Fot. Unsplash/Andrew Neel

Niespodziewany gość w wigilię zmienił moją perspektywę [FELIETON]

Trwały ostatnie przygotowania do wigilii. Rodzina wreszcie w komplecie – wszyscy ładnie ubrani i gotowi, żeby za moment usiąść do wspólnego stołu. Jeszcze tylko kilka niepotrzebnych uwag i mała sprzeczka, żeby nie było zbyt bajkowo, i można zaczynać. Nagle rozlega się dzwonek do drzwi. Nikt nie wychodził, wszyscy są – to musi być niespodziewany gość!

Niedawno odbyłem ciekawą rozmowę z jednym z moich bliższych znajomych. Opowiedział mi wtedy o swoim doświadczeniu sprzed kilku lat: „Wiesz, w tamtą wigilię zdecydowałem, że zabiorę przybysza pod swój dach. Chciałem, żeby tradycja zostawienia pustego miejsca nabrała trochę sensu, żeby chociaż raz ktoś na tym miejscu usiadł. Wyszedłem więc na ulicę i zacząłem szukać potrzebującego, którego mógłbym przyjąć. Ale gdy tylko kogoś spotkałem, zaraz znajdowałem w nim coś, co po prostu było dla mnie nie do przyjęcia i stwierdziłem, że spróbuję za rok”.

>>> ”Czy Boże Narodzenie ma siłę zaskoczyć?”

Myślę, że jest to prawda o nas – z jednej strony chcemy pomagać, a z drugiej strony jesteśmy mistrzami w znajdowaniu wymówek, żeby jednak tego nie robić. Nic więc dziwnego, że gdy do naszych drzwi zadzwonił obcy, wśród domowników panował raczej średni entuzjazm. Jak się później okazało, wigilijnym przybyszem był pochodzący z Ukrainy Dawid, którego jeden z moich braci kojarzył ze szkoły.

Fot. Unsplash/Wiliam Rouse

Mimo że był on schludnie ubrany i „dobrze mu z oczu patrzyło”, w mojej głowie również pojawiło się kilka pytań. Czy przybysz nie zepsuje rodzinnej atmosfery? Czy teraz przy stole nie zrobi się sztucznie? Czy uda nam się jakoś dogadać? W trakcie rozmowy dowiedziałem się, że pochodzi z Mariupola i jest wyznania prawosławnego. Mogliśmy więc porozmawiać o tym, czym różnią się nasze wigilijne zwyczaje i tradycje.

Prawosławni nie dzielą się opłatkiem, a przyniesioną z cerkwi prosforą – małą bułeczką wypiekaną z mąki, wody, soli i zakwasu. Kiedy rozmawialiśmy o wigilijnych zwyczajach, okazało się, że Dawid nie wiedział, że zostawiamy jedno nakrycie przygotowane dla przybysza. Ten fakt bardzo go zaciekawił. Był również nieco rozbawiony tym, że udało mu się tak idealnie trafić. Wszystko wyglądało tak, jakbyśmy oczekiwali jego przyjścia – udało się nawet skombinować dla niego prezent pod choinkę.

>>> Figuil: Boże Narodzenie w Kamerunie

Fot. Unsplash/Eugene Zhyvchik

Mocno utkwił mi w głowie moment składania życzeń i dzielenia się opłatkiem. Kiedy stanąłem przed Dawidem, do głowy przychodziło mi tylko jedno życzenie: „Pokoju, pokoju i jeszcze raz pokoju”. To życzenie nabrało dla mnie nowego znaczenia, kiedy składałem je młodziutkiemu uchodźcy wojennemu. Ponownie uświadomiłem sobie, że wojna to setki tysięcy ludzkich historii. To setki ludzi dotkniętych traumą. Do takiej rzeczywistości przychodzi Jezus, ale my musimy Mu w tym pomóc – otworzyć nasze serca i drzwi.

Przyjście niespodziewanego gościa w dniu wigilijnej wieczerzy zmieniło moją perspektywę. To dodatkowe nakrycie na stole powinno być przygotowane zawsze. A przyjęcie przybysza powinno wynikać z otwartości serca na drugiego człowieka, a nie z chęci wypełnienia tradycji. Dobrze, że jest taki czas w roku, który przypomina nam o tym, że dobro czyni się bezinteresownie i w każdym miejscu.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze