PAP/Wojtek Jargiło

Prof. Grygiel: odchodzimy od Jana Pawła II [ROZMOWA]

Zdradziliśmy Jana Pawła II w tym sensie, w jakim zdradziliśmy, czy zdradzamy, Pana Boga i człowieka. Jan Paweł II był zakochany w Bogu i był posłany do ludzi ze słowem Boga o człowieku. W tej mierze nie daliśmy mu posłuchu i nie nasłuchujemy go dzisiaj. W tym sensie go zdradzamy, odchodzimy od niego. On nam jest obcy – mówi prof. Stanisław Grygiel w wywiadzie udzielonym dr. Ewie Czaczkowskiej z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
 
Filozof, specjalista w zakresie studiów nad rodziną, uczeń i przyjaciel Jana Pawła II otrzyma w środę 30 czerwca doktorat honoris causa UKSW.

Dr Ewa Czaczkowska (UKSW): Od kilkudziesięciu lat obserwuje Pan Profesor człowieka, świat i chyba coraz ostrzej ocenia zmiany, jakie zachodzą w kulturze europejskiej, w tym jak człowiek rozumie czy raczej nie rozumie samego siebie. Twierdzi Pan, że człowiekiem rządzi dzisiaj już nie kultura, a produktura. Co to znaczy?

Prof. Stanisław Grygiel: Pojęcie produktury narodziło się we mnie, w przeciwstawieniu do pojęcia kultury, w wyniku dwojakiego doświadczenia, kształtującego do dzisiaj moje życie. Pochodzę ze wsi, pamiętam dobrze pracę mojego dziadka i mojego ojca na roli, w której jako dziecko uczestniczyłem na miarę moich możliwości. Potem jednak życie rzuciło mnie, jedenastoletniego chłopca, do miasta, do Krakowa, gdzie już miałem inne doświadczenia. I właśnie z nich, już na obczyźnie, gdzie one się tylko pogłębiły w czasie mojego ponad czterdziestoletniego pobytu, powstało pojęcie produktury.

>>> Biskup Krywycki: św. Jan Paweł II pomógł nam uświadomić sobie naszą tożsamość

Czym ono jest?

– Zacznę od kultury. Słowo kultura pochodzi od łacińskiego czasownika colo, -ere, cultum- uprawiać ziemię, a słowo produktura od czasownika produco, -ere, productum – wyprowadzać, wytwarzać. Jedno i drugie wskazują na przyszłość, z tą różnicą, że w kulturze czeka się na nią pracowicie, a w produkturze się ją samemu wytwarza. W konsekwencji mamy dwa pojęcia pracy. Nowożytna produktura jest oparta na braku prawdy i dobra, na braku pytania o prawdę i o dobro. W cywilizacji zachodniej pytanie o prawdę i o dobro jest źle widziane. Ono wręcz nie ma sensu tam, gdzie zanikła wiara w Boga. Człowiek, który nie wierzy w Boga, nie wierzy w dar. Nie wierzy w to, że sam jest darem i że wszystko, co trzyma w rękach i kim jest – jest darem. Darem od Boga. Człowiek uważa dziś, że wszystko zależy od niego.

O niebezpieczeństwach, które niesie z sobą wolność, przed złym jej używaniem, Jan Paweł II przestrzegał Polaków w 1991 roku, w czasie pierwszej pielgrzymki do wolnej Polski, od której mija właśnie 30 lat.

– Papież był świadom niebezpieczeństw grożących Polakom. W latach stanu wojennego nie mógł jednak mówić twardo. Ale kiedy przyjechał do Polski w 1991 roku, nie mógł milczeć. Przyjechał z wezwaniem, żeby nie gasić ducha, przypomniał podstawę życia osobowego, którą jest Dekalog. Przyszedł z Katechizmem. I dzisiaj wydaje mi się, że do seminariów duchownych trzeba na nowo wprowadzić Katechizm i Dekalog.

fot. cathopic

Tak daleko od nich odeszliśmy?

– Tak, daleko. Dopiero w oparciu o Dekalog i Katechizm będziemy mogli rozwijać myśl teologiczną w Kościele. Tylko taka myśl nie odwiedzie nas od człowieka, ponieważ nie odwiedzie nas od Boga.

>>>Bp Solarczyk: św. Jan Paweł II był wyjątkowym świadkiem wiary

Powiedział Pan kiedyś, że zdradziliśmy Jana Pawła II. Było to w kontekście najczęściej marnej jakości artystycznej papieskich pomników, ale myślę, że ma to głębsze znaczenie.

– Zdradziliśmy Jana Pawła II w tym sensie, w jakim zdradziliśmy, czy zdradzamy, Pana Boga i człowieka. Jan Paweł II był zakochany w Bogu i był posłany do ludzi ze słowem Boga o człowieku. W tej mierze nie daliśmy mu posłuchu i nie nasłuchujemy go dzisiaj. W tym sensie go zdradzamy, odchodzimy od niego. On nam jest obcy.

Mocne.

– Nie wystarczy urządzić akademię, zaśpiewać „Barkę”, postawić pomnik. Pomniki niech będą, ale niech to będą wielkie dzieła sztuki. To wszystko jednak nie wystarczy. Trzeba sit venia verbo – jeść Słowo, na które wskazują jego słowa. Trzeba ich słuchać, nasłuchując głosu Pisma świętego, a Pismo święte czytać klęcząc przed Eucharystią, bo Bóg jest tam.

>>> Bp Libera: św. Jan Paweł II uwrażliwiał na konieczność liczenia się z Bogiem i Jego prawem

Żadnej nadziei?

– Pocieszającą rzeczą jest to, że coraz więcej młodych ludzi w Kościele, seminarzystów i księży, zdaje sobie sprawę, że odeszliśmy daleko od prawdy i od dobra. Duchowni ukształtowani przez atmosferę 1968 roku zaczynają sobie zdawać sprawę z tego, że przed ich projektami nie ma przyszłości. Młodzi odchodzą od nich.

Panie Profesorze, jest Pan uczniem Karola Wojtyły, był przyjacielem Jana Pawła II. Znał Pan prymasa Stefana Wyszyńskiego, na beatyfikację którego czekamy. Jak go wspomina?

– Zapamiętałem go jako bardzo dobrego, mądrego człowieka. Rozmawiałem z nim dosyć długo trzy razy w życiu. Dwa razy w latach siedemdziesiątych i raz jesienią 1980 roku w Rzymie. Po raz pierwszy spotkałem go podczas jakiejś sesji odrodzeniowców w Częstochowie. Po moim referacie podszedł do mnie i rozmawiał długo o jego treści. Potem byłem u Prymasa w sprawach redakcyjnych, z trzema poprawkami do jego tekstu, który miał się ukazać w „Znaku”. Wszyscy się bali jechać, więc Hanna Malewska wysłała mnie.

Fot. episkopat.pl/Instytut Prymasowski/CC BY-NC-SA 2.0

Jak przyjął poprawki?

– Zobaczył zaznaczone miejsca w tekście i zapytał: „A jakie ma pan propozycje?” Pokazałem je na kartce, przeczytał, powiedział: „Zgadzam się, w porządku” i zaraz zaczął rozmowę o czymś innym. To było zimą, całą noc spędziłem w pociągu, który utknął gdzieś między Kielcami a Radomiem. Kiedy przyszedłem spóźniony na Miodową, pierwsze, co usłyszałem od Prymasa, było: „Pan pewnie zmarzł i jest głodny. Zaraz tu przyniosą gorącą herbatę i jedzenie, a potem będziemy pracować”. To była troska ojcowska.

Trzecie spotkanie było dla Pana wstrząsające.

– To był ostatni pobyt Prymasa w Rzymie, jesienią 1980 roku. Mieliśmy długą rozmowę w Domu Polskim przy via Cassia. W części rozmowy brała udział także moja żona, Ludmiła. Rozmowa, której nigdy nie zapomnę, która nawet dziś napawa mnie drżeniem, odbyła się w pokoju, który kazał opuścić wszystkim towarzyszącym mu księżom. Prymas mówił mi o swojej sytuacji w Rzymie. Z oczu płynęły mu łzy. Natychmiast zreferowałem całą rozmowę Papieżowi. Nie wiem, czy to był powód, ale na drugi dzień wieczorem Papież pojechał do prymasa, który zatrzymał się w Domu Polskim, na kolację. Następnego dnia prymas odleciał do Warszawy.

>>> Abp Gądecki: prymas Wyszyński przeprowadził Kościół i naród przez najtrudniejszy moment w dziejach

Pan zapamiętał prymasa jako dobrego, troskliwego i wrażliwego człowieka. Wielu zaś widzi w nim wyłącznie męża stanu…

– Bo on był także mężem stanu. On wiedział, że prawdziwi politycy powinni umieć rządzić społeczeństwem osób, bo umiejętność administrowania rzeczami to o wiele za mało. Prymas umiał rządzić w Kościele. Nie mówię Kościołem, bo Kościołem nie rządzi żaden biskup, nawet papież. Kościołem rządzi Chrystus.

Czy beatyfikacja prymasa Wyszyńskiego może w jakiś sposób pomóc nam w myśleniu o człowieku, o świecie, o metafizyce, o dobru i pięknu?

– Dla mnie w myśleniu prymasa Wyszyńskiego bardzo ważne jest pokazanie, iż drogą do Chrystusa jest Jego matka, Maryja. Tę drogę Prymas wiązał z bardzo głęboką ideą pracy. Na pewno mówił on o kulturze pracy, a nie o wytwarzaniu rzeczy w produkturze. Prymas nie był rzemieślnikiem. On uprawiał ziemię w człowieku pod wieczną Przyszłość.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze