Goldszmit zwany Korczakiem
Są dzieci, przy których narodzinach aniołowie załamują ręce, a Pan Bóg ma łzy w oczach” – napisał w 1901 r. Janusz Korczak. „Ciemności spowijają te sieroty. Ściągają one na siebie wszystkie cierpienie tego świata, doświadczają wielkiej goryczy” – czytamy dalej w tym tekście.
Już w pierwszej książce napisanej przez Korczaka – w „Dzieciach ulicy” – widać, że to wcale nie literatura była jego największą pasją. W 1906 r. ukazała się druga książka – „Dziecko salonu”, mówiąca o niedostatkach wychowania w zamożnych domach. Już chyba wtedy widać było, że jest w nim pasja o wiele silniejsza niż literatura, choć pisał dużo i chętnie. Najbardziej znane jego opowieści dla dzieci to „Mośki, Joski, i Srule i Józki, Jaśki i Franki”, „Król Maciuś Pierwszy”, „Kajtuś Czarodziej”, „Kiedy znów będę mały”, „Bankructwo Małego Dżeka”. Były też pisma pedagogiczne, np. „Jak kochać dziecko” czy też „Prawo dziecka do szacunku”. Redagowany przez Korczaka (od 1926 roku) „Mały Przegląd” stał się przestrzenią, w której dzieci formułowały swoje dziecięce problemy i bolączki, gdzie miały swój głos. Ostatni numer „Małego Przeglądu” ukazał się w piątek, 1 września 1939 roku.
Pseudonim
Henryk Goldszmit – bo tak się naprawdę nazywał człowiek znany jako Janusz Korczak – urodził się 22 lipca 1878 lub 1879 r. w Warszawie, w zamożnej spolonizowanej rodzinie żydowskiej. Przyczyną niepewności co do daty urodzenia było – jak się mówi powszechnie – zaniedbanie przez ojca formalności metrykalnych. Przyczyna tego stanu rzeczy nie była jednak aż tak oczywista. Józef Goldszmit odkładał wyrobienie metryki synowi, gdyż nie mógł się zdecydować, jakie imię dla syna wpisać: Hirsz (żydowskie, po dziadku) czy Henryk (polskie, chrześcijańskie). Rodzina Goldszmitów była już tak mocno wrośnięta w polską kulturę, że wszystkim swoim dzieciom rodzice nadali polskie, „chrześcijańskie” imiona. Nie byli ponoć bardzo religijni. Swojej religii nie praktykowali, ale też nie mieli zamiaru przechodzić na chrześcijaństwo. Zapewne dlatego ostatecznie ojciec Korczaka wpisał do metryki imię Henryk. Wątpliwości do roku jego urodzin rozwiązano jeszcze za życie Korczaka, przyjmując, że urodził się 1878 roku.
Edukacja
W 1891 roku Henryk rozpoczął naukę w rosyjskim gimnazjum filologicznym na warszawskiej Pradze. Już pięć lat później, jeszcze w czasach gimnazjalnych, zadebiutował w tygodniku humorystyczno-satyrycznym „Kolce”. Z pismem współpracował do 1904 r., publikując w nim około 250 tekstów. W 1898 r. przygotował na konkurs literacki dramat „Którędy?”, który podpisał pseudonimem „Janasz Korczak”, zaczerpniętym z jednej z powieści Kraszewskiego. Otrzymał wyróżnienie, ale przy przepisywaniu pseudonimu popełniono błąd, drobną literówkę w imieniu, i tak Henryk Goldszmit został Januszem Korczakiem. W tym samym roku po ukończeniu gimnazjum rozpoczął studia na Wydziale Lekarskim Cesarskiego Uniwersytetu Warszawskiego, był też słuchaczem tajnego Uniwersytetu Latającego. Pomiędzy zajęciami chodził po ubogich dzielnicach Warszawy, uczył tam dzieci polskie i żydowskie. Jego zainteresowanie losem dzieci znalazło odzwierciedlenie w cyklu artykułów zamieszczonych w „Wędrowcu” pt. „Dzieci i wychowanie”. W 1905 roku, po zdaniu specjalnego egzaminu, otrzymał dyplom lekarza, ale miesiąc później został powołany do armii rosyjskiej w wojnie rosyjsko-japońskiej i wyjechał na Daleki Wschód, gdzie jako lekarz służył w pociągu sanitarnym Wrócił do Warszawy pod koniec marca 1906. Pracował jako pediatra w szpitalu dla dzieci, w tym czasie korzystał ze służbowego mieszkania na terenie szpitala i był w każdej chwili do dyspozycji chorych.
>>> 80 lat temu Janusz Korczak oraz jego podopieczni zostali wywiezieni do obozu zagłady w Treblince
Dom Sierot
W 1912 roku Korczak rozstał się na zawsze z pracą w szpitalu, by objąć funkcję dyrektora nowo otwartego żydowskiego Domu Sierot pozostającego pod opieką Towarzystwa „Pomoc dla Sierot”. Współpracował tam ze Stefanią Wilczyńską, która pomagała mu wdrażać w życie jego autorskie koncepcje pedagogiczne. Sama też bardzo angażowała się w rozwój placówki. Dom Sierot stał się dla Korczaka miejscem codziennej obserwacji rozwoju psychofizycznego dziecka. Dla Korczaka ważne było, by dzieci podtrzymywały relacje z krewnymi. Zależało mu na tym, aby w jakiś sposób miały kontakt z życiem, które toczy się poza sierocińcem. A w Domu Sierot starał się stworzyć im optymalne – na ile to było możliwe – warunki rozwoju. Dzieci miały swoje obowiązki, przygotowywały się do przyszłego, dorosłego życia, ale też – a może przede wszystkim – Korczakowi zależało, by doświadczyły miłości, poczucia godności, by umacniały wiarę w samych siebie. Dzieci opuszczały Dom w wieku 14 lat. Czasem Stefania Wilczyńska pomagała im znaleźć jakieś zatrudnienie. Ponoć nie do końca zgadzała się z wizją Korczaka – z ciepłego spokojnego Domu dzieci wpadały w bezduszną rzeczywistość, często nie umiały się odnaleźć. Na zarzuty odpowiadała tak: „Nie dajemy wam Boga, bo Go sami odnaleźć musicie we własnej duszy i osobistym wysiłku. Nie dajemy wam ojczyzny, bo ją sami odnaleźć musicie własną pracą serca i myśli. Nie dajemy wam miłości do człowieka, bo nie ma miłości bez przebaczenia, bo przebaczenie to mozół i trud, który każdy musi sam podjąć. Dajemy wam jedno – tęsknotę za lepszym życiem, które kiedyś będzie. Za życiem prawdy i sprawiedliwości. Niech ta tęsknota doprowadzi was do Boga, ojczyzny, miłości”.
Stary Doktór
W1914 r. Korczak znów został powołany do wojska, początkowo jako ordynator polowego szpitala dywizyjnego w Ukrainie, następnie został lekarzem pediatrą w przytułku dla dzieci ukraińskich pod Kijowem. W Kijowie poznał Marię (Marynę) Falską, z którą później współpracował. Podczas wojny napisał też jedną ze swoich najważniejszych książek pt. „Dziecko w rodzinie” – pierwszą część serii „Jak kochać dziecko”, która ukazała się w 1919 r. (całość w 1920 r.). W 1918 r., po powrocie do Warszawy, znów podjął pracę w Domu Sierot, z którego wyprowadził się w 1932 roku. Zamieszkał z siostrą. W tym czasie podjął się nowych obowiązków, od końca 1934 r. związany był z Polskim Radiem. Pod pseudonimem „Stary Doktór” wygłaszał pogadanki dla dzieci. Współpracował również z wieloma czasopismami, także wydawanymi w języku hebrajskim i żydowskim, w ukazywały się jego teksty (przetłumaczone). Korczak dwukrotnie odwiedził Palestynę, w roku 1934 i 1936 r. Nie były to jednak wyjazdy o charakterze pielgrzymkowym. Dużo podróżował, ale głównie przyglądał się pracy pedagogicznej w kibucach oraz badał możliwości rozwoju życia żydowskiego.
Wojna
W pierwszych dniach II wojny światowej wraz z wychowawcami i współpracownikami Janusz Korczak dyżurował dzień i noc w Domu Sierot. We wrześniu 1939 r. po raz ostatni przemówił w Polskim Radiu, latem 1940 r. udało mu się jeszcze wyjechać z dziećmi na kolonie letnie. Jesienią 1940 r. Dom Sierot – jako instytucja żydowska – nakazem okupanta został przesiedlony do getta, a Korczak trafił na pewien czas do aresztu za nienoszenie opaski z gwiazdą Dawida. Rok później Dom Sierot po raz kolejny musiał się przenieść, tym razem na ul. Sienną 16. Korczak cały czas walczył o środki finansowe na utrzymanie dzieci, ale przede wszystkim starał się, by mimo beznadziejnej sytuacji życie w Domu Sierot płynęło „normalnie”. W miarę możliwości zachowane zostały dawne zasady funkcjonowania i wewnętrzne zwyczaje. Od maja 1942 roku zaczął pisać „Pamiętnik”, który ukazywał tragiczny obraz okupacji hitlerowskiej. Janusz Korczak – mimo propozycji pomocy – odrzucał świadomie możliwość osobistej ucieczki. Nie chciał zostawiać swoich podopiecznych, nie przyjął pomocy w opuszczeniu getta i ukryciu się, jaką oferowali mu przyjaciele. W dniu deportacji, rankiem 5 sierpnia 1942 r., w czasie trwania tzw. wielkiej akcji (głównego etapu eksterminacji ludności warszawskiego getta) – odmówił opuszczenia dzieci i pracowników Domu Sierot.
>>> Korczak w Bangkoku [MISYJNE DROGI]
Ostatni marsz
„Gdy poszedłem rano, 6 sierpnia ok. godziny 10 pod Dom na Siennej 16, dzieci stały już na chodniku uformowane w czwórki. Dzieci były schludnie ubrane i nie wyglądały na zagłodzone, snadź Korczak zawsze zdołał wyżebrać dosyć, by im zapewnić minimum strawy. Atmosferę przenikał jakiś ogromny bezwład, automatyzm, apatia. Nie było widocznego poruszenia, że to Korczak idzie, nie było salutowania (jak to niektórzy opisują). Była straszliwa, zmęczona cisza. Korczak wlókł nogę za nogą, jakiś skurczony, mamlał coś do siebie od czasu do czasu. Nie były to chwile filozoficznej refleksji: to były chwile tępej, milczącej rozpaczy bez granic, już bez pytań, na które nie ma odpowiedzi”.
Najpewniej 6 sierpnia 1942 roku, o godzinie 10 rano, Janusz Korczak wraz ze Stefanią Wilczyńską, całym personelem i 200 wychowankami wyruszył w swą ostatnią drogę. Wydarzenie to zostało w różny sposób zapamiętane i opisane, z czasem obrosło w legendarne opisy. Ale wśród zachowanych relacji, jak ta powyższa, widać, że chwile te niewiele miały z podniosłości i patetyzmu. Najprawdopodobniej dzień później Korczak już nie żył. Pozostawił po sobie nie tylko spuściznę literacką ale przede wszystkim inspirację do szukania różnych dróg, czasem może niekonwencjonalnych, na których dzieciom i młodym ludziom, można towarzyszyć w dorastaniu. I pozostawił przykład – że się da.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |