Fot. youtube zrzut ekranu

Czeska wieża Babel, czyli wspólnota mieszkaniowa „od kuchni” [RECENZJA] 

Nie znam czeskiego kina. Dlatego, idąc na seans „Właścicieli” Jiří Havelki, nie wiedziałem do końca, czego się spodziewać. Znane mi było oczywiście określenie „czeski film”, które kojarzyło mi się z chaosem i bardzo pokręconą sytuacją. I faktycznie – tak właśnie mógłbym określić komedię „Właściciele”. 

Najpierw była sztuka teatralna Jiří Havelki. I na jej podstawie twórca ten napisał scenariusz do filmu, który potem wyreżyserował. Ten fakt odkryłem dopiero po seansie, ale doskonale potwierdził moją intuicję. Bo właściwie przez cały czas, gdy oglądamy „Właścicieli”, czujemy teatralność tej produkcji. I to nawet taką bardzo klasyczną teatralność – bo film (z drobnymi wyjątkami) trzyma się właściwie zasady trzech jedności – miejsca, czasu i akcji. Przełożenie formy scenicznej na filmową w wykonaniu czeskiego reżysera okazuje się być bardzo udane. I choć to historia dziejąca się w Pradze – to polskiemu widzowi wiele rzeczy wyda się bardzo bliskich. 

>>> Ksiądz oskarżony o pedofilię, czyli najnowsza odsłona serii o Chyłce [RECENZJA] 

Ot, zwykłe zebranie 

Miejsce akcji – to sala w budynku, najprawdopodobniej należącym do jakiegoś urzędu. Sala – dodajmy – która czasy świetności miała gdzieś w poprzednim systemie. Czas akcji – to po prostu czas trwania zebrania. A owo zebranie to trzecia z naszych antycznych jedności – czyli akcja. Jiří Havelka zaprasza nas bowiem na zebranie wspólnoty mieszkaniowej jednej z praskich kamienic. Przez niecałe dwie godziny na niewielkiej powierzchni dyskutuje ze sobą – mieszkańców. I mają duży problem z porozumieniem się. Każdy z sąsiadów ma bowiem inną wizję tego, jak ma się rozwijać ich kamienica. Choć słowo „rozwijać się” jest tu dużym nadużyciem. W przypadku domu naszych bohaterów trzeba raczej mówić o ratowaniu kamienicy – widz szybko zorientuje się, że stan techniczny budynku pozostawia wiele do życzenia. Trzeba wiele zrobić, by nie popadł w ruinę. Lub by nie doszło do tragedii – np. spowodowanej wadliwą instalacją gazową. Koncept bardzo prosty – ot, zwykłe zebranie. Jego największą siłę stanowią bohaterowie – a konkretnie to, jak bardzo się od siebie różnią. Charakterami, poglądami, inteligencją, sprytem lub jego bratem. Dostajemy przekrój czeskiego społeczeństwa, który zresztą jest bardzo bliski temu, który kojarzymy z naszego polskiego podwórka. Czesi to nasi sąsiedzi – i w filmie mocno widać, że są do nas bardzo podobni. Nawet tematy, którymi żyją nasze społeczeństwa – i które wywołują w tych społeczeństwach podziały – są podobne.  

Fot. youtube zrzut ekranu

Bliski nam świat 

Wyborny humor filmu Jiří Havelki tkwi właśnie w tym, że mamy do czynienia z tak różnymi ludźmi. Łączy ich chyba jedynie to, że są właścicielami mieszkań w tej samej kamienicy. Wszystko inne ich dzieli – i jest to źródłem niezwykłej gry, którą mamy okazję obserwować. Zebranie wspólnoty mieszkaniowej nie przypomina kulturalnego spotkania grupy ludzi. Nie, będą tu krzyki, wzajemne oskarżenia, próby manipulacji, szukanie winnych, chęć zagarnięcia jak najwięcej dla siebie… Będzie sporo żartów opartych o stereotypy – ale podanych w bardzo ciekawej formie. Będzie sporo absurdu – jak choćby propozycja głosowania tego, by nowi mieszkańcy musieli obowiązkowo przechodzić… badania lekarskie. I będzie biurokracja i walka z biurokracją – znów w formie krzywego zwierciadła (hmm, czy aby na pewno krzywego?). Nasza wspólnota najbardziej zacznie gotować się przy sprawie budowy windy i wynajmu poddasza – oj, tu się dopiero zacznie dziać! Zachowania poszczególnych lokatorów mogą wydawać się wyolbrzymione, przedstawione karykaturalnie. A jednak, gdy się nad tym chwilę zastanowić, te zachowania są nam bardzo bliskie – aż niepokojąco bliskie. Znamy je z naszej polskiej rzeczywistości. Trochę powinniśmy się zawstydzić, patrząc na zachowania czeskich lokatorów. Zwłaszcza powinna nas zaniepokoić ludzka naiwność, która, jak się z czasem okaże, gra jedną z głównych ról w tym filmie. „Właściciele” to komedia, która bawi – bez dwóch zdań. Ale to też film, który zostawia widzów z bardzo gorzką refleksją. W kontakcie z drugim trzeba szukać jakiegoś punktu wspólnego, punktu zaczepienia. Bez niego zawsze będzie nam trudno o porozumienie się z drugim człowiekiem – a tym bardziej z grupą bardzo różnych ludzi. Zebranie praskiej wspólnoty mieszkaniowej przypomina mi wieżę Babel – nikt nie może się z drugim porozumieć. I nieważne, że używają tego samego języka. Mają jednak różne cele, intencje, podejścia do życia – a to skutecznie uniemożliwia im efektywną komunikację. Po seansie „Właścicieli” jesteśmy rozbawieni, ale chwilę potem nachodzi nas jednak gorzka refleksja. I chyba o to, chodziło reżyserowi. To prawdziwy czeski film. Bardzo dobry czeski film. 

>>> Czekając na werdykt [RECENZJA]

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze