Fot. Piotr Ewertowski/misyjne.pl

„Postrzegałam Kościół jako instytucję, która przede wszystkim chce pieniędzy” [ROZMOWA] 

– Moim zmartwychwstaniem była poprawa relacji z tatą i nauczenie się stawiania granic innym ludziom – mówi Marion, nastoletnia Meksykanka, która nawróciła się rok temu. 

Marion pochodzi z niewierzącej rodziny. Z sakramentów przyjęła jedynie chrzest. Rok temu uczestniczyła w rekolekcjach ruchu Pandillas de Vida Cristiana (Gangi Życia Chrześcijańskiego). Od tego momentu jej życie zaczęło się zmieniać. W ramach dwu-tygodnia tematycznego “Nasze osobiste zmartwychwstania” zapytałem młodych ludzi o ich osobiste zmartwychwstania. Publikujemy pierwszą z tych rozmów. 

Piotr Ewertowski (misyjne.pl): Jak postrzegasz wiarę młodzieży w Guadalajarze? W regionie Altos de Jalisco jest bardzo religijnie, ale w stolicy stanu zdaje się, że jest pewien kryzys wiary. 

Marion: – Myślę, że poziom wiary młodzieży w Guadalajarze jest średni. Więcej jest obecnie młodych oddalonych od Boga niż tych, którzy są blisko. Uważam, że to był cud, że znalazłam się w grupie młodych zaangażowanych katolików blisko mojego domu – i że tylu ich poznałam. We wszystkich grupach, w których byłam wcześniej – czy w szkole, czy wśród przyjaciół – nikt nie wierzył w Boga. Myślę więc, że nie jest to tak powszechne. 

Fot. Piotr Ewertowski/misyjne.pl

Uważam, że w większości wypadków wielu powraca do bliższej relacji z Bogiem w dorosłości. Kiedy są nastolatkami, nie interesują się Nim za bardzo. Potem jednak Bóg ukazuje się im na swój sposób i większość z nich zbliża się do Kościoła. 

Jak w szkole publicznej mówi się o wierze katolickiej? 

– O Kościele mówi się głównie złe rzeczy. W szkole są bardzo wulgarni wobec niego, choćby w tej, w której jestem. Mówi się o Bogu jako o idei starszych ludzi, idei starej, idei ludzi, którzy potrzebują wiary do tego, żeby mogli czuć się dobrze sami ze sobą. 

Jak postrzegałaś wiarę i Kościół przed swoim nawróceniem? 

– Nie wychowywałam się jako katoliczka. Moi rodzice wierzą w Boga, ale nie w Kościół. Są ochrzczeni. Ja również zostałam ochrzczona, ale nigdy nie przystąpiłam do pierwszej Komunii świętej. Zawsze jednak wierzyłam, że jest coś więcej. Moja babcia była bardzo wierząca i sporo nauczyła mnie o wierze. 

Postrzegałam Kościół, szczególnie właśnie katolicki, jako instytucję, która przede wszystkim chce pieniędzy. Tak mi to pokazywali. W Boga wierzyłam zawsze, ale jako w coś odległego, do czego nie ma się żadnej pewności, czy istnieje. Później wszystko się zmieniło.  

Nieuznający Kościoła rodzice, mówienie źle o nim w szkole, niewierzący przyjaciele – jak to się zatem stało, że znalazłaś się w katolickiej grupie przy parafii? 

– Spacerowałam po parku i nagle podeszła do mnie grupka młodzieży, zagadując mnie. Pomyślałam, że przyszli po prostu, żeby się zaprzyjaźnić. Kiedy powiedzieli mi o rekolekcjach katolickich, wybiło mnie to z klimatu. Ale kiedy zaczęli mi więcej opowiadać o nich i zdałam sobie sprawę, że to przecież sami nastolatkowie, którzy chwalą Boga, to się podjarałam. Podjęłam decyzję o uczestnictwie w nich. 

Fot. Piotr Ewertowski/misyjne.pl

Na rekolekcjach doświadczyłam obecności Boga w sposób tak silny, że nie ma żadnej możliwości, żebym mogła Go teraz zanegować. Zmieniłam się jako osoba w sytuacji, w jakiej byłem w tamtym momencie. Wzrosłam jako osoba, poczułam się pełniejsza. Płakałam, doświadczając tak mocno Boga. 

Dzisiaj doświadczam Jego obecności zwłaszcza podczas adoracji oraz spotkań naszej grupy. Dostrzegam go w drugim człowieku. 

Minął dopiero rok. Zapewne już po swoim nawróceniu nadal miałaś wiele wątpliwości i walk wewnętrznych. Podzieliłabyś się nimi? 

– Oczywiście, że były. Wątpiłam dokładnie w to, co mówi Kościół o Biblii. Nie mogłam zrozumieć, jak Bóg, który jest tak kochający, mówi czasem rzeczy tak nieczułe. Stąd wywnioskowałam, że tego nie mówi Bóg, lecz ludzie. Jako Kościół jesteśmy przecież ludźmi. Przyznaję, że wątpiłam mocno w Kościół. Przedstawia on Boga jako miłość niezmierzoną, a jednocześnie nie przyjmował innych, był tak dyskryminujący, istniało tyle nienawiści w Kościele. Nie lubiłam też myśleć o grzechu, bo wydawało mi się, że jest to pewna forma życia z poczuciem winy. Wciąż niektóre z tych wątpliwości są we mnie. 

Czy miałaś jakieś nieprzyjemności ze strony swoich niewierzących przyjaciół po odnalezieniu Boga? 

– Czasami tak, jest trudno. Ale mam naprawdę dobrych przyjaciół. Jeśli ktoś mówił mi rzeczy obraźliwe z powodu mojej obecności w grupie przy Kościele, czy wypominając mi, że „o, znowu idziesz są z tą Twoją katolicką grupką” – to nie uważam tych osób za przyjaciół. Moi prawdziwi przyjaciele nigdy mi nie powiedzieli nic złego z powodu mojej wiary, nawet jeśli nie wierzą. Szanują to. Ale niestety spotkały mnie także sytuacje, że niektórzy próbowali sprawić, że będę się źle czuła z tego powodu. 

Jesteśmy w okresie wielkanocnym. Czy doświadczyłaś jakiegoś momentu zmartwychwstania w Twoim życiu? 

– Myślę, że taką sytuacją było oddalenie od mojego taty. Jeszcze dwa miesiące temu mieliśmy z moim tatą poważny problem. Przestałam się do niego odzywać. Myślę, że popełniłam w tym względzie wiele grzechów: mówiłam o nim źle, trzaskałam drzwiami, odzywałam się do niego wulgarnie i wiele rzeczy, których robić nie powinnam. Udało mi się z tych zachowań zrezygnować, ale jednocześnie Bóg pozwolił mi dostrzec, że po prostu potrzebowałam na jakiś czas odpocząć od taty i nauczyć się stawiać granice wobec innych ludzi. Bóg pozwolił mi przebaczyć samej sobie i wrastać jako osoba, stawiając mojemu tacie granice. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze