fot. unsplash / Vince Fleming

Nawracam się każdego dnia [FELIETON]

Czasami nam – wierzącym – właściwie „od zawsze” wydaje się, że nasza wiara jest nudna. I że tylko w życiu tych, którzy zostali nawróceni, dzieją się rzeczy spektakularne. Ale to nieprawda. Bo nawracać możemy się każdego dnia. I to wielokrotnie.  

„Ja to w sumie zazdroszczę tym, którzy się nawrócili. Bo mają jakąś datę, od kiedy to wszystko się u nich zaczęło. A mi pozostała tylko data chrztu, którego nawet przecież nie pamiętam”. To słowa, które kilkukrotnie słyszałam od znajomych oraz od osób, z którymi przeprowadzałam wywiady. Słowa, z którymi kiedyś sama się identyfikowałam. I uważałam, że ta moja wiara taka „od zawsze” jest po prostu nudna. Bez żadnych spektakularnych przeżyć, bez momentu, w którym dzięki temu, że uwierzyłam, moje życie w jakiś sposób się zmieniło. 

>>> Dramat to żyć i martwym być za życia [FELIETON]

Nie jest nudno  

Lubię słuchać o nawróceniach. Lubię te wszystkie niesamowite historie, w których rzeczywiście widać Boże działanie. Ale jeszcze niedawno, gdy ich słuchałam, miałam w sobie jakąś zazdrość i niezrozumienie. Zastanawiałam się, dlaczego u mnie tak się nie dzieje, dlaczego, gdy ja w tych najtrudniejszych momentach proszę Boga o pomoc, to później nagle moje życie się nie zmienia, problemy od razu nie mijają, a ja nagle nie nabieram zupełnie innego podejścia do danej sytuacji. Czasami byłam wręcz z tego powodu rozczarowana. I nie widziałam niczego odkrywczego w tym, że na pytanie, czy od zawsze byłam osobą wierzącą, mogę odpowiedzieć, że właściwie tak, bo wiara została przekazana mi przez rodziców. Tymczasem, gdy pomyślę o tej Karolinie sprzed lat, to dopiero zaczynam rozumieć, że u mnie wcale nie jest nudno, bo – tak jak właściwie i większość z nas – i ja doświadczam nawrócenia każdego dnia, a tych momentów przełomowych w swojej wierze (choć może nie takich nagłych) też miałam już kilka. 

>>> Czy emocje mogą być grzechem? [ROZMOWA]

Kościół na nowo  

Pochodzę z niedużej parafii, w której, gdy dorastałam, nie było żadnej wspólnoty dla młodych ludzi. Może więc po części dlatego przez długi czas byłam zwykłą katoliczką chodzącą do kościoła we wszystkie niedziele i święta. I tyle… Będąc w liceum, zupełnym przypadkiem trafiłam na serię „Ballady i romanse” prowadzoną na YouTubie przez o. Adama Szustaka OP. Jednego wieczoru obejrzałam od razu wszystkie odcinki i z niecierpliwością, będąc przy tym w lekkim szoku, no bo „jak to tak zakonnik w internecie?”, czekałam na kolejne. W międzyczasie obejrzałam też inne filmy dominikanina i zaczęłam dowiadywać się wielu nowych rzeczy o Kościele. O Kościele, w którym przecież byłam już od kilkunastu lat. A tu nagle okazało się, że jakieś pojedyncze słowa zapisane w Biblii mogą mieć więcej niż jedno znaczenie, że rekolekcji można słuchać też na YouTubie i że istnieje coś takiego jak wielbienia. I właśnie to było jedno z moich pierwszych nawróceń, którego do niedawno nawet nie zauważałam.  

Zdj poglądowe. fot. Karolina Binek / Misyjne Drogi

Nawrócenia w czasie 

Dopiero z czasem zrozumiałam, że nie chodzi o to, by czekać, aż Bóg zbliży się do mnie, lecz ważne jest też zbliżanie się do Niego. I że można to robić na wiele różnych sposobów. Każdego dnia. A przy tym przeżywać jakieś kolejne nawrócenie, i kolejne. 

Bo nawrócenie przeżywam nawet wtedy, gdy komuś idącemu przede mną na ulicy spadnie szalik. I mogłabym przejść obok niego obojętnie, bo przecież się nie znamy, bo przecież się wstydzę, a w ogóle to czemu miałby interesować mnie szalik kogoś, kogo być może widzę pierwszy i ostatni raz w życiu. Przez długi czas te wszystkie myśli nawet ze mną wygrywały. Ale dzisiaj jest już inaczej.  

>>> Od Tolkiena można uczyć się miłosierdzia [PODKAST]

Wiele nawróceń dostrzegam też dopiero po czasie. Gdy okazuje się, że nawet ta najbardziej beznadziejna sytuacja, w której prosiłam Boga o pomoc, też okazała się potrzebna i w dodatku wiele mnie nauczyła.  

W sumie dopiero od niedawna widzę, że ta wiara „od zawsze” wcale nie jest nudna. I że ja też przeszłam nawrócenie. I to w dodatku nie jedno, a wiele, o czym w książce „Prosta sztuka odpuszczania” pisał też Richard Rohr OFM: „Nie nawracamy się w naszych głowach lub dzięki kazaniom wygłaszanym przez kapłana; nawracamy się dzięki okolicznościom – jeśli naprawdę zgadzamy się ich wysłuchać. A kiedy pozwalamy rzeczywistości, aby nas przeniknęła, wtedy nawrócenie jest już o krok”.  

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze