Fot. archiwum prywatne

Onkocamino – Kuba i Wojtek pojechali rowerami do Santiago de Compostela w podziękowaniu za zdrowie

Kuba i Wojtek przejechali rowerami z Polski do Hiszpanii drogą św. Jakuba. Można by powiedzieć – jak wiele innych osób przed nimi. Jednak jest coś, co zdecydowanie wyróżnia tych pielgrzymów od innych. To fakt, że pielgrzymka była ich formą podziękowania za zdrowie – Kuba wygrał z rakiem jelita grubego, a Wojtek z chłoniakiem.

W 2021 roku oboje wzięli udział Onkotourze. To jedyny rajd rowerowy w Polsce przebiegający przez trasę Green Velo, w którym biorą udział pacjenci onkologiczni. Jest on organizowany przez Fundację Pokonaj Raka. To właśnie podczas tej wyprawy w głowach przyjaciół zrodził się pomysł na projekt Onkocamino.

„Chyba zwariowałeś”

„Wojtek brał udział w rajdzie już któryś raz, a ja pierwszy. Po jednym z odcinków Wojtek zaproponował, że może za rok pojedziemy do Camino. Odparłem, że chyba zwariował. W październiku jednak zamieszkaliśmy razem, coraz częściej rozmawialiśmy też ze znajomymi, którzy przeszli ten szlak, aż w końcu pewnego dnia zdecydowałem, że wybiorę się razem z Wojtkiem”.

W związku z tym przyjaciele szybko znaleźli odpowiadającą im siłownię i zaczęli ćwiczyć minimum trzy razy w tygodniu, a wraz z nadejściem wiosny jeździć też rowerem na zewnątrz.

>>> Odkrywamy Camino de Santiago#7: historia pielgrzyma ekstremalnego

Może jednak Częstochowa?

Nie od razu jednak do pomysłu byli przekonani najbliżsi Kuby i Wojtka.

„Od samego początku najbardziej wspierała mnie narzeczona. Rodzicom o pomyśle wyjazdu powiedziałem dopiero w grudniu. Mama nie była zbyt zadowolona i wręcz nie wierzyła, że pojadę do Santiago. Przestaliśmy więc rozmawiać na ten temat i wróciliśmy do niego dopiero około maja. Wtedy dopiero mama zaczęła brać mój pomysł na poważnie i mnie od niego odciągać. Z czasem zrozumiała jednak, że to dla mnie ważne i odpuściła. Tata z kolei od początku był pozytywnie nastawiony. A dzisiaj mam już duże wsparcie ze strony całej rodziny” – wspomina Wojtek.

Fot. archiwum prywatne

Podobnie było u Kuby: „Im bliżej wyjazdu, tym częściej moja mówiła, że zobaczymy, co to będzie. Później pytała też czy da się zrezygnować i proponowała, żebyśmy pojechali najpierw do Częstochowy. Ale w swoim życiu robiłem już inne niełatwe rzeczy, chociażby zdobyłem drużynowe mistrzostwo Polski w konkursie Philip C. Jessup International Moot Court Competition oraz reprezentowałem kraj w rundach międzynarodowych w Waszyngtonie. Co ciekawe, zostałem członkiem drużyny mimo że byłem dopiero na II roku studiów i nie chodziłem jeszcze na zajęcia z prawa międzynarodowego. Koledzy i koleżanki mieli nie tylko większą wiedzę ode mnie, lecz także doświadczenie. Ale mimo to prezentowałem się całkiem dobrze jako jeden z mówców zarówno w Polsce, jak i w Waszyngtonie.

Dlatego też i w tym przypadku wiedziałem, że jeżeli coś postanowię, to tak będzie. Ostatecznie gdyby nie finansowe i emocjonalne wsparcie rodziców, to by mnie tutaj nie było. Jestem więc wdzięczny, że dzięki nim miałem możliwość zrealizować swój cel. Co więcej – mój tata był takim „gościem w krześle” podczas naszej wyprawy – organizował nam zakwaterowanie i pomagał też, gdy były problemy z rowerem. Wiedziałem, że zawsze mogę do niego zadzwonić i nam pomoże”.  

Dostać to, czego się obawiasz

W ekwipunkach rowerzystów znalazły się takie rzeczy jak wszelkie narzędzia potrzebne do naprawy rowerów, śrubokręty, leki oraz oczywiście ubrania. Mimo pełnych bagaży każdy z nich martwił się o coś innego – Wojtek o  kwestie techniczne, a Kuba o kondycję. Jak się jednak okazało – już pierwszego dnia konieczna była naprawa łańcucha u Wojtka, a drugiego dnia Kubę zaczęło boleć kolano. „Każdy z nas dostał to, czego najbardziej się obawiał” – podsumowują przyjaciele.

Fot. archiwum prywatne

To jednak nie jedyne trudniejsze chwile w czasie wyprawy, które czekały pielgrzymów.

„Jestem dosyć nerwowy, lubię porządek i żeby wszystko było zrobione jak należy. A na tej wyprawie mało było takich rzeczy. Jednego dnia na przykład przejechaliśmy prawie 147 kilometrów, bolały mnie nogi, kolano dawało mi się znaki, a Wojtek mnie poinformował, że jutro zamiast 80 planowanych kilometrów zrobimy 130, bo tam jest kolejny gospodarz. Pamiętam, że powiedziałem mu wtedy, że chyba go pogrzało. Ostatecznie doszliśmy do porozumienia i przejechaliśmy kawałek pociągiem. Ale pomyślałem wtedy sobie, że jadę podziękować za zdrowie, a nie je stracić. To był zdecydowanie mój największy kryzys w czasie naszej wyprawy” – wspomina Kuba.

>>> Camino Polaco Maraton, czyli pierwszy maraton szlakiem św. Jakuba

Nauczyć się siebie

Podczas wyjazdu pojawiały się też inne spięcia między moimi rozmówcami. Na początku dużym wyzwaniem stało się dla nich chociażby uzgodnienie czasu wstawania. Kuba wolał budzić się o dziewiątej, a Wojtek o siódmej. „Kuba chciał wstawać później, żeby zrobić odpowiednią odległość, a ja wcześniej. Musieliśmy więc pójść na kompromis i w tej kwestii. Dla mnie więc nasza wyprawa to była trudna nauka braterstwa” – wyznaje Wojtek.

Kuba z kolei wielokrotnie czuł się rozczarowany: „Dla mnie ta droga nie była łatwa. Więcej nawet miałem tych trudniejszych momentów i kryzysów. Wiele ludzi mówi, że Camino to najwspanialsza podróż ich życia, a ja tego absolutnie nie czułem. Byłem wręcz rozgoryczony, rozdrażniony i zdałem sobie sprawę, że w czasie naszej wyprawy poznaję siebie od jak najgorszej strony”.

Fot. archiwum prywatne

Jednocześnie też Kuba zdał sobie sprawę, że pierwszym krokiem do zmiany jest sama świadomość tego, co nie działa. „To też widać chociażby w rowerze – jeżeli coś stuka, to znaczy, że jest z nim coś nie tak, że trzeba go naprawić. Ta droga pozwoliła mi pewne elementy we mnie i w moim życiu podokręcać, wyczyścić oraz zrozumieć siebie i swoje emocje, nawet to rozczarowanie podróżą. Nie mówię, że już nie jestem nerwowy, bo to część mojej natury. Ale bardzo mocno doceniam moją rodzinę, jak mi teraz jej brakuje, jak ten element życia jest dla mnie ważny, szczególnie w kontekście przyszłego powołania. Wiem, że to nie jest samotność, nie kapłaństwo, ale właśnie rodzina, jeżeli wszystko z Bożą pomocą pójdzie dobrze” – podkreśla.

Gdy pytam moich rozmówców o to, co jeszcze dała im rowerowa pielgrzymka, Kuba dodaje także, że uświadomiła mu, czym jest miłość i przywołuje przypowieść o Królestwie Bożym, które podobne jest do kupca poszukującego pereł. „Kiedy kupiec znajdzie jedną, to sprzedaje wszystko co ma, żeby ją kupić. Na tym właśnie polega miłość – to nie jest bieganie z siatką na motyle po łące. To nauka cierpliwości i gotowość do oddania wszystkiego, kiedy to największe szczęście się już znajdzie”.

>>> Odkrywamy Camino de Santiago#6: zobacz koniec świata

Przed czasem

Koniec podróży pielgrzymi zaplanowali na piątek 5 sierpnia. Udało im się jednak dotrzeć na miejsce o jeden dzień wcześniej. „Dotarłem i bardzo się wzruszyłem, gdy już zobaczyłem katedrę. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Wzruszyłem się, a do oczu zaczęły napływać mi łzy. To był dla mnie naprawdę szczególny moment, bo wyobrażałem sobie siebie w tym miejscu od lat, już kiedy jako nastolatek chorowałem i leżałem na oddziale onkologicznym. To właśnie wtedy obiecałem sobie, że gdy tylko wyzdrowieję, to tutaj przyjadę” – wspomina Wojtek.

Fot. archiwum prywatne

Podobne odczucia miał też Kuba. W rozmowie ze mną śmieje się wręcz, że w chwili dotarcia cieszył się, że miał na oczach okulary przeciwsłoneczne, bo dzięki temu mógł ukryć swoje wzruszenie.

Odpowiedni moment

Dziś Kuba i Wojtek są już w Polsce. Mimo wcześniejszych obaw związanych z przewiezieniem rowerów samolotem, wszystko przebiegło pomyślnie i udało im się szczęśliwie wrócić.

Wojtek we wrześniu będzie miał ślub i, jak przyznaje, późniejsze wyjazdy planuje już z żoną. W październiku zacznie studia na szóstym roku kierunku lekarskiego, a w przyszłości chce zostać pediatrą.

Kuba ma teraz w planach obronę pracy z postępowania karnego, a następnie spróbowanie swoich sił jako asystent sędziego. Ze względu na wyprawę jego plan B okazał się planem A. Plan A natomiast, którym była aplikacja sędziowska będzie musiał jednak jeszcze trochę poczekać na realizację.

„Jeśli Bóg oczywiście pozwoli, to będę realizował dalej swoje powołanie. Bo z Jego pomocą mogę osiągnąć wszystko” – podsumowuje.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze