Dark, Sezon 1, fot. Netflix

Najważniejsze pytanie: kiedy? [RECENZJA]

Na Netlixie pojawił się trzeci sezon niemieckiego serialu „Dark”. Trzeci – a zarazem ostatni. Serial od początku miał być trylogią – po trzecim sezonie widać, że twórcy bardzo sensownie podeszli do swojej koncepcji i przygotowali opowieść zamkniętą w trzech aktach. 

Jak najkrócej opisać „Dark”? Odpowiedź na to pytanie można zamknąć w jednym zdaniu i napisać, że jest to niemiecki serial o podróżach w czasie. Brzmi zachęcająco? Zapewne nie. Tymczasem jest to prawdziwe arcydzieło, którego pierwsza odsłona pojawiła się pod koniec 2017 r. (jako pierwsza niemiecka produkcja Netflixa), druga rok temu, a ostatnia swoją premierę miała w minioną sobotę (27 czerwca 2020 r. – data ta ma ogromne znaczenie dla fabuły całego serialu!). Ciekawi zatem, dlaczego warto odwiedzić Winden?

Dark, fot. Netflix

Pozory mylą… 

W sennym, niewielkim Winden dochodzi do zniknięcia dwójki młodych chłopaków. Rozpoczyna się śledztwo. W tym samym czasie do domu wraca też Jonas – nastolatek, który był w szpitalu psychiatrycznym  po samobójczej śmierci swojego ojca. Z pozoru brzmi to jak początek niejednego serialu kryminalnego. Jednak, jak to w „Dark” wielokrotnie bywa – pozory mylą. Zwłaszcza, gdy policja odkrywa w lesie ciało – które nie należy do żadnego z tych zaginionych chłopców. Sprawia też wrażenie, jakby było z innego czasu… A warto wiedzieć, że 33 lata wcześniej, w 1986 r., w Winden też zniknął chłopiec, brat obecnego inspektora miejscowej policji.

Czy to ciało Madsa pojawiło się nagle w 2019 r.? W miasteczku pojawia się też tajemniczy nieznajomy i dzieje się kilka innych, dziwnych rzeczy. Czy te sprawy są ze sobą powiązane?

Wszystko się łączy… 

Winden, jak się okazuje, wszystko jest ze sobą powiązane. Dlatego bohaterowie z czasem odkrywają, że od pytania „kto” istotniejsze jest pytanie „kiedy”. Kiedy jest Mikkel? Kiedy coś się dzieje? Śledztwo jest tylko pretekstem do ukazania skomplikowanych relacji łączących bohaterów serialu – bo trzeba przyznać, że jest to przede wszystkim dobrze napisany dramat rodzinny. Relacje między bohaterami obserwujemy nie tylko współcześnie (2019 r. w pierwszym sezonie), ale też we wspomnianym 1986 r. A, jak się potem okaże, także na kolejnych płaszczyznach czasowych. Pozwala to zobaczyć, jak skomplikowane ciągi przyczynowo-skutkowe prowadzą do pewnych wydarzeń. Nie chcę zabierać przyjemności z filmowej lektury i odkrywania kolejnych tajemnic, więc nie zamierzam tutaj zamieszczać żadnych fabularnych spoilerów. Ale wystarczy napisać, że drzewa genealogiczne mieszkańców Winden są bardzo skomplikowane. Przygody Jonasa pełne są zaskoczeń, niejeden raz chce się krzyknąć: „Wow!”.

fot. YouuTube

W centrum jest czas 

A z czego wynika ta komplikacja? Z czasu. Bo poza głównymi bohaterami, których mamy tu naprawdę wielu (z początku niełatwo połapać się kto jest kim – i kiedy jest kim) osobnym bohaterem „Dark” jest sam czas. W naszej rzeczywistości płynie on linearnie, nie mamy możliwości przemieszczania się w czasie. W „Dark” jednak pojawiła się możliwość podróżowania w czasie – a w związku z tym w ingerencję w przeszłość i w przyszłość. Kolejni bohaterowie odbywają podróże, które nie pozostają bez wpływu na rozwój wydarzeń. Spotykają starsze i młodsze wersje znanych sobie osób – ale też samych siebie. To dopiero doświadczenie – spotkać starszą wersję siebie. Oglądając „Dark zawsze zastanawiałem się, co „starszy ja” powiedziałby „młodszemu mnie”. To musiałoby być ciekawe doświadczenie. Pytań o naturę czasu pada w tym serialu wiele i pewnie każdy widz znajduje też własne odpowiedzi. Rzadko w jakiej produkcji to właśnie pytanie „kiedy” nabiera tak ogromnego znaczenia dla fabuły. Choć, potem okazuje się, że ważne jest też inne pytanie – ale to już odkrywamy w dalszej części produkcji. Warto oczywiście pamiętać, że to tylko serial – i przedstawia fikcję – w tym wypadku nie tylko fabularną, ale również naukową. Niemniej, teorie naukowe związane z czasem to ważny aspekt „Dark”.

Przeczytaj też >>> Czarnobyl. Serial, który ogląda się z metalicznym smakiem w ustach

fot. Netflix

Zagadka  

W ogóle w „Dark” chodzi właśnie o zadawanie pytań – już nie tylko o czas – ale o bohaterów, ich relacje, wydarzenia, związki przyczynowo-skutkowe i o wizję świata. I tych odpowiedzi przez całe trzy sezony szukamy (ba, nawet do połowy ostatniego sezonu pojawiają się wciąż nowe pytania – a odpowiedzi otrzymujemy jak na lekarstwo). Bo to serial, który jest przede wszystkim jedna wielką zagadką – i ogromną frajdę sprawia nam szukanie odpowiedzi i łatanie kolejnych luk w przedstawionym nam świecie. I to jest zagadka niełatwa – wprawdzie po drodze dostajemy solidną porcję podpowiedzi, ale jeszcze więcej jest mylnych tropów. Przyznam, że wielu finalnych rozwiązań nie domyśliłem się i byłem zaskoczony, że to chodzi właśnie o to. Choć, były też rzeczy, których jakoś udało mi się domyślić. Świetna zabawa intelektualna na letnie miesiące!

fot. Netflix

Serial kompletny 

Poza fabułą „Dark” docenić należy też za kreacje aktorskie i za warstwę muzyczną. Ścieżka dźwiękowa jest świetnie dobrana i komponuje się z przedstawianymi nam wydarzeniami. Niewątpliwym atutem serialu jest też charakteryzacja. Było nad czym pracować – niektórzy aktorzy wcielali się w różne wersje tych samych postaci, a to już ogromne wyzwania dla charakteryzatorów. Wyjątkowo klimatyczna jest też czołówka. Choć na Netlixie można ją pominąć, to ja za każdym razem musiałem posłuchać utworu, który jej towarzyszy. Choć, jak napisałem i zdania nie zmieniam – jest to arcydzieło – to pojawiły się też pewne niedociągnięcia. Mowa tu zwłaszcza o efektach specjalnych, które są dość toporne i przypominają kino z lat 90. Oczekiwałem czegoś lepszego. Irytująca bywa też narracja, która wprawdzie ma nas naprowadzić na odpowiednią interpretację wydarzeń, ale jest zbyt patetyczna i sztuczna. Niemniej, Netflixowi udało się stworzyć świetny, kompletny serial. W 26 odcinkach przedstawiona jest zamknięta historia, w której każdy odnajdzie coś dla siebie. Nie jestem wielbicielem kina fantastyczno-naukowego, tymczasem „Dark” pochłonął mnie totalnie.  Warto spróbować!

Przypominamy też >>> Hubert Piechocki: tęsknota za prowincją [WARTO PRZECZYTAĆ I ZOBACZYĆ]

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze