fot. YouTube

Czekając na werdykt [RECENZJA]

„Werdykt” to szesnasty tom cyklu powieściowego o warszawskich prawnikach – Joannie Chyłce i Kordianie Oryńskim. Remigiusz Mróz regularnie publikuje dwa tomy tej serii rocznie. I na każdy czekam z wypiekami na twarzy. 

Dziś ogłoszono laureatkę literackiego Nobla za 2022 r. (wyróżnienie trafiło do Annie Ernaux). Dlatego na początku trzeba sobie jasno powiedzieć: za „Werdykt” i za inne powieści Remigiusz Mróz Nobla nie dostanie. I myślę też, że do tej nagrody zwyczajnie nie aspiruje. Pisarstwo Mroza to nie wielka literatura, ale to literatura, która trafia do czytelników. A przecież o to chodzi – by książki były czytane! A powieści Mroza są akurat bardzo chętnie czytane przez Polaków. Po tym wstępie możemy już bardziej przyjrzeć się nowej powieści Remigiusza Mroza. 

Przeciwko sobie 

Już dawno temu polubiłem duet warszawskich prawników. Joanny Chyłki i jej męża Kordiana Oryńskiego po prostu nie sposób nie lubić. Kolejna odsłona ich przygód znów pokazuje, że Mróz ma jeszcze wiele pomysłów na sprawy, którymi mogą zająć się adwokaci ze stolicy. Fabuła najnowszej książki toczy się wokół porzucenia i śmierci niemowlaka. Czy dziecko zostało zabite przez matkę? W jaki sposób znalazło się w Łazienkach? Te pytania stawiamy sobie na początku lektury. A w jej trakcie pojawiają się kolejne – a sprawa zaczyna się mocno komplikować. W pewnym momencie nasi bohaterowie stają się swoimi przeciwnikami. Tak, w „Werdykcie” Joanna i Kordian stają przeciwko sobie na sali sądowej. Ona jest prawniczką aktora, który od lat jest klientem kancelarii. A teraz został pomówiony publicznie o zabicie dziecka. On jest zaś prawnikiem matki, kobiety, która rzuciła publicznie oskarżenie o zabójstwo swojego dziecka. Może się wydawać dziwne, że prawnicy z jednej kancelarii stają przeciwko sobie. Remigiuszowi Mrozowi udało się jednak sprytnie doprowadzić do sytuacji, że adwokaci bez szkody dla swego pracodawcy mogą stanąć przeciwko sobie na sali sądowej. Sala sądowa to zresztą jak zwykle w serii o Chyłce i Oryńskim miejsce, w którym dochodzi do wielu zwrotów akcji, w tym tomie szczególnie zaskakujących. 

fot. YouTube

A jednak razem 

Można książki o Chyłce czytać głównie z myślą o ciekawych kazusach rozwiązywanych na sali sądowej. I fakt, sprawy są bardzo ciekawe i napędzają akcję. Jednak same „sprawy odcinka” (nawiązując do seriali kryminalnych) nie dałyby rady przyciągnąć czytelników. W serii o Joannie i Kordianie z wypiekami na twarzy śledzimy przede wszystkim relacje tego duetu. Nasi prawnicy w ciągu tych szesnastu tomów przeżyli już wiele, a ich relacje mocno ewoluowały (w ich kontekście można mówić czasem chyba i o rewolucji). Najpierw docierali się na gruncie zawodowym, gdy Kordian był uczniem Joanny. Z czasem zaczęło łączyć ich uczucie – nie ukrywajmy – dość skomplikowane. Wydaje się, że w ostatnich tomach ich życie prywatne się ustabilizowało – co nie oznacza, że stało się nudne. Ba, małżeństwo prawników nie pozwala, by czytelników opanowała nuda. Chyba źródłem sukcesu tej pary są odmienne charaktery Chyłki i Oryńskiego. Ona – żywiołowa, spontaniczna, złośliwa, niecierpliwa, a do tego szalenie inteligentna. Wszędzie jej pełno. On jest zdecydowanie spokojniejszy, mniej impulsywny, życzliwiej nastawiony do ludzi. Razem tworzą bardzo wybuchową i nieobliczalną mieszankę. Czytelnik nie wie, czego się spodziewać po tej dwójce. Ich relacje prywatne są ważną częścią każdego tomu. Przyznam, że mnie osobiście chyba najbardziej bawi obserwowanie Joanny. Prawniczka twardo stąpa po ziemi, jest totalnie nieromantyczna – ale z czasem widzimy, jak Kordianowi udaje się drążyć tę uczuciową skałę. I w „Werdykcie” Joanna nadal jest twarda i złośliwa – ale przy tym… romantyczna. Tak, to osoba, która łączy w sobie kilka bardzo skrajnych cech.  

Nasi sąsiedzi 

Niby jest to typowa powieść kryminalno-prawnicza. A jednak z tomu na tom coraz bardziej przekonuję się, że książki o Chyłce i Oryńskim to też lustro, w którym możemy się przejrzeć. Są bardzo współczesne, dzieją się właściwe teraz (w „Werdykcie” mowa jest choćby o wojnie w Ukrainie). Bohaterowie Mroza robią to samo, co my. Słyszymy więc m.in. o przeglądaniu popularnych profili na Instagramie czy o oglądaniu „Rodu smoka”, emitowanego właśnie prequela „Gry o tron”. Bohaterowie odwiedzają popularne miejsca, słyszą o znanych nam osobach, w pewien sposób można powiedzieć, że żyją obok nas. Są naszymi sąsiadami. To wartość dodana uniwersum stworzonego przez Remigiusza Mroza – że właściwie czytamy o tak bardzo naszym świecie. Łatwo nam utożsamić się w ten sposób z bohaterami i ich problemami. Przyznam, że jak byłem w Warszawie jakiś czas temu to pewne miejsca stolicy kojarzyłem właśnie dzięki książkom o Chyłce i Oryńskim. Ale trzeba też napisać, że Mróz także w innych książkach kreśli obraz naszej rzeczywistości. Dlatego – choć Nobla nie dostanie – to na pewno wciąż będzie czytany. Sam czekam już na siedemnasty tom Chyłki. Choć może bardziej, z pewnych powodów, na ósmy tom przygód Wiktora Forsta. Kiedyś książki Remigiusza Mroza będą dobrą kroniką tego, jak żyło się w latach 20. obecnego wieku.  

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze