Prof. Bohdanowicz: człowiek może ewoluować do postaci niebiologicznej [ROZMOWA]
Załóżmy, że medycyna jest tak bardzo rozwinięta, że jesteśmy w stanie w sposób sztuczny zastąpić większość wewnętrznych organów. Potrafimy także niektóre funkcje mózgu, które na przykład ucierpiały na skutek urazów, zastąpić sztuczną inteligencją. Czy wtedy możemy mówić jeszcze o człowieku? O świecie transplantacji i implantologii Justyna Nowicka rozmawia z ks. Andrzejem Bohdanowiczem, profesorem teologii moralnej.
Justyna Nowicka: Transplantacji można dokonać w momencie tzw. śmierci mózgowej. Co to takiego?
Ks. prof. Andrzej Bohdanowicz: Jest to kryterium pozwalające określić w sposób pewny śmierć człowieka, stosuje się je w sytuacji, w której od osoby zmarłej chce się pobrać określone narządy do przeszczepu (transplantacji) dla innej osoby. Można to uczynić jedynie wtedy, gdy stwierdzi się, że człowiek ten już nie żyje, oraz że za życia nie wyraził sprzeciwu. Obowiązująca w Polsce Ustawa o pobieraniu i przeszczepianiu komórek, tkanek i narządów z dnia 26 października 1995 roku kieruje się w tym względzie tzw. zasadą domniemanej zgody – tzn. jeśli ktoś za życia nie wyraził sprzeciwu, domniemywa się, że wyraził zgodę na pobranie swoich narządów po śmierci. Obecnie przyjmuje się powszechnie, że stwierdzenie śmierci pnia mózgu oznacza śmierć osobniczą, tzn. że człowiek już nie żyje. Jest to trudne do stwierdzenia, gdyż śmierć jest zjawiskiem zdysocjowanym (łac. dissociatio = rozdzielenie), ogarnia tkanki i układy w różnym czasie, powodując dezintegrację człowieka i kolejno trwały zanik poszczególnych funkcji życiowych, w różnych sekwencjach czasowych. Oznacza to, iż niektóre układy lub ich części mogą funkcjonować samodzielnie, w oderwaniu od innych, wcześniej już obumarłych.
Czy łatwo jest popełnić błąd i uznać, że ktoś zmarł, gdy tymczasem on jeszcze żyje?
Stwierdzenie śmierci pnia mózgu jest dość skomplikowaną, ściśle określoną procedurą medyczną. Postępowanie kwalifikacyjne jest dwuetapowe – pierwszy polega na wysunięciu podejrzenia śmierci pnia mózgu, natomiast drugi wiąże się z wykonaniem odpowiednich badań potwierdzających śmierć pnia mózgowego. Stwierdzenie spełnienia wszystkich wymogów etapu I warunkuje przejście do etapu II. Etap I polega na stwierdzeniu, że np. chory jest w śpiączce, sztucznie wentylowany, rozpoznano przyczynę śpiączki, wykazano strukturalne uszkodzenie mózgu, nieodwracalne wobec wyczerpania możliwości terapeutycznych i upływu czasu. Jednocześnie wyklucza się chorych zatrutych i znajdujących się pod wpływem niektórych środków farmakologicznych, tj. narkotyków, neuroleptyków, środków nasennych, usypiających, uspokajających, zwiotczających mięśnie poprzecznie prążkowane, osoby znajdujące się w stanie hipotermii wywołanej przyczynami zewnętrznymi, chorych z zaburzeniami metabolicznymi i endokrynologicznymi, z drgawkami i prężeniami.
Etap II obejmuje dwukrotne wykonanie w odstępie 3 godzin szeregu badań potwierdzających u potencjalnie zmarłego nieobecność odruchów pniowych oraz bezdech. W trakcie badania odruchów pniowych muszą wystąpić: brak reakcji źrenic na światło, brak odruchu rogówkowego, brak ruchów gałek ocznych przy próbie kalorycznej, brak ruchów gałek ocznych spontanicznych, brak jakichkolwiek reakcji ruchowych na bodziec bólowy, brak odruchów kaszlowych i wymiotnych, brak odruchu oczno-mózgowego. Badanie bezdechu wykazuje brak reaktywności ośrodka oddechowego. Jeśli przeprowadzone dwukrotnie badania potwierdziły trwały zanik czynności pnia mózgowego w wyniku jego śmierci, przedkłada się odpowiedni protokół wraz z kompletną dokumentacją przebiegu leczenia komisji do spraw orzekania o śmierci.
Czyli stwierdzenia śmierci pnia mózgu nie orzeka się w ciągu kilku minut?
Nie. Dopiero po zapoznaniu się z dokumentami komisja stwierdza zgon – uznaje daną osobę za zmarłą w wyniku śmierci pnia mózgowego. Dopiero wówczas można przystąpić do pobrania narządów do transplantacji. Należy w tym miejscu podkreślić, iż gotowość do darowania swoich organów po śmierci jest wyrazem prawdziwej solidarności i autentycznej miłości bliźniego, jednak nie da się sformułować moralnego obowiązku takiej gotowości.
>>>Grzechomaty i księża-roboty, czyli o… Kościele przyszłości?
A czy etyka chrześcijańska mówi coś na temat wszczepiania ludziom implantów? Na przykład sztucznego serca?
Postęp technik medycznych powoduje, iż mamy dziś do czynienia z rosnącą liczbą możliwości transplantacyjnych. Coraz doskonalsze, a przy tym coraz mniejsze urządzenia techniczne mogą z powodzeniem zastępować żywe organy człowieka. Na przykład, można zastąpić chore lub zniekształcone stawy biodrowe, łokciowe, kolanowe, skokowo-goleniowe czy ramienne protezami wykonanymi ze szlachetnych metali lub tworzyw sztucznych. Zajmuje się tym alloplastyka.W przypadku sztucznego serca sprawa jest bardziej skomplikowana.
Dlaczego?
Serce człowieka jest narządem, który pełni właściwie tylko jedną funkcję – pompuje krew. Swą pracę musi wprawdzie dostosować do potrzeb całego organizmu (przyśpieszyć lub zwolnić, zwiększyć lub zmniejszyć objętość wyrzucanej krwi), ale w porównaniu z innymi narządami, na przykład z wątrobą, funkcję tę stosunkowo łatwo na obecnym etapie wiedzy medycznej zastąpić. Jednak wciąż istnieją nierozwiązane problemy, które znacznie ograniczają przydatność tej metody leczenia i są źródłem większości powikłań. Związane są one z trzema aspektami – koniecznością antykoagulacji, sposobem zasilania i wytrzymałością materiałów.
Cały układ krążenia, włącznie z sercem, wyścielony jest tzw. śródbłonkiem. Jest to warstwa komórek, której powierzchnia stykająca się z krwią jest bardzo gładka. Do tej pory nie udało się wytworzyć materiału, który przypominałby pod tym względem nasz śródbłonek. Każdy sztuczny materiał, czy nawet nasze komórki pozbawione śródbłonka, w kontakcie z krwią wywołują aktywację układu krzepnięcia, czyli powstawanie skrzepu krwi. Ten naturalny mechanizm obronny ustroju, zapobiegający utracie krwi przez uszkodzone naczynia krwionośne, w przypadku sztucznego serca w krótkim czasie jest w stanie doprowadzić do znacznej dysfunkcji całego systemu. Ponadto powstające przyściennie zakrzepy mogą powędrować ze strumieniem krwi do różnych naczyń i je zaczopować (tworzyć zatory), powodując niedokrwienie zaopatrywanych przez to naczynie tkanek i narządów. Wszyscy pacjenci, którym wszczepiono sztuczne serce, muszą otrzymywać więc leki antykoagulacyjne i mieć kontrolowaną siłę ich działania, ponieważ z kolei zbyt silne zablokowanie układu krzepnięcia może być przyczyną równie groźnych powikłań związanych z krwawieniem.
Drugim problemem, który zaprząta głowy konstruktorów sztucznych serc, jest sposób zasilania pomp. Ponieważ dzisiejsze sztuczne serca wymagają dużej ilości napędzającej je energii, źródło tej energii musi znajdować się na zewnątrz organizmu. W związku z tym, powstaje konieczność połączenia pomp z zewnętrznymi urządzeniami zasilającymi. Nawet całkowicie wszczepialne systemy posiadają przewód, który w pewnym miejscu opuszcza ciało człowieka, aby połączyć się z wymienną baterią. Nie istnieją na razie baterie o tak dużej pojemności, aby można je było wszczepić i co jakiś czas tylko wymieniać (jak np. baterie rozruszników).Podobnym ograniczeniem jest mechaniczna trwałość materiałów, z których zbudowane są sztuczne serca. Materiały te muszą bez przerwy pracować i nie ulegać zniszczeniu.
Oznacza to, że współczesna transplantologia staje wobec wielu trudności i problemów natury technicznej. A jak ta kwestia jest oceniana od strony etycznej?
Wydaje się jednak, że problem trwałości materiałów i systemów zasilania zostanie w najbliższym czasie, wraz z olbrzymim postępem techniki, rozwiązany. Niektórzy uważają nawet, że wcześniej uda się pokonać problemy związane z niedoskonałością współczesnych sztucznych serc niż problemy związane z transplantacją, i to sztuczne serca będą w przyszłości powszechnie stosowaną terapią docelową w schyłkowej niewydolności krążenia. Tego typu działania współczesnej medycyny, ratujące i przedłużające życie człowieka, są od strony etycznej oceniane pozytywnie.
>>>Michał Jóźwiak: algorytmy przejmują naszą wolność?
A gdybyśmy spróbowali wybiec nieco w przyszłość, np. załóżmy, że medycyna jest tak bardzo rozwinięta, że jesteśmy w stanie w sposób sztuczny zastąpić większość wewnętrznych organów. Potrafimy także niektóre funkcje mózgu, które na przykład ucierpiały na skutek urazów, zastąpić sztuczną inteligencją. Czy wtedy możemy mówić jeszcze o człowieku? W jaki sposób będziemy określać, czy jest to człowiek, czy robot z elementami ludzkich tkanek? Czy taka osoba miałaby duszę?
To pytanie przenosi nas w pasjonujący świat transhumanizmu. Idea doskonalenia człowieka, „poprawiania” dzieła stwórczego czy ewolucji przyświeca człowiekowi od początku jego istnienia. Projekt transhumanistyczny, mający na celu fizyczny i psychiczny dobrostan człowieka, zaczął się rozwijać zaraz po zakończeniu II wojny światowej (twórcą terminu jest Julian Huxley, 1957). Sądzono, że można to osiągnąć dzięki ingerencjom biotechnologicznym. Jednym z największych marzeń transhumanizmu jest wydłużenie życia człowieka dzięki wymianie narządów na sztuczne, ingerencji w genom czy zastosowaniu nanorobotów.
Istnieją teorie, według których człowiek będzie w coraz szybszym tempie ewoluował z postaci biologicznej do postaci niebiologicznej. Ten proces już się rozpoczął – od łagodnego wprowadzania takich urządzeń jak implanty nerwowe do leczenia różnych niepełnosprawności i chorób. Przed nami, twierdzą niektórzy fantaści, próby wprowadzania do krwiobiegu nanorobotów, które będą łączyć się z naszymi neuronami biologicznymi, ulepszając nasze zmysły, wspomagając pamięć i przejmując różne inne rutynowe funkcje poznawcze. Proces polegający na „udoskonalaniu” osoby ludzkiej, według zwolenników transhumanizmu, miałby polegać na przemianie człowieka będącego istotą cielesno-duchową w postać ponad człowieka, postczłowieka czy w końcu cyborga.
W tym obszarze pojawia się też kwestia sztucznej inteligencji. Zauważono, iż ludzkie procesy myślowe są powiązane z elektryczną aktywnością. Niektórzy uczeni sądzą, że jeśli uda się wytworzyć taką samą elektryczną aktywność w maszynie, to będzie ona równoznaczna z ludzką świadomością i inteligencją. Uważają oni, iż ograniczoność sztucznej inteligencji jest przejściowa, i że nastąpi moment, w którym sztuczna inteligencja stanie się zdolna do nauki, tak samo elastycznej, co mózg homo sapiens. Oznacza to, że będzie ona zdolna do łączenia wrażeń płynących z różnych zmysłów i osiągnie zdolność samopoznawania świata.
Są to jednak raczej marzenia naukowców niż realne możliwości. Jednak, mimo wszystko, rodzi się pytanie: czy organizm ludzki jest rodzajem maszyny, której poszczególne części można dowolnie wymieniać? Czy pojęcie integralności i tożsamości ludzkiego ciała ma jeszcze jakieś znaczenie? Czy ciało ludzkie można traktować jedynie jako wymienialną bazę dla mózgu? Czy istnieje jakaś procentowa granica wymieniania części człowieka, której nie można przekroczyć, aby zachować tożsamość danego człowieka lub też, inaczej mówiąc, ile organów i jakie organy można wymienić zachowując ją? Na pytania te należałoby odpowiedzieć, gdyby pojawiła się znana dotychczas jedynie z literatury science fiction możliwość transplantacji mózgu. Trzeba jednak podkreślić, iż wolność i godność osoby ludzkiej powinna być zawsze chroniona i jednocześnie gwarantowana w trakcie konstruowania i korzystania z systemów sztucznej inteligencji.
>>>Watykan: sztuczna inteligencja tak – ale…
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |