewertowski/misyjne.pl

Młoda katoliczka z Meksyku: dzięki silnym więziom wciąż jesteśmy narodem radosnym [ROZMOWA]

– Wielu z nas, młodych dorosłych, jest „starych” duchowo i zmęczonych życiem. Jesteśmy bardzo zestresowani – mówi Nallely Denisse, młoda katoliczka z Meksyku. Dodaje, że pomimo tego Meksykanie nadal są narodem radosnym.

Nallely spotkałem pewnej niedzieli po mszy świętej w parafii Naszej Pani z Altagracia w Zapopan. Zgodziła się podzielić swoim doświadczeniem wiary oraz opowiedzieć nieco o tym, co trapi obecną meksykańską młodzież. Jak wskazuje 23-latka, w tych wszystkich trudach pomagają dobre relacje rodzinne, a także modlitwa.

Piotr Ewertowski (misyjne.pl): Zawsze byłaś wierząca czy też miałaś swój moment nawrócenia?

Nallely Denisse: – Byłam wychowywana w wierze katolickiej od dziecka. Moi rodzice należą do różnych grup, na przykład adoracji Najświętszego Sakramentu. Dlatego, jak każdej dobrej Meksykance, przekazano mi religię katolicką. Uczestniczyłam regularnie we mszy, ponieważ rodzice mnie na nią zabierali. Teraz przychodzę na Eucharystię z konkretnym celem i ponieważ chcę, więc robię to z radością. W okresie dojrzewania chodziłam do kościoła tylko po to, by przyjść i odbębnić ten czas z rodzicami. Zbliżyłam się do Boga dzięki muzyce, ale nie od razu odkryłam, do czego wzywa mnie Bóg w Kościele, nadal był On w pewien sposób daleki.

Nallely odkryła, że może służyć Bogu poprzez muzykę/Fot. Piotr Ewertowski/misyjne.pl

Wszystko zmieniło się, gdy poszłam na rekolekcje ruchu Encuentro de Promoción Juvenil (EPJ). To było dla mnie mocne uderzenie. Stwierdziłam, że skoro Bóg dał mi pewne dary, to będę ich używać. Zmieniła się moja perspektywa wiary. Chcę być tutaj i będę tutaj, ponieważ Ty, Panie, mnie wzywasz. Odkryłam więc, że Pan Bóg zaprasza mnie do służenia i ewangelizacji poprzez muzykę. W ten sposób chcę Mu służyć.

Czyli te rekolekcje były jednorazowym przełomem czy może efektem procesu, który już wcześniej w Tobie zachodził?

– To działo się już wcześniej, ale w czasie rekolekcji stało się czymś, co mnie utwierdziło. To miało miejsce w trakcie pandemii. Nie było otwartych kościołów, nie było mszy, wszystko było wirtualne. Dlatego czułam tę potrzebę uczestniczenia we mszy, śpiewania, pragnienie żywego praktykowania swojej wiary. Wtedy się we mnie obudziła tę tęsknota. Stwierdziłam, że trzeba coś z tym zrobić. Zaczęłam uczyć się gry na gitarze, a potem mogłam to robić na mszach. Wcześniej bardzo się tego obawiałam. Chodziłam przed Najświętszy Sakrament i tam najpierw sama grałam Panu. On mnie umocnił, by przemóc mój lęk.

A miałaś czas, gdy całkowicie negowałaś sens wiary?

– Kwestionowałam mocno istnienie Boga. W mediach społecznościowych jest wiele teorii, które zaprzeczają temu, że zostaliśmy przez Niego stworzeni. Czasem nadal mam wątpliwości. Myślę sobie: bez jaj, umrę i ujrzę jakiegoś Marsjanina, a nie Pana Boga (śmiech). Modlitwa pomaga mi radzić sobie z takimi wątpliwościami.

Są różne opinie na ten temat, więc zapytam i Ciebie. Czy młodzież w Guadalajarze nadal jest bardzo wierząca?

– Myślę, że większość z nas jest w pewnym kryzysie. Wielu młodych dorosłych jest „starych” duchowo i zmęczonych życiem. Jesteśmy bardzo zestresowani, w kryzysie lęku – przez to wszystko, co przynosi nam życie, co musimy zrobić w szkole, w pracy. Większość z nas studiuje i pracuje, więc potrzebujemy jakiegoś schronienia. W moim wypadku jest to wiara. Przychodzę tutaj, ładuję baterię i wypoczywam. Ale jest wielu, którzy nie znają Boga. Gubią się i nie wiedzą, jak wrócić do Niego.

Fot. Piotr Ewertowski/misyjne.pl

Uważam, że my, jako społeczność katolicka, jako młodzi katolicy, możemy dać naszym rówieśnikom pewne ziarenko, z którego wyrośnie jakaś zmiana.

Ten stres powoduje sytuacja ekonomiczna?

– Generalnie wynika to właśnie z sytuacji ekonomicznej. Przychody większości osób nie są zbyt wysokie. Szuka się więc sposobów, by iść jakoś do przodu z tym wszystkim. I oczywiście, osiąga się pewne rzeczy, ale jest wiele wzlotów i upadków. Myślę, że z tego biorą się problemy z lękiem, bardzo dużo stresu.

Zaburzenia psychiczne są tutaj dość powszechne?

– Myślę, że trochę tak. W zależności od klasy społecznej to się różni mocno, ale większość z tych, którzy należą do czegoś, co możemy nazwać klasą średnią, ma mnóstwo stresu.

Czasem brak czasu, bo są studia i szkoła. Można zatracić sens tego wszystkiego. Pomaga mi śpiewanie Panu. Modlę się w ten sposób na adoracji prywatnej, służę tak na mszy i dopełniam to uczestnictwem w grupie młodzieży.

A jak to wygląda w perspektywie silnych więzi społecznych w Meksyku?

– Meksykanie są bardzo towarzyscy i rodzinni. To mocno pomaga i sprawia, że pomimo wszystko nie tracimy całkowicie ducha. Nie czujesz się sam czy sama i zawsze masz kogoś, kto może tobie pomóc. Dlatego w obliczu tego wszystkiego nadal jesteśmy narodem stosunkowo radosnym.

Fot. Piotr Ewertowski/misyjne.pl
Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze