Od cudu do cudu. Żyją z Opatrzności i niczego im nie brakuje [REPORTAŻ]
Na pierwszy rzut oka to szokuje. Pakują walizkę, jadą do innego kraju, by mówić o Bogu tym, którym często nikt o Nim mówić nie chce. Są wśród więźniów, w DPS–ach, wśród bezdomnych, ale także wśród tych, którzy mają bardzo dużo pieniędzy, sukcesy, ale brakuje im jednego – sensu i nadziei.
Mieszkają w domu pod Poznaniem. Siostry pozwoliły im tam mieszkać przez 3 lata. 12 osób potrzebuje wielu rzeczy do codziennego funkcjonowania. Mają samochód, laptopy – żyją normalnie. Ale jest w tym coś nienormalnego, gdy spojrzymy na to naszym przeciętnym okiem dorosłego człowieka. Wspólnoty Przymierza Miłosierdzia żyją z Opatrzności. To znaczy, że nie zarabiają pieniędzy, ale żyją z tego, co ofiarują im inni. Czasami to kilka słoików domowego dżemu, może ubrania, innym razem pasta do zębów, a zdarza się, że i samochód. Co jeszcze ciekawsze… o nic nie proszą. Ludzie sami, z potrzeby serca, dają im to, co potrzebne. Przywożą dary w bagażnikach swoich aut, robią zakupy online, a czasem wieszają na płocie siatkę z produktami i przepisem na leczo.
Nie mamy chleba
Można się śmiać, ale „rozmnożenie” chleba zdarza się tam kilka razy w miesiącu. Śniadanie, godzina 7:30 rano, potem mają nagrywać filmiki promujące rekolekcje. Sławek był w tym dniu odpowiedzialny za przygotowanie śniadania. Był bardzo zdenerwowany, bo nie miał chleba, nie miał też mąki, żeby zrobić chociażby naleśniki. Jak na ironię – rano rozważał na medytacji czytanie z dnia – Ewangelię o rozmnożeniu chleba. Był trochę rozczarowany, bo już poprzedniego dnia wieczorem na modlitwie prosił Boga o chleb, bo wiedział, że rano nie będzie miał czego postawić na stół.
Dzwonek, wszyscy schodzą się do jadalni. Modlitwa przed posiłkiem. I wtedy wchodzą do kuchni dwie osoby, które będą pomagać przy filmikach. – Słuchajcie, przepraszamy za spóźnienie, ale mamy dla was świeże bułki. Tak jakoś pomyśleliśmy, że się ucieszycie z ciepłych bułek na śniadanie.
Bardzo się ucieszyli. A najbardziej Sławek, mówił potem, że w tym dniu doświadczył prawdziwego cudu pojawienia się chleba i Ewangelia zadziała się na jego oczach.
Przypadek? Wspólnota ma wiele takich historii, kiedy w ostatniej chwili pojawia się znajomy proboszcz z całym bagażnikiem pieczywa, bo miał imprezę w parafii i im zostało. Kiedy siostry, które mieszkają niedaleko dzwonią z pytaniem, czy nie chcą chleba, bo mają 20 bochenków do wydania. Kiedy podjeżdża samochód z zakupami, które ktoś zrobił online, bo robił dla siebie i przy okazji kliknął kilka razy więcej, bo tak sobie pomyślał „a kupię coś misjonarzom”. Dużo tych przypadków.
Szczoteczka do zębów od bezdomnego
Rafael, misjonarz z Brazylii, miał już bardzo zużytą szczoteczkę do zębów. Mógł ją kupić, akurat miał pieniądze. Ale pomyślał sobie, że pozwoli Panu Bogu się o to zatroszczyć. Kilka dni później, kiedy szczoteczka była zużyta już do granic możliwości, jechali do centrum miasta odwiedzić bezdomnych. Jak zwykle zrobili kanapki, termos kawy i wyruszyli. Po 2 latach między misjonarzami a bezdomnymi zbudowały się prawdziwe więzi. – Rafael, Rafael, mam dla ciebie prezent! – zawołał Zenek, który od 12 lat żyje na ulicy. I biegnie do Rafaela ze szczoteczką do zębów, zapakowaną w blister. – Zenek, dlaczego dajesz mi szczoteczkę? – pyta Rafael. Nie spodziewał się, że Pan Bóg będzie chciał dać mu szczoteczkę do zębów od bezdomnego. – Bo dostałem dwie, a mam tylko jeden komplet zębów, więc potrzebuję jedną. Masz to dla ciebie.
Misjonarze opowiadali, że czasami czekają. Nie kupują tego, czego potrzebują. Pozwalają Bogu, by On mógł się o nich zatroszczyć. By Bóg mógł pokazać innym, że mogą troszczyć się o innych, że każdy może być aniołem, który pomoże drugiemu człowiekowi w tym, czego najbardziej potrzebuje.
Robimy rekolekcje!
Koronawirus spadł na wszystkich jak grom z jasnego nieba. Na nich również. Miały być rekolekcje w kilku miastach w Polsce, spotkania formacyjne dla różnych grup, wspólna msza święta. Ojciec Pedro – odpowiedzialny za Wspólnotę Przymierze Miłosierdzia w Polsce – natychmiast podjął decyzję. – Jesteśmy wspólnotą ewangelizacyjną. Nie możemy siedzieć zamknięci w domu. Musimy iść do ludzi – tak, jak jest to możliwe. Będą więc rekolekcje w Internecie. Dwa dni online. – Mieliśmy tylko telefon, wcale nie najnowszy. Myśleliśmy, że zrobimy transmisję dla 500 osób. Ale ludzie zaczęli się zapisywać. Było 2 tysiące, później 3 tysiące, 5 tysięcy… Nie mogliśmy się zatrzymać. Pojawiły się osoby, które mówiły: chcemy was wesprzeć, mówić o rekolekcjach, pomożemy wam zrobić dobrą jakościowo transmisję, bo mamy sprzęt. My niczego nie szukaliśmy, bo nie mamy pieniędzy. Ale Bóg zatroszczył się o to, czego chciał.
Rekolekcje zorganizowane w serwisie YouTube mają 40 tysięcy wejść.
Ludzie czują, że pasterz chce być z nimi, że nie czeka na inicjatywy, wielkie plany, nie zaczyna od budżetu, ale staje z tym, co ma. Nawet jeśli ma bardzo niewiele i mówi: idę do was! Jesteśmy razem! Jesteśmy rodziną! To ludzie sami przychodzą i dają swoje serce, swoje talenty i też swoje rzeczy czy pieniądze. Kiedy pasterz kocha i nie boi się tego okazać, wtedy ludzie odkrywają w sobie wielkie pragnienia, by wspólnie mówić na różne sposoby o tym, co przemienia życie. Czasami są to słowa, a czasami pożyczenie odpowiedniego kabla, żeby nie rwało dźwięku.
>>>Drugie rekolekcje online z o. Antonello. Pierwsza edycja przyciągnęła 40 tys. osób
Ale mam ochotę na herbatę
Było ciepło. Hania jechała pociągiem, żeby spotkać się z jedną z grup w innym mieście. Miała wielką ochotę się czegoś napić, ale nie mogła nic kupić, ponieważ misjonarze nie noszą ze sobą pieniędzy. Usiadła w przedziale i pomyślała: „Ale mam ochotę na herbatę”. Po chwili wsiadł mężczyzna. Zapakował walizkę na półkę bagażową. Powiesił marynarkę na wieszaku. – Idę do Warsa, rzuci pani okiem na moją walizkę? – zapytał misjonarkę. – A może ma pani ochotę na herbatę? Przyniosę.
Hani odebrało mowę. I trwało kilka sekund zanim odpowiedziała. – Poproszę. Dziękuję.
Przyjmowanie nie jest łatwe. Czasami wymaga zrezygnowania ze swojej samowystarczalności. Zwłaszcza takie przyjęcie prezentu, kiedy wiesz, że nie odwdzięczysz się za chwilę, bo pewnie już tego człowieka nie spotkasz. Albo wydaje ci się, że nie masz nic, co możesz mu dać. Nic, czego on potrzebuje. Oczywiście dzieje się tak, kiedy ktoś nie ma mentalności „niech mi dadzą, bo mi się należy”.
„Nikt nie jest tak biedny, żeby nie mógł czegoś dać. I nikt nie jest tak bogaty, by mu czegoś nie brakowało”
Te słowa powtarzają założyciele Przymierza Miłosierdzia, ojciec Antonello i ojciec Henrique, Włosi, którzy wyjechali do Brazylii, by być misjonarzami wśród najuboższych – w fawelach.
Fenomenem wspólnoty jest to, że chce troszczyć się o biedę każdego człowieka. I to tę biedę najważniejszą. Jedzenie, buty, koc… niektórzy tego nie mają, inni mają za to w nadmiarze. Ale w jednym wszyscy ludzie są równi. Ich biedą jest brak miłości, brak nadziei i brak doświadczenia, że są kochani, potrzebni i ktoś na nich zawsze czeka z otwartymi ramionami, otwartym sercem i czasem, który zawsze się znajdzie.
Kościele, zaufaj nam
Kiedy patrzę na ich życie, to myślę o jednym. Podoba mi się taki radykalny Kościół. Nie radykalny, bo pełen rygoru. Ale radykalny, bo pełen zaufania do Boga, że to On sam troszczy się o swoje dzieło. Pełen zaufania do ludzi, że wcale nie trzeba ich straszyć grzechem czy obowiązkiem wobec Kościoła, żeby pamiętali także o tym wymiarze materialnym swojej Wspólnoty.
Podoba mi się taki Kościół, który odkrywa w ludziach pragnienie wspólnego działania dla głoszenia Ewangelii. Który przyjmuje i angażuje – wcale nie profesjonalistów i ideały – ale ludzi, którzy mają rozpalone serca, bo odkryli, że ktoś ich pokochał i pokazał, że są cenni. Pewnie najpierw odkryli, że tacy są dla innych ludzi. Ale później też, że są nieskończenie kochani i najcenniejsi na świecie dla Boga.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |