
fot. Youtube/DC
Bycie człowiekiem – to nasz największy atut [RECENZJA]
Czy warto któryś z wakacyjnych wieczorów przeznaczyć na wizytę w kinie i zobaczenie nowego „Supermana”? Zdecydowanie. To świetnie zrobiony film, z ciekawą akcją i przede wszystkim – z mądrym przesłaniem. No i z psem w jednej z głównych ról.
Kinową wizytę na filmie „Superman” potraktowałem jak swoisty eksperyment. Owszem, jakieś filmy czy seriale z wątkami superbohaterskimi miałem okazję wcześniej zobaczyć. Nigdy jednak nie śledziłem ich w sposób systemowy i nie byłem też „wkręcony” na poważnie w któreś z wielkich uniwersów – DC czy Marvela. Wynik eksperymentu zaskakująco pozytywny – nowy film o Supermanie zdecydowanie przypadł mi do gustu. To przede wszystkim dobra rozrywka – pozostawiająca jednak widzów z wieloma refleksjami egzystencjalnymi. Zatem: rozrywka, która uczy.
Superman na nowo
Przede wszystkim – jeśli nie kojarzycie poprzednich filmów z uniwersum DC, w tym opowieści o Supermanie – to nic nie szkodzi. „Superman”, który na ekrany wszedł na początku lipca, stanowi bowiem kinowy restart świata stworzonego wokół komiksów DC Comics. To zatem seans, którym można nawet rozpocząć przygodę z tym uniwersum (przyznam, że sam jestem ciekaw kolejnych filmów czy seriali z tego świata). Punkt wyjścia do tej opowieści może być znany tym, którzy co nieco o Supermanie słyszeli. To kosmita – metaczłowiek – którego na Ziemię odesłali rodzice. A na naszej planecie wychowali go poczciwi mieszkańcy prowincji w stanie Kansas. Główny bohater od trzech lat działa już jako Superman – będąc jednocześnie lokalnym dziennikarzem w Metropolis (Clark Kent). Poznajemy go chwilę po tym, gdy po raz pierwszy w życiu przegrał starcie – z Młotem Borawskim. Stał oczywiście po tej dobrej stronie – zwykłych, uciśnionych przez tyranię ludzi. Od tego momentu zaczyna się właściwa akcja filmu, która właściwie ani ani chwilę się nie zatrzymuje – i w której zasadniczą rolę odgrywa polityka. Dzieje się wiele i na pewno usatysfakcjonowani będą wielbiciele wartkiej akcji i efektów specjalnych. Ale zadowoleni będą też po prostu miłośnicy ciekawych historii, dobrych opowieści – do których zaliczam się ja. Bo nowy film o Supermanie wyróżnia się naprawdę ciekawym scenariuszem.

Po filmie będą już znani
Historia wciąga widza od samego początku i w żadnym momencie nie nudzi. Nie brakuje zwrotów akcji i zaskakujących momentów – i to pomimo tego, że to przecież film o Supermanie, więc „musi zakończyć się happy endem”. Znajdziemy w obrazie motywy i postaci doskoanle znane z popkultury, zwłaszcza wśród tych, którzy „siedzą” w uniwersum DC. Jest więc nie tylko Superman, ale i jego ukochana Lois Lane, jest jego arcywróg Lex Luthor i szereg innych postaci – w tym inni metaludzie. Mamy też dobry balans pomiędzy akcją, refleksją i humorem. Bo choć światu zagraża wielkie zło, z którym próbuje walczyć Superman – to nie brakuje chwil z dawką humoru. Ogromną zaletą filmu jest to, że reżyser (James Gunn – odpowiedzialny w ogóle za nowe otwarcie całego uniwersum DC) nie postawił na aktorów z pierwszego szeregu. W rolę Supermana i Lois wcielili się bowiem póki co mało znani aktorzy – David Corenswet i Rachel Brosnahan. Świeże twarze, dzięki którym widz nie ma wrażenia „opatrzenia” się z aktorami. Młodzi artyści świetnie poradzili sobie z ikonicznymi postaciami – i zapewne będzie to ich trampolina do większej kariery w Hollywood. Takową robi już Nicholaus Hoult, który wcielił się w rolę Lexa Luthora. O jego talencie mogliśmy przekonać się już nieraz, a w „Supermanie” po raz kolejny pokazuje, że przyszłość kina należy do niego. Świetnie zagrał przede wszystkim cynizm Luthora. Świetnych występów aktorskich jest w tym filmie zresztą znacznie więcej. Ale doskonała jest też muzyka, wykorzystująca też klasyczne muzyczne motywy związane z Supermanem. I film zachwyca też wizualnie – świetne efekty specjalizacje, dobrze oddane poszczególne lokalizacje. A jesteśmy nie tylko w „klasycznych”, ziemskich przestrzeniach. Odwiedzamy też kieszonkowy wszechświat i pewną szczelinę.

Największa supermoc
Najważniejszy jest dla mnie jednak metapoziom tego filmu. Związany zresztą mocno właśnie z cząstką meta – choć w kontekście metaludzi. Bo nowy „Superman” to w gruncie rzeczy historia bardzo tożsamościowa – opowieść o poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie „kim właściwie jestem?”. Kim właściwie jest Superman. Czy, skoro przybywa z kosmosu, jest bardziej obcy czy bardziej nasz? Skoro jest metaczłowiekiem – to czy jest też człowiekiem? Z jednej strony kosmiczne dziedzictwo (i zaskakujące zadanie, które wyznaczyli mu rodzice – jeden z ciekawszych twistów), z drugiej zaś ludzkie wychowanie. James Gunn, przez postać Supermana, chce nam pokazać, co jest naszym największym atutem – że jest nim właśnie to, że jesteśmy ludźmi. I chce nam pokazać, jakie cechy najbardziej czynią nas ludźmi. I nie musimy być od razu kolejnymi superbohaterami, by się w nie wpisać – wystarczy po prostu, że będziemy dobrymi ludźmi. Poniekąd to właśnie bycie człowiekiem – zdolność do współczucia, empatii, bycia wrażliwym itd. – staje się w tym filmie największą supermocą. A to ta supermoc, którą – w odróżnieniu od pozostałych, od tych „nadprzyrodzonych” – ma nie tylko Superman. Może ją mieć każda i każdy z nas. Superman przedstawiony jest jako ten, który w każdym widzi piękno. Gdy się chwilę zastanowimy, to te słowa wcale nie brzmią banalnie. Ba, one oddają istotę człowieczeństwa. Potrzeba nam dziś historii, w której główny bohater jest bez skazy, w którym nie ma szarości i wątpliwości. Który jest wcieleniem dobra – bo światu dzisiaj potrzeba nadziei. Może to trochę naiwne, ale kino powinno budzić w nas dobre emocje i dawać właśnie ową nadzieję.

Pies łagodzi obyczaje
Jest też nowy „Superman” swoistą opowieścią o człowieku i o… psie. Bo Krypto, futrzak, którym chwilowo opiekuje się Superman, to jeden z ważniejszych bohaterów tej opowieści. Zapewne najczęściej oglądamy na ekranie zwierzę wygenerowane komputerowo – ale jest bardzo realne. A dynamika jego relacji z głównym bohaterem jest naprawdę świetna. Dużo w niej troski, ale i komizmu. I owszem, Superpies ma pewnie przede wszystkim dobrze sprzedać się w formie gadżetów (to zapewne zresztą nie jest jego ostatni występ w obecnym uniwersum DC), ale jego obecność na ekranie zwyczajnie dobrze działa na widza. I pozwala na chwilę oddechu w tym wypełnionym jednak akcją filmie. Pies łagodzi obyczaje – chciałoby się rzec.

Superman to dla kultury amerykańskiej postać wręcz mityczna. To bohater mitu, choć wykreowanego w XX w. To efekt poszukiwań postaci, która byłaby symbolem niesienia dobra i nadziei. To postać mesjańska – nie brakuje zresztą porównań Supermana do Jezusa. Czy szerzej – do jakiegokolwiek zbawcy. Niełatwo zapewne przedstawić na nowo historię tej ikony. I pewnie znawcy tematu znajdą w tegorocznym filmie i coś nowego, i jakieś odświeżane kotlety. Niemniej, ja jestem nowym „Supermanem” zachwycony. To film, na którym świetnie się bawiłem, a z którego też wiele wyniosłem. To film, który przywraca mi nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie dobrze. Tę nadzieję warto, byśmy w sobie pielęgnowali. I to również obraz, który udowadnia, że faktycznie pies jest najlepszym przyjacielem człowieka. No, prawie – bo jako kociarz muszę jednak postawić na koty! To może teraz czas na Superkota?
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |