fot. Maciej Kluczka / Misyjne Drogi

Neapol – miasto, w którym króluje Maryja i piłka nożna. I w którym pamiętają o ks. Dolindo

Neapol to miasto kontrastów, miejscami obskurne i w swej architekturze mało przyjazne (tak jest np. w Spagnoli – dzielnicy biedy), a niekiedy dobre do wypoczynku i przyjemnych spacerów (np. przy Zatoce Neapolitańskiej). To miasto, w którym króluje piłka nożna i Matka Boża. Na wąskich uliczkach i w podwórkach starych budynków bardzo często można zobaczyć obraz Maryi, a obok drugi – Diego Maradony. Oba kulty są wśród neapolitańczyków bardzo silne.

Neapol to także miasto, w którym łączy się wielowiekowa historia Kościoła (którą symbolizuje klasztor pw. św. Marcina usytuowany na najwyższym wzgórzu Neapolu) z religijnością opartą na widowiskowych efektach i ludowej tradycji. Tu przykładem jest ampułka z krwią św. Januarego z neapolitańskiej katedry. Krew upłynnia się w dzień wspomnienia męczennika, 19 września. Stolica Kampanii to więc mieszanka wielu smaków, kolorów i tradycji. Można powiedzieć, że to mieszanka… wybuchowa. Wszak w Neapolu przez wiele lat rządziła mafia, a nad miastem góruje Wezuwiusz, jedyny czynny wulkan leżący na kontynencie europejskim.

Widok na Neapol i Wezuwiusz, fot. Maciej Kluczka / Misyjne Drogi

Głęboko pod ziemią i na wysokich wzgórzach

Neapol odwiedziłem tego lata. Przyznaję, miasto to bywa trudne. Szczególnie wtedy, gdy do metra trzeba pokonać kilka poziomów w dół (stacje metra – ze względu na położenie miasta na wzgórzach – są usytuowane bardzo nisko). Neapol ma jednak w sobie wiele niepowtarzalnego klimatu i istotnych walorów, które sprawiają, że można się w nim zakochać. Jak mówią jego mieszkańcy, to ten typ miasta, które albo się pokocha, albo będzie się chciało z niego jak najprędzej uciekać. Ja zachęcam Czytelników misyjne.pl, by spróbowali Neapol obdarzyć tym pierwszym uczuciem. Zapraszam więc na spacer po tym mieście.

Katedra Wniebowzięcia NMP i św. Januarego, fot. Maciej Kluczka / Misyjne Drogi

Zacznijmy od katedry, najważniejszego kościoła Neapolu. We Włoszech katedra to duomo, jedną z najbardziej znanych włoskich duomo jest katedra w Mediolanie pw. Narodzin Świętej Marii. Ta neapolitańska nosi dwa wezwania (co we Włoszech jest bardzo częste): Duomo di Santa Maria Assunta (Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny) oraz Duomo di San Gennaro (św. Januarego, który jest zresztą patronem miasta). Na przestrzeni lat kilka razy świątynia ta ulegała uszkodzeniom spowodowanym przez trzęsienia ziemi. Budowę tej gotyckiej katedry rozpoczęto w XIII w. i zakończono około sto lat później. Dzisiejszy wygląd świątyni różni się jednak diametralnie od tego z czasów średniowiecza. W XIX w. fasadę w stylu neogotyckim oraz część wnętrza przeprojektował lokalny architekt Enrico Alvino. We wnętrzu przechowywane są relikwie św. Januarego, patrona Neapolu. Katedrę można zwiedzać za darmo. Warto jednak sprawdzić godziny otwarcia, gdyż w środku dnia jest zamykana na kilka godzin.

Ołtarz główny katedry, fot. Maciej Kluczka / Misyjne Drogi

W jej wnętrzu w XVII w. zbudowano kaplicę poświęconą św. Januaremu. Powstała ona jako wotum wdzięczności mieszkańców Neapolu za ocalenie ich od epidemii dżumy w latach 1526-1529. W katedrze znajduje się także gotycka kaplica Minutolo oraz renesansowa krypta Succoro, gdzie znajdują się relikwie św. Januarego. Bardzo cenne jest także battistero, czyli baptysterium. Jego powstanie datuje się na V w., w środku znajdują się pozostałości po mozaikach z tego okresu. Nie można zapomnieć także o kaplicy del Tesoro, w której znajdują się skarby świętego patrona miasta. Jest ona dziełem znanego architekta Francesco Grimaldiego.

fot. Maciej Kluczka / Misyjne Drogi

Krew św. Januarego

19 września 1389 r., w rocznicę męczeństwa patrona Neapolu, z katedry wyszła procesja z relikwiami męczennika: głową i zakrzepłą krwią. W pewnej chwili prowadzący procesję kapłan zauważył, że krew, zamknięta w relikwiarzu zawierającym dwie szklane ampułki, topnieje, burzy się i pieni. Zgromadzeni zgodnie uznali to za cud. Od tamtej pory zakrzepła krew przechodzi w postać płynną regularnie o tej samej porze: 19 września i przez siedem kolejnych dni.

January był biskupem Benewentu, miasta położonego niedaleko Neapolu. Został ścięty w 305 r. za panowania Dioklecjana, podczas ostatniego, lecz chyba najkrwawszego prześladowania chrześcijan w Cesarstwie Rzymskim. Jak głosi tradycja, pobożna niewiasta imieniem Euzebia zebrała wówczas do dwóch ampułek ściekającą z szafotu krew męczennika. Jego ciało wierni pochowali w neapolitańskich katakumbach. Za panowania Longobardów korpus świętego wywieziono do Benewentu. Do Neapolu wrócił po kilku wiekach. Głowa i ampułki z krwią świętego już nigdy się z Neapolem nie rozstały.

fot. Maciej Kluczka / Misyjne Drogi

Przemiana krwi to największe święto Neapolu. I chyba najbardziej neapolitańskie. Kiedy celebrans podnosi w górę relikwiarz, a jego pomocnik macha chusteczką na znak, że cud nastąpił, ludzie krzyczą z radości i klaszczą w dłonie. Wszyscy śpiewają „Te Deum”. Gdy przemiana krwi nie następuje, wierni odczytują to jako zapowiedź trudnych czasów. Kościół przygląda się temu fenomenowi, ale oficjalnie nadal nie uznaje go za cudowny, określając go jedynie terminem il prodigio, nie zaś il miracolo, zastrzeżonym dla cudów uznanych. Kościół uczy bowiem, że o cudowności jakiegoś zjawiska rozstrzyga nie tyle jego nadnaturalność, ile zdolność do przemiany ludzkich serc.

>>> Neapol: powtórzył się „cud krwi św. Januarego”

Uroczystości z grudnia 2020 roku, fot. Salvatore Laporta /IPA/PAP

Zapukać do grobu ks. Dolindo

Wychodzimy z katedry, czeka nas droga… ku górze. Naszym celem będzie klasztor pw. św. Marcina usytuowany na najwyższym wzgórzu miasta. Po drodze odwiedzimy „kościół księdza Dolindo Routolo”, w którym znajduje się jego grób. To kościół – jak na Włochy przystało – z duetem patronów: Matką Bożą z Lourdes i św. Józefem.

Ks. Dolindo w latach 1907-1937 stawał przed Świętym Oficjum jako oskarżony o herezje. Poddawano go nawet badaniom psychiatrycznym. Przez prawie 20 lat był pozbawiony możliwości sprawowania Eucharystii. Pośród tych przeciwności, doświadczając niesprawiedliwych ocen i sądów ze strony kościelnej hierarchii, zachował niezachwianą miłość do Kościoła. Został zrehabilitowany w 1937 r., obecnie przysługuje mu tytuł sługi Bożego. To znaczy, że trwa jego proces beatyfikacyjny, choć toczy się bardzo powoli.

>>> „Zbudźcie się!” – przesłanie o. Dolindo do kapłanów

fot. Maciej Kluczka / Misyjne Drogi

Don Dolindo jest bardzo znany i ceniony także w Polsce. W kościele w Neapolu przy Via Salvatore Tommasi w grubej księdze wypełnionej prośbami o wstawiennictwo nie brakuje wpisów w języku polskim. Praktycznie wszyscy, którzy przychodzą pomodlić się przy księdzu Dolindo, pukają w marmurową płytę jego grobowca. Jakiś przesąd? Nic z tych rzeczy. Sam ks. Dolindo powiedział: „Kiedy przyjdziesz do mojego grobu, zapukaj. Także z grobu ci odpowiem: Zaufaj Bogu!”.

Księdza Dolindo bardzo cenił ojciec Pio. Kiedyś, widząc grupę wiernych, którzy przybyli do niego z Neapolu, powiedział: „Dlaczego przychodzicie tutaj, jeśli macie ks. Dolindo w Neapolu. Idźcie do niego, on jest święty”. Wiele publikacji na temat historii życia ks. Dolindo wspomina też o jego proroctwie, jakie w 1965 r. napisał hrabiemu Witoldowi Laskowskiemu na odwrocie obrazka Matki Bożej: „Maryja do duszy: Świat chyli się do upadku, ale Polska, dzięki nabożeństwom do Mego Niepokalanego Serca, uwolni świat od straszliwej tyranii komunizmu, tak jak za czasów Sobieskiego z 20 tysiącami rycerzy wybawiła Europę od tyranii tureckiej. Powstanie z niej nowy Jan, który poza jej granicami heroicznym wysiłkiem zerwie kajdany, nałożone przez tyranię komunizmu”.

Grób ks. Dolindo, fot. Maciej Kluczka / Misyjne Drogi

Pranie, piłka nożna i Maryja

Kościół z grobem ks. Dolindo znajduje się w ubogiej dzielnicy. Idąc wąskimi uliczkami, trzeba być bardzo uważnym, bo – jak to często w Neapolu i w całych Włoszech bywa – kościoły w miastach często są wciśnięte między budynki, można ich nie zauważyć. Bywają odrapane, mury okolicznych domów są brudne, a przy oknach i na balkonach wisi pranie. Tak, tak blisko kościoła wisi pranie. Jest i warsztat samochodowy i plastikowe krzesła, które służą do sąsiedzkich spotkań, gdy upalny dzień zmieni się w ciepły wieczór. Ks. Dolindo żył w tej dzielnicy, z oddaniem i delikatnością opiekował się ubogimi i często modlił się tymi słowami: „Jezu, Ty się tym zajmij”.

Wejście kościoła pw. Matki Bożej z Lourdes i św. Józefa, fot. Maciej Kluczka / Misyjne Drogi

Idąc od katedry „do księdza Dolindo”, czyli do kościoła pw. Matki Bożej z Lourdes i św. Józefa, warto iść powoli. Warto spoglądać w okna budynków, zajrzeć na podwórka, bo często zobaczymy tam wizerunki Matki Bożej, ale i piłkarzy neapolitańskich oraz włoskich drużyn. Zwyczajem mieszkańców (szczególnie tych z biedniejszych dzielnic) jest też umieszczanie koło wizerunków Matki Bożej zdjęć bliskich zmarłych.

Kościół z grobowcem ks. Dolindo stoi mniej więcej w połowie drogi od duomo do wzgórza z klasztorem pw. św. Marcina. W upalne dni warto pamiętać o nakryciu głowy, dodatkowej butelce wody i o tym, że choć droga do góry nie jest aż tak długa (jej pokonanie zajmuje ok. pół godziny), to jednak w upale wymaga powolnego wchodzenia po schodach i choć krótkich przerw w nielicznych miejscach, gdzie jest choć trochę cienia. Do klasztoru San Martino można również dojechać dwiema kolejkami linowymi. Jedną od stacji Monte Santo w historycznym centrum Neapolu, drugą od słynnej stacji Toledo, która znajduje się zaledwie kilka kroków od hiszpańskiej dzielnicy.

„Kościół księdza Dolindo”, fot. Maciej Kluczka / Misyjne Drogi

Klasztor z widokiem

Na samej górze znajdziemy bardzo cenny sakralny zabytek Neapolu – klasztor pw. św. Marcina (klasztor zakonu kartuzów), który został założony przez Karola Sycylijskiego, księcia Karola Kalabrii. Warto do niego zajrzeć z kilku względów. Klasztor ten, założony w XIV w., stoi na wzgórzu Vomero, na którym mieści się także Zamek Sant’Elmo. Wzgórze to doskonały punkt widokowy na cały Neapol.

Obecnie zabudowania klasztorne użytkowane są przez Muzeum Narodowe. Zwiedzający klasztor zajrzeć mogą do gotyckiego kościoła z barokowym wystrojem i iluzjonistycznymi polichromiami. Jest też refektarz i cmentarz klasztorny. W pozostałych pomieszczeniach klasztoru znajdują się zbiory związane z panowaniem Burbonów w Neapolu (m.in. biżuteria, obraz i broń). W pewnym momencie, wychodząc z galerii obrazów na balkon, można podziwiać Neapol widziany z kilku stron (widać port, promenadę Caracciolo, Zatokę Neapolitańską i górującego nad nią Wezuwiusza, przy dobrej widoczności można dostrzec także wyspę Capri).

Droga do klasztoru św. Marcina, fot. Maciej Kluczka / Misyjne Drogi

W kompleksie znajduje się również słynny zbiór prespi, czyli szopek bożonarodzeniowych. W największej z nich znajdziemy 180 figurek pasterzy, 10 koni, 8 psów i 309 detali. Przygotowywanie bogatych bożonarodzeniowych szopek to wielowiekowa i ciągle żywa tradycja neapolitańska.

I choć miejsc w Neapolu związanych z wiarą i religią jest wiele, to te trzy wydają mi się najważniejsze, ale i też najbardziej klimatyczne. Oddają charakter Neapolu, jego energię i klimat. A na jeden dzień zwiedzania – który zaproponowałem na początku artykułu – odwiedzenie tych trzech miejsc w zupełności wystarczy. Tak, by zrobić to ze spokojem, z możliwością odpoczynku przy filiżance kawy i oczywiście z szansą na zjedzenie neapolitańskiej pizzy.

A ulica, przy której się znajduje się klasztor kończy się skwerkiem z ławkami, na których warto przysiąść, by delektować się widokiem Neapolu i Zatoki. To miłe zwieńczenie całodziennego spaceru.

fot. Maciej Kluczka / Misyjne Drogi
fot. Maciej Kluczka / Misyjne Drogi
Galeria (8 zdjęć)
Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze