Duchowość „Gwiezdnych Wojen”
Z „Gwiezdnych Wojen” płynie paradoksalnie pewien duchowy przekaz. O tym jak go odczytywać pisze na niniwa.org o. Andrzej Jastrzębski OMI.
Należę do pokolenia, które wzrastało wraz z kosmiczną epopeją Georga Lucasa. Epizody IV, V oraz VI, które ujrzały światło dzienne na przełomie lat 70 i 80, stały się bez wątpienia dla nas ważnym punktem odniesienia. Pojawienie się w ostatnim czasie na ekranach kin nowych części Gwiezdnych Wojen oraz filmów uzupełniających historię pomiędzy znanymi już epizodami jak „Rogue one” czy „Han Solo” jest okazją zamyślenia się nad przekazem zawartym w tych filmach, a przede wszystkim nad obrazem świata prezentowanego nam przez sagę Star Wars. Refleksja ta rozpoczęła się dla mnie w kontekście kilku wieczorów, które poświęciliśmy w parafii Sacre-Coeur w Ottawie na przypomnienie sobie znanych nam już części sagi Georga Lucasa oraz zaistniałej po nich dyskusji.
Gwiezdne Wojny są utrzymane w koncepcji baśniowej. Odwołują się do naturalnej potrzeby człowieka, który poszukuje głębszego zrozumienia świata oraz odkrywania jego tajemnic poprzez język symboli i międzypokoleniowych opowieści oraz mitów. Opowiadają historię z zamierzchłych czasów: dawno, dawno temu…
Aby taką historię stworzyć Lucas wykonał pracę sprawnego postmodernistycznego eklektyka w duchu New Age, składając w jedną całość wiele wątków i historii obecnych w kulturze światowej zgodnie z prostą zasadą „dla każdego coś miłego”. Trudno pokusić się na wyczerpującą analizę tych wszystkich zapożyczeń, ale postaram się wskazać przynajmniej na niektóre z nich.
Zacznijmy od Rycerzy Jedi. Są oni głównymi bohaterami serii – do pewnego stopnia ucieleśnieniem średniowiecznych zakonów rycerskich jak na przykład templariusze. Z drugiej strony, jeśli weźmiemy pod uwagę ich ubiór, Jedi nawiązują do tradycji japońskich samurajów czy też buddyjskich mnichów. W zakresie stylu walki, jaki prezentują, nawiązują do adeptów Kung-Fu ze sławnego klasztoru Shaolin. Z kolei relacja mistrza do ucznia przypomina sposób życia pierwszych chrześcijańskich anachoretów na pustyni Egipskiej jak na przykład Ewagriusza czy Antoniego Pustelnika. Możemy to zaobserwować, gdy mistrz Yoda trenuje młodego Luke’a Skywalkera.
Rycerze Jedi mają żyć według określonych zasad, reguły. Są celibatariuszami, a głównymi ich cnotami mają być poświęcenie, miłosierdzie, wewnętrzna wolność i posłuszeństwo. Nie wszyscy Jedi w Gwiezdnych Wojnach są najlepszym przykładem życia obranymi ideałami. Niektórzy z nich bywają często niewierni regule życia, są nieposłuszni, kierują się gniewem – krótko mówiąc postępują wbrew przyjętym zasadom. Wielu Jedi żyje jednakże w zgodzie z obranymi ideałami aż do poświęcenia za nie własnego życia. W ten sposób Lucas, kreując w Gwiezdnych Wojnach zakon rycerzy Jedi, do pewnego stopnia odpowiada na głęboką potrzebę każdego młodego człowieka, który odkrywa w sobie pragnienie poświęcenia swojego życia dla „wielkiej sprawy”, znalezienia swojej misji w tym świecie. Gotowość do poświęcenia swego życia oraz wezwanie do bycia narzędziem pokoju i miłosierdzia rodzą żywy oddźwięk w wielu ludzkich sercach bez względu na to, czy ma to miejsce dawno, dawno temu w odległej galaktyce, czy w naszym świecie, tu i teraz.
<<Gwiezdne Wojny a chrześcijańska nadzieja>>
Do charakterystyki zakonnej Rycerzy Jedi jeszcze powrócimy. Teraz zajmiemy się odkrywaniem śladów Boga w Gwiezdnych Wojnach. Rycerze Jedi i inni „wierzący” w Moc pozdrawiają się w sposób, który, szczególnie w języku angielskim – a więc oryginału scenariusza – nawiązuje wprost do celebracji liturgicznych. „May the Force be with you” („Moc z tobą/wami”) jest analogiczne do wstępnego pozdrowienia z Mszy Świętej: „The Lord be with you” („Pan z wami”) Spontaniczna odpowiedź wierzących brzmi: „I z duchem Twoim”; w Gwiezdnych Wojnach została zastąpiona jednak wyrażeniem „Always” („Zawsze”).
Trudno nie pokusić się o pytanie o miejsca Boga w świecie Gwiezdnych Wojen. Z filozoficznego punktu widzenia możemy wyróżnić kilka możliwych opcji i wybrać tę najbardziej właściwą. Pierwsza z nich to teizm: istnieje osobowy Bóg, który jest aktywnie zaangażowany w dzieje świata (mówimy wtedy o Opatrzności Bożej). Jest to klasyczne ujęcie chrześcijańskie. Już na pierwszy rzut oka trudno dopatrzeć się takiego Boga w sadze Lucasa. Kolejny sposób ujmowania istnienia Boga to deizm: Bóg jest Kimś w rodzaju Wielkiego Architekta świata. Bóg stworzył świat oraz rządzące nim prawa, aby następnie pozostawić go własnemu losowi. Takie rozumienie Boga rozpowszechniło się w dobie Oświecenia. Następna możliwość to panteizm: nieosobowy Bóg jest obecny wszędzie w świecie do tego stopnia, że staje się tożsamy ze światem. Takie ujęcie byłoby najbliższe rozumieniu „Mocy” z Gwiezdnych Wojen tyle, że Moc wydaje się być także różna od świata. Najlepszym teoretycznym odpowiednikiem ujęcia Mocy w filmie jest panenteizm. Od panteizmu różni się on tym, że to, co Boskie jest różne od świata. Bóg jawi się jako „dusza świata”, wszędzie obecna Moc, która wszystko przenika. Rozumienie Boga w Star Wars byłoby zatem ujęciem panenteistycznym.
Świat Gwiezdnych Wojen jest bardzo uproszczony, niemal czarno-biały. Bardzo łatwo stąd widzowi zidentyfikować się z określonymi bohaterami, stanąć po stronie sprawiedliwości, uciskanych i słabych. Jest to świat ewidentnie dualistyczny, świat światła i ciemności. I tacy też są w większości bohaterowie sagi Lucasa. Można wręcz pomyśleć, że istnieją dwie boskie i do tego różnorzędne zasady świata: strona ciemności i strona światła: bóg dobry i bóg zły o równorzędnym zakresie mocy. Nie jest to oczywiście chrześcijańskie ujęcie rozumienia świata. Taką koncepcję świata i Boga znajdziemy za to w psychologii analitycznej szwajcarskiego psychoanalityka Carla Gustava Junga. Przewodnia myśl serii filmowej Lucasa jest niemal dosłownym cytatem z Junga: „Wprowadzić równowagę do Mocy” („Bring balance to the Force”). Dojrzała osobowość wedle Junga to taka, która pomyślnie przeszła proces indywidualizacji. Jest to człowiek świadomy istnienia obu stron rzeczywistości, dobrych i złych tendencji, także w indywidualnej i zbiorowej nieświadomości oraz zdolny do zrównoważenia pochodzących z nich psychicznych energii w sposób odpowiedzialny. W rozumieniu teologicznym będziemy mówili raczej o skażeniu grzechu pierworodnego i o łasce odkupienia. Filmowy bohater, wybraniec Mocy, Anakin Skywalker, jest właściwie przez większość swego życia anty-przykładem tego życiowego zadania. Poddaje się on pokusie mocy zła, która jest, jak uczy potem jego syna Luke’a mistrz Yoda, łatwiejsza i szybsza, choć dla człowieka w ostatecznym rozrachunku destrukcyjna i przemienia się w złowrogiego Dartha Vadera. Anakin jest przez to bliższy każdemu z nas, ponieważ i my różnie wybieramy, co chcemy zrobić z własnym życiem, z powierzonymi nam przez Boga zdolnościami i talentami. Anakin nie jest super-bohaterem, a jednak w ostatnim momencie swego życia opowiada się za dobrem. Każdy z nas ma również zawsze szansę nawrócenia – może tylko lepiej nie czekać z tym na moment śmierci…
Ciąg dalszy nastąpi…
Źródło: niniwa.org
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |