Moja babcia najsmutniejsza jest w niedzielę [REPORTAŻ]
Jak podaje resort rolnictwa, spośród 7,5 mln Polaków po sześćdziesiątce na terenach wiejskich mieszka aż 1/3 z nich, a ich życie znacznie różni się od życia emerytów mieszkających w miastach.
Według najnowszych danych, podanych przez Główny Urząd Statystyczny, spada ogólna liczba ludności Polski, natomiast rośnie odsetek osób starszych. Najwięcej ich mieszka na Mazowszu i w województwie śląskim. W 2050 r. w Polsce będzie mieszkać 13,7 mln starszych osób, co oznacza, że stanowić one będą ponad 40% ogółu społeczeństwa.
Babcia
– Odkąd pamiętam, wstaje o szóstej rano i szykuje śniadanie dla całej rodziny. Dziś mieszka ze swoim synem, jego żoną i jednym wnukiem, bo drugi wyprowadził się z domu zaraz po ślubie, a dziadek zmarł pięć lat temu. Gdy wszyscy wyjadą do pracy, babcia zostaje sama. I mogłabym powiedzieć, że, niczym Kevin, sama w domu, gdyby nie fakt, że w tym w domu w ciągu tygodnia naprawdę trudno ją zastać – opowiada Natalia.
>>> Poznański szpital łączy seniorów z juniorami
Najpierw pani Alicja wypuszcza z kurnika kury i sypie im ziarno. Później karmi króliki i psa. Podlewa i pieli ogródek. Zamiata taras. Jedzie rowerem na pole położone niecałe dwa kilometry dalej i w zależności od pory roku sadzi, podlewa lub zbiera warzywa. Jesienią zabiera ze sobą też koszyk i w pobliskim lesie zbiera grzyby. W miejscach, które zna tylko ona. – Pamiętam, że raz z moją babcią na grzyby wybrał się też jej pies labrador. Pojechali tak daleko, że biedaczek musiał być przywieziony samochodem do domu przez wujka, bo tak bardzo się zmęczył.
Po powrocie z pola lub z lasu babcia Natalii najczęściej znów wychodzi, jednak tym razem pieszo. Idzie do sąsiadki lub też sąsiadka przychodzi do niej. Jeszcze kilka lat temu spotykały się we trzy, jednak dziś zostały już tylko we dwie. Najstarsze z niewielkiej wioski, w której mieszkają.
Wczesnym popołudniem pani Alicja zaczyna gotować obiad. Później czyta gazetę lub rozwiązuje krzyżówki. Natalia do dzisiaj uwielbia z ciekawością zaglądać do „Tele Tygodnia” leżącego zawsze u babci na stoliku. Jednak jeszcze ani razu nie natknęła się na niewypełnioną krzyżówkę.
Po obiedzie, zjedzonym już wspólnie z rodziną, babcia Natalii rozpoczyna telekonferencje ze swoimi córkami (oczywiście z użyciem telefonu stacjonarnego, bo z komórkowego zrezygnowała, gdy się po raz pierwszy rozładował).
Godzina osiemnasta to czas maratonu serialowego. Pani Alicja codziennie ogląda „Klan” i „Barwy szczęścia”, a w zależności od dnia jest też „M jak miłość” lub „Na dobre i na złe”. Każdy dzień kobieta kończy modlitwą i słuchaniem radia.
***
Sama pochodzę z wioski. Dlatego starsze osoby kojarzyły mi się z życiem podobnym do tego, które na co dzień prowadzi babcia Natalia. Do czasu, kiedy już pierwszego dnia po przeprowadzce do Poznania w jednym z centrów handlowych ujrzałam kobietę, prawdopodobnie w wieku mojej babci, elegancko ubraną, w pełnym makijażu i rozmawiającą przez telefon komórkowy. Ze strzępek rozmowy wywnioskowałam, że właśnie umawia się do kina. „Też byłam z babcią w kinie” – pomyślałam i przypomniałam sobie wspólny wyjazd sprzed chyba już dziesięciu lat. I chociaż nigdy więcej nie spotkałam tamtej starszej kobiety, nie tylko zapadła mi w pamięć do dziś, lecz także skłoniła do napisania tego reportażu.
>>> Seniorze! Potrzebujesz pomocy? Zgłoś się. Caritas pomoże
Codziennie rozmawiamy przez Skype
– Będzie super, jeśli pójdziesz się przedstawić sąsiadce mieszkającej obok. To naprawdę miła pani, kiedyś zajmowała się naszymi dziećmi – powiedziała właścicielka mieszkania, które zaczęłam wynajmować w tamtym roku. Zachęcona tymi słowami już następnego dnia upiekłam ciasto i poszłam przywitać sąsiadkę. Od tamtej pory widywałam ją tylko na klatce schodowej i dopiero na potrzeby tego tekstu postanowiłam się z nią spotkać i porozmawiać.
– Proszę zaczekać, bo kleję! – słyszę stłumiony głos zaraz po naciśnięciu dzwonka do drzwi. Zdziwiona czekałam, zastanawiając się, co też pani Leokadia właśnie klei. Na szczęście moje wątpliwości zostały rozwiane zaraz po przekroczeniu progu jej mieszkania. – Właśnie robię szkatułkę na biżuterię dla mojej przyjaciółki – opowiada i pokazuje mi niewielkie drewniane pudełko, jeszcze nie do końca ozdobione techniką dekupażu. Choć nie trudno zgadnąć, już po kilku minutach rozmowy dowiaduję się, że dekupaż to największa pasja mojej sąsiadki. Elementami papierowych serwetek w swoim mieszkaniu ozdobiła chyba wszystko, co możliwe. Łącznie z drewnianymi łyżkami kuchennymi.
– Skąd pomysł na takie hobby? – pytam, a zamiast odpowiedzi, pani Leokadia z szuflady dużego drewnianego biurka wyjmuje zdjęcie. – To ja i moje koleżanki. Wszystkie uczęszczamy na uniwersytet trzeciego wieku. I właśnie tam, na zajęciach technicznych, nauczyłam się dekupażu. Z całej naszej dwunastki tylko ja i Magda zajmujemy się tym na co dzień. To naprawdę wspaniałe zajęcie! – cieszy się moja sąsiadka, a na potwierdzenie swoich słów, ponownie podchodzi do biurka. Tym razem jednak przynosi kartki okolicznościowe, które sama wykonała tą techniką i mówi, że już niedługo zacznie robić karnety i bombki na święta.
Pozostając w temacie świątecznym, dowiaduję się też, że już na początku października w chórze, do którego należy pani Leokadia, ćwiczone bedą kolędy. I choć do tej pory ze względu na pandemię koronawirusa wciąż nie zostały wznowione próby, kobieta wciąż ma nadzieję, że niedługo to nastąpi.
Podczas wizyty dowiedziałam się także, że moja sąsiadka przez prawie czterdzieści lat pracowała jako pielęgniarka w jednym z poznańskich szpitali. Pomagała również poszkodowanym podczas strajków w czerwcu 1956 r. To wtedy też poznała swojego przyszłego męża, który zmarł dwa lata temu. Mają córkę, która wraz z rodziną mieszka w Niemczech.
– I tak w Poznaniu zostałam sama. Marzena z mężem i dziećmi odwiedza mnie raz w roku, najczęściej na święta. Na szczęście codziennie rozmawiamy przez Skype’a. Dobrze, że mam tyle zajęć i pasji. Bez nich chyba bym oszalała.
Wyślę mailem
– Widzisz, Marysiu, znowu się nie uczesałam.
– Ale jak to się nie uczesałaś? Przecież masz warkocz.
– No mam. Zrobiłam na szybko przed wyjściem, bo ostatnio moje włosy to jest jedno wielkie pomieszanie z poplątaniem.
Panią Elżbietę i panią Mariannę spotkałam niedaleko przystanku, przed momentem wysiadły z tramwaju. Przysłuchując się ich rozmowie i szukając materiału do tego tekstu, postanowiłam się do niej wtrącić. Przedstawiłam się, powiedziałam, że piszę reportaż i zapytałam, skąd wracają.
– Jak to skąd? Ze spotkania, które mamy co wtorek. Dzisiaj było u Kazi. Za tydzień jest u mnie, a za dwa u Marysi – odpowiedziała pani Elżbieta.
– Długo trwa ta tradycja?
– No… Już ze dwa lata będzie. Spotykamy się we cztery. Jest jeszcze Haneczka. Czasami też chodzimy razem do kina albo do teatru. Nawet byłyśmy już raz od czasu koronawirusa – dodała z wyraźną dumą druga z moich rozmówczyń.
W tym czasie do pani Elżbiety zadzwonił telefon. Przeprosiła nas i powiedziała, że „musi lecieć, bo wnuczka czeka przed drzwiami”. Ja natomiast zaoferowałam się, że odprowadzę panią Mariannę do mieszkania. Po drodze dowiedziałam się, że jeszcze kilka lat wcześniej wszystkie panie uczęszczały na zajęcia z aerobiku wodnego, a rok temu ukończyły uniwersytet trzeciego wieku. Raz w roku wyjeżdżają też razem z mężami do sanatorium i często korzystają z wycieczek organizowanych przez Polski Związek Emerytów, Rencistów i Inwalidów w Poznaniu. – Najlepiej wspominam wycieczkę do Zakopanego. Mówi się, że to miasto jest już trochę przereklamowane, ale mi tam podobały się spacery na Krupówkach i wjazd na Kasprowy Wierch. Wcześniej, gdy dzieci były małe, nie miałam czasu, pieniędzy i możliwości tak jeździć. A teraz to przecież grzech nie korzystać! – wyjaśnia, żywo gestykulując.
>>> Ks. Chromy: seniorzy mają stworzone w Kościele wiele możliwości [ROZMOWA]
Na koniec naszej rozmowy zapytałam panią Mariannę o możliwość zrobienia jej zdjęcia. I chociaż brałam pod uwagę odmowę, to takiej odpowiedzi zupełnie się nie spodziewałam. – Gdzie tam dzisiaj, kiedy nie jestem uczesana! Podaj maila, to wyślę ci jakieś takie lepsze zdjęcie – poprosiła.
Niedziela
Po spotkaniach z panią Leokadią, Marianną i Elżbietą po raz kolejny widzę się z Natalią. Opowiadam jej o moich spostrzeżeniach.
– Wiesz, moja babcia nie ma maila. Chyba nawet nie wie, co to jest – przyznaje. – Moja babcia nie jeździ na wycieczki. Nigdy nawet nie jechała tramwajem. Nie obsługuje Skype’a. Nie wiem, kiedy ostatnio była na basenie, a już na pewno nie uczęszczała na aqua aerobik. Czasami natomiast bywa w kinie i w teatrze, jeśli któreś z jej dzieci zaproponuje wyjazd. Podobnie jest z wyjazdem do galerii handlowej. Nigdy nie widziałam mojej babci w makijażu i w pomalowanych paznokciach.
Panie Leokadia, Elżbieta i Marianna niedzielę mogą spędzić razem w kinie lub wychodząc do restauracji. A babcia Natalii właśnie w niedzielę jest najsmutniejsza, szczególnie, gdy nikt z rodziny nie może jej akurat odwiedzić. Pozostaje jej wówczas telewizja, spacer i czytanie, co dla osób mieszkających w mieście zazwyczaj jest tylko dodatkiem do dnia wolnego. W przypadku osób starszych miejsce zamieszkania odgrywa znaczącą rolę.
– Nie wiem, jaka byłaby moja babcia, gdyby mieszkała w mieście. Wiem jednak, że, jak dla mnie, jest najlepszą babcią, jaką mogłam sobie wymarzyć – mówi Natalia, uśmiechając się. A ja przyznaję jej rację.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |