fot. EPA/SZILARD KOSZTICSAK

Ostrożnie z tym zachwytem

Nie milkną echa wizyty prezydenta USA w Polsce. Przemówienie Donalda Trumpa było szeroko komentowane także przez media katolickie. Te w większości zachwycały się przemówieniem amerykańskiej głowy państwa. Ale czy na pewno jest czym?

W swoim wystąpieniu prezydent Donald Trump mówił o polskiej historii, o wartości wolności, rodziny oraz wiary w Boga. W amerykańskim stylu kluczowe słowa i nazwiska takie jak Kopernik, Chopin, Jan Paweł II czy „Solidarność” połączył patetycznym językiem i to wystarczyło, aby zachwycić większość publicystów i opinii publicznej.

Nie oszukujmy się. Politycy w większości mówią to, co ludzie chcą usłyszeć. Wygrywa ten, który najlepiej wyczuje nastroje społeczne. Polityczni gracze, zwłaszcza zza oceanu, opanowali tę sztukę bardzo dobrze. Korzystają z niej, aby osiągać swoje cele, bo na tym właśnie polega polityka. Nie inaczej było w Warszawie 6 lipca. Słuchałem przemówienia Donalda Trumpa i nie spodziewałem się, że może wywołać aż taki zachwyt, zwłaszcza w szeregach katolickich publicystów.

Jak co tydzień w piątek przygotowywałem przegląd prasy katolickiej. Nie sądziłem, że będzie w niej tyle polityki, a tym bardziej tyle zachwytów nad przemówieniem Donalda Trumpa. Przytoczę dwa fragmenty artykułów z katolickich czasopism.

– Z satysfakcją możemy odnotować, że w Warszawie prezydent Stanów Zjednoczonych opowiedział światu prawdziwą historię Polski. Polacy długo czekali na te słowa – napisała w edytorialu Lidia Dudkiewicz, redaktor naczelna Tygodnika „Niedziela”.

– Tym jednak, co najbardziej zaskoczyło w przemówieniu Donalda Trumpa, było jasne opowiedzenie się po stronie chrześcijańskich wartości. W epoce politycznej poprawności, dyktatury relatywizmu i nihilizmu słowa prezydenta USA były powiewem normalności. Trump mówił w sposób naturalny o wartości rodziny, narodu i wiary w Boga – zaznacza z kolei ks. Henryk Zieliński z tygodnika „Idziemy”.

Ks. Zieliński powołał się jeszcze na fragment, w którym prezydent USA podkreśla, że „Na nic się zdadzą największe gospodarki świata i broń największego rażenia, jeśli zabraknie silnej rodziny i solidnego systemu wartości”.

fot. EPA/SZILARD KOSZTICSAK

Zgadza się, ale trzeba pamiętać, że ostateczny sens słowom nadaje to, kto je wypowiada. W tym przypadku jest to osoba dwukrotnie rozwiedziona, będąca przywódcą państwa, które na armię wydaje prawie 600 mld rocznie. Nie chcę oczywiście wchodzić w sumienie prezydenta USA, ale chcę wskazać na pewne okoliczności, które nakazują sceptycyzm lub przynajmniej ostrożność co do głoszonych przez prezydenta Trumpa słów. Tej ostrożności w wielu komentarzach zabrakło. Choć muszę zwrócić tutaj uwagę na felieton Tomasza Królaka z „Przewodnika katolickiego”, który jasno tonuje nastroje.

– Za przesadne uważałbym postrzeganie Trumpa jako natchnionego proroka, który obroni świat przed moralnym relatywizmem. Efektowna (i miło dla nas brzmiąca) fraza: „Więc walczmy wszyscy jak Polacy – o rodzinę, o wolność, o ojczyznę i o Boga” mogłaby sugerować, że to sam Trump chętnie obsadziłby się w takiej roli. Pamiętajmy jednak, że przed bezkrytycznym uleganiem retoryce tego polityka przestrzegają w Ameryce nie tylko lewicowe media, lecz także mówią głośno niektórzy amerykańscy biskupi… – pisze wiceprezes KAI.

Opinie na temat przemówienia mogą być oczywiście różne. Ale zachwyt nad nim w akurat tych środkach przekazu bardzo dziwi. Tym bardziej, że często nie poświęcają one aż tyle miejsca i uwagi np. na podróże papieża Franciszka i jego homilie. A stanowisko Ojca Świętego w kluczowych sprawach jest stałe i przewidywalne, czego nie można powiedzieć o politykach. Donald Trump to nie papież ani prorok. Może coś przeoczyłem, ale nie wychwyciłem momentu, w którym amerykański prezydent zrobiłby w Polsce coś, dzięki czemu mógłby być dla nas (katolików) autorytetem.

fot. EPA/SZILARD KOSZTICSAK

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze