Ofiara nadużycia: ten ciężar nie jest krzyżem od Boga. Bóg nie przyzwala na takie czyny.
>>>Ks. dr Marek Jarosz: ofiara nadużycia seksualnego potrzebuje też opieki duchowej
Powtórzysz to, gdy spotkasz skrzywdzoną osobę?
Ktoś, kto dopuścił się zbezczeszczenia figury, będzie w centrum przebłagalnych modłów. Niewielu będzie podważało sens tej modlitwy i podejmowania się również aktów pokutnych w jego imieniu. Dziecko skrzywdzone, które może z tego powodu odrzuciło Boga, a może nawet uznało Go za wspólnika doznanej zbrodni, nie przyciąga takiej uwagi. Dziecko jednak, dorastając, nie gubi po drodze tego, co je spotkało. To wraz z czynem przylgnęło do niego i nie potrafi z siebie tego zrzucić. Większość zaś wkoło niego potrafi się oburzyć na czyn sprawcy, nawet go potępić, ale kiedy to dziecko dorośnie i zdecyduje się ujawnić swoją krzywdę, to często doświadcza odrzucenia, bo przecież już nie jest skrzywdzonym dzieckiem, tylko dorosłą kobietą lub dorosłym mężczyzną… Zaczyna się mnożenie argumentów przeciwnych modłom ekspiacyjnym za grzechy i przestępstwa duchownych, którzy dopuścili się skrzywdzenia dziecka w delikatnej sferze seksualności. Czy w tych argumentach chodzi o usprawiedliwianie tych grzechów i przestępstw? Skądże znowu! Jednak z łatwością neutralizujemy te czyny, nawet wtedy, gdy dostrzegamy ich zło i brzydzimy się nimi. Czynimy to, gdy tłumaczymy, że gdzie indziej jest gorzej, że mówienie o tym, jeśli nie jest gorszące samo w sobie, to podrywa autorytet wszystkich księży i stwarza okazję do ataku na Kościół. A ponieważ jesteśmy pewni, że sami byśmy czegoś takiego nie zrobili, to nie chcemy mieć z tymi sprawcami nic wspólnego. Warto zapytać siebie: Powtórzysz to, gdy spotkasz skrzywdzoną osobę? Powiesz tak, gdy spotkasz rodziców tego dziecka?
>>>Rok po szczycie ws nadużyć – zmiany w prawie i w episkopatach
Wielu, słysząc o ekspiacji za wykorzystywanie seksualne małoletnich, zaczyna się bronić. Jakby wychodząc z założenia, że jeśli w parafii podejmie się modlitwę przebłagalną, to można zostać posądzonym o te czyny, że wspólna modlitwa pokutna jest jakimś uznaniem każdego kapłana za sprawcę. Kto się odważy się zmienić ten tok myślenia? Kto przestanie myśleć o sobie i lękać się o siebie? Ilu kapłanów zrezygnuje z szukania pretekstów, aby 28 lutego nie odprawić w parafii jakiegokolwiek nabożeństwa ekspiacyjnego? Oby nikt nie szukał pseudoargumentów! Ilu kapłanów przezwycięży pokusę, aby złagodzić treść rozważań drogi krzyżowej napisanej przez osobę skrzywdzoną, np. usuwając niewygodnie odniesienie do „wspólnoty Kościoła”.
Sens ekspiacji
Ekspiacja obecna jest od początku Kościoła, który zdawał sobie sprawę, że sprawca czynu może nie być zdolny podjąć pokuty. Dlatego wspólnota Kościoła realizuje apostolskie wezwanie: „Jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełnijcie prawo Chrystusowe” (Gal 6, 2). Wielu świętych podejmowało się ekspiacji, w przeróżnych sprawach. Żyjąc życiem Kościoła, dostrzegali grzech, co rani ciało Chrystusa, którym jest Kościół i nie ociągali się. Dojrzewali do świętości dzięki takiej pokucie ekspiacyjnej, obejmującej zgorszenia. Bóg obdarowuje modlących się w ten sposób łaską, bez której nie byliby zdolni unieść ciężaru zgorszenia grzechem i przestępstwem przeciw dzieciom. W artykule dotyczącym ekspiacyjnego wymiaru życia Edyty Stein czytamy: „W dobie zaniku wrażliwości na krzywdy i cierpienia innych oraz osłabienia nadprzyrodzonej motywacji w podejmowaniu cierpień w celu dopełniania udręk Chrystusa wskazane jest, czy wręcz konieczne, przybliżenie współczesnemu człowiekowi drogi Edyty Stein w spełnianiu się poprzez bezinteresowny dar z siebie samej. Za prezentacją tej drogi przemawia także wzgląd psychologiczny, zgodnie z zasadą którego świadectwo życia i wiary jednych pociąga do działania innych”.
Dlaczego?
Wątpliwości podnoszone w odniesieniu do zapowiedzianego dnia modlitwy i pokuty za grzech wykorzystywania seksualnego małoletnich uważam za próbę odcinania się od krzywdy zadanej dziecku, od krzywdy zadanej rodzinie, od krzywdy społecznej, za odmowę dźwigania brzemienia bliźnich. Oczywiście możemy się pytać, co mamy wspólnego z tymi brzemionami? Dlaczego mam pokutować za kogoś, kto stał się sprawcą? Chrystus nie pytał, dlaczego ma wziąć na siebie nasze grzechy! Ilu sprawców jest lub było zdolnych przeprosić i próbować zadośćuczynić za wyrządzoną krzywdę? Czy w tej sytuacji nie jest rzeczą słuszną, abyśmy jako wspólnota odkupionych grzeszników dokonali tych przeprosin, choćby w ten jeden dzień i wzięli na siebie ten ciężar, który Chrystus wziął na siebie za nas? Bóg nie chce śmierci grzesznika, ale daje czas na nawrócenie. Daje również ludzi wierzących, nawet takich, którzy sami ponoszą ciężkie konsekwencje cudzych grzechów i przestępstw. Oni niosą na swych barkach ciężar nałożony przez sprawców w koloratce. Ten ciężar nie jest krzyżem od Boga. Bóg nie przyzwala na takie czyny.
Gdy dowiedziałam się o ustanowieniu dnia modlitwy i pokuty, najpierw oburzyłam się. Zapytałam wprost jednego z biskupów, za co mam przepraszać, pokutować, jeżeli sama doznałam tej krzywdy? Próbował mi wyjaśnić, ale każde jego kolejne słowo, powiększało moje oburzenie. Od tego czasu minęło ponad 2 lata. Można powiedzieć, że ten problem żył we mnie i dopiero niedawno zrozumiałam. Faktycznie, bezpośrednio czynu dopuścił się kapłan. Jednak po drodze zetknęłam się z biernością osób świeckich, począwszy od rodziny, a na szkole kończąc. Iluż to świeckich, z różnych powodów, nie reagowało? Więc, podczas tego dnia, ogarniamy również biernych świeckich. Podkreślam, jeżeli ktoś nie „dosłyszy” albo nie „doczyta” – również biernych świeckich. Widać społeczną hipokryzję. Ze smutkiem stwierdzam, że ci, którzy byli biernymi obserwatorami krzywdy, obecnie mają sklerozę.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |