Opiekun. Kino drogi na… wózku inwalidzkim
„Opiekun” to momentami rozśmieszająca do łez historia o przyjaźni, pokonywaniu własnych trudności i mierzeniu się z tym, czego boimy się najbardziej. Jeśli posiadacie Netflixa i chcecie zobaczyć miły film, to jest to produkcja dla Was.
W ostatnim czasie pojawiło się kilka filmów drogi (takich jak „Green Book”czy „Nietykalni”), które mają w zasadzie podobne przesłanie. Jak widać jednak, wciąż nam mało, bo tego typu filmów powstaje coraz więcej. Choć „Opiekunowi” daleko do klasyków tego typu kina, to jest w nim coś, co sprawia, że mogę z czystym sercem polecić ten obraz. Zwłaszcza teraz, gdy wieczory stają się coraz dłuższe.
>>> Green Book. O braterstwie ponad podziałami
Wspólna droga
Trevor ma dystrofię mięśniową, co oznacza, że do końca życia przykuty będzie do wózka, a w dalszej perspektywie czeka go wcześniejsza śmierć. Nie jest to, delikatnie mówiąc, pozytywna wizja. Zwłaszcza, gdy jest się uzależnionym od opiekuna, z którym trzeba chodzić nawet do toalety. Początek filmu to moment, w którym mama Trevora poszukuje nowego opiekuna dla swojego syna. Tak poznajemy Bena, byłego pisarza, który właśnie się rozwodzi i poszukuje pracy. Niedawno ukończył kurs na opiekuna socjalnego. Nie ma żadnego doświadczenia. a Trevor, wściekły na swoją sytuację, reagując złośliwością i agresją, nie zachęca, by się nim zająć. Tak rozpoczyna się wspólna droga (momentami przez mękę) Trevora i jego opiekuna. „Opiekun” to nie jest film egzystencjalny ani głęboko filozoficzny. Ekranizacja Roba Burnetta pozwala na zobaczenie tej historii z dystansem, w dużej mierze dzięki świetnemu humorowi, który nawet przez moment nie wydaje się przesadzony.
Troszczyć się o… siebie
„Nie można dobrze zatroszczyć się o drugą osobę, jeśli najpierw nie zatroszczysz się o siebie” – brzmi hasło przewodnie kursu na opiekuna socjalnego. Wydawałoby się, że Ben dobrze sprawuje się jako opiekun, tylko…. co były pisarz w trakcie rozwodu robi jako opiekun nastolatka za marne pieniądze? Ta historia ma w sobie wiele smaczków, wątków pobocznych i wzruszających momentów. Choć wydawać się może nieco „bajkowa”, to jest nam potrzebna, żeby uwierzyć nie tylko w siebie, ale także w siłę przebaczenia. Nawet jeśli wiąże się to z odrzuceniem. Choć film nie jest zbyt rozbudowany, warto nadmienić, że trzy główne role zgrywają się świetnie, tworząc pełną ekspresji historię drogi do znalezienia swojego szczęścia. Craig Roberts, jako niepełnosprawny Trevor to debiut, 28-letniego aktora. Znajdziemy w tej roli charakter pełen sprzeczności, który pod wpływem „drogi” się zmienia. Zupełnie tak jakby potrzebował impulsu do tego, by zobaczyć coś więcej, niż tylko nieuchronną perspektywę śmierci na wózku w wielu trzydziestu kilku lat.
>>> Kraina wielkiego nieba. O pewnym kryzysie
To film o potrzebie życia, radości (mimo tego, iż wydawać by się mogło, że chorobą ją zabrała), szczęścia i docenienia tego, co się ma. I nawet jeśli wydaje się to banałem, jestem przekonana, że taka historia jest nam wszystkim potrzebna.
Zobacz pozostałe #RecenzjeZofii
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |