Największa miłość to zobaczyć biedę w krzywdzicielu [FELIETON]
Największa miłość to zobaczyć biedę w krzywdzicielu. To słowa, które usłyszałam w tym tygodniu w jednym z odcinków „Wstawaków” nagranym przez ojca Adama Szustaka OP. I słowa, które, choć tak bardzo trudne w realizacji, udało mi się (choć pewnie jeszcze nie w pełni) zrozumieć dopiero dzięki terapii.
Założę się, że nie tylko mi, ale niemal każdemu z nas łatwo wskazać moment, w którym zostaliśmy przez kogoś zranieni. Moment, kiedy zrobiło nam się nie tylko przykro, ale poczuliśmy się nieważni, a może nawet zmieszani z błotem. I o ile dawniej potrafiłam bardzo długo nosić w sobie urazę i do tego jeszcze zastanawiać się, czym ja tej osobie zawiniłam, że tak mnie traktuje, o tyle teraz mam do takich sytuacji trochę inne podejście. Bo wiem, że krzywdząc mnie, tak naprawdę drugi człowiek pokazuje, co sam ma do uleczenia w sobie.
>>> Nawracam się każdego dnia [FELIETON]
Co masz do uleczenia?
Przykład? Sytuacja, w której widzimy kogoś, kto odnosi sukcesy, kto spełnia swoje marzenie, kto bardzo się z czegoś cieszy lub po prostu tak zwyczajnie na co dzień jest szczęśliwy. Wtedy zdarza się, że czujemy dyskomfort. I że trudno nam podzielać nastrój tego drugiego człowieka. Łatwiej jest mu dogryźć, powiedzieć coś, co sprawi, że uśmiech z jego twarzy zniknie. Bo przecież nie może być tak, że komuś coś wychodzi, a nam nie… Brzmi znajomo? Dla mnie, tej Karoliny z przeszłości tak. Teraz już jednak wiem, że ten odczuwany przeze mnie dyskomfort to coś o mnie, to coś, z czym ja muszę się zmierzyć, coś, czego nie przepracowałam w sobie, a co siedzi we mnie już od lat.
Podobna sytuacja może mieć miejsce, kiedy ktoś wepchnie się przed nami do kolejki w sklepie lub w kawiarni. Jak wtedy reagujesz? Ciszą i udajesz, że nic się nie stało? Kulturalnie zwracasz uwagę? A może jesteś rozwścieczony i przy okazji – oprócz zwrócenia uwagi, zaczynasz jeszcze krzyczeć na „tego nienormalnego człowieka” i dostaje mu się nie tylko za jego brak kultury, ale przy okazji też za projekt, który nie udał ci się w pracy albo za sklep, który zamknęli tuż przed twoim przyjściem do niego?
W tych obu momentach możemy zauważyć biedę. Biedę swoją albo krzywdziciela. Zauważyć wewnętrzne dziecko, które krzyczy do nas ze środka i chce nam powiedzieć, że warto się cofnąć do chwili, która spowodowała, że na coś reagujemy właśnie tak, a nie inaczej.
>>> Bóg jest obecny wśród nas nawet gdy współżyjemy [ROZMOWA]
Wybaczenie i zrozumienie
I tak, wiem, że może łatwiej o tym wszystkim pisać, a o wiele trudniej pamiętać w chwili, w której ktoś nas krzywdzi, krzyczy na nas albo wręcz przeciwnie – przestaje się do nas odzywać. Ale wiem też, że wybaczenie to proces. I jednym z jego elementów jest właśnie spojrzenie na krzywdziciela. Nawet nie do końca ze zrozumieniem jego, lecz ze zrozumieniem tego, że krzywdząc nas – tak naprawdę najbardziej krzywdzi siebie.
>>> Nie wybierają rodziców, ale mają wpływ na swoją przyszłość [REPORTAŻ]
Sama mam za sobą wybaczenie, które dojrzewało we mnie przez lata. Wybaczenie krzywdy, której do dzisiaj ponoszę konsekwencje. I nie, nadal nie rozumiem tego, co się stało, nie wiem, dlaczego akurat ja. Ale już się nad tym nie zastanawiam. Bo nie wszystko musimy wiedzieć. A za wybaczeniem nie musi iść powracanie do razu z kimś do kontaktów takich jak wcześniej. Za wybaczeniem musi iść potrzeba serca i gotowość. Nic nie dzieje się od razu. Ale warto pamiętać o słowach św. Franciszka z Asyżu, które ojciec Adam zacytował na początku filmiku. Ja dodaję z kolei je na końcu. No ale przecież nie ma w życiu końców. Są tylko nowe początki.
„Ten bowiem rzeczywiście kocha swego nieprzyjaciela, kto nie boleje nad doznawaną krzywdą, lecz dla miłości Bożej smuci się grzechem jego duszy. I czynem okazuje mu miłość”.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |