fot. NextFilm

Połączyło ich hospicjum i dobre serce, nie rozłączyła nawet śmierć [RECENZJA]

Pamiętasz film, który już od pierwszych ujęć wgniótł cię w fotel? Ja dawno takiej produkcji nie widziałam. A właśnie do tej kategorii można zaliczyć „Johnny’ego” w reżyserii Daniela Jaroszka. I, co ważne – takich dobrych momentów w tym filmie jest więcej, a widz na zmianę śmieje się i wzrusza. 

Ksiądz o wielkim sercu i chłopak, który już któryś raz z kolei trafia do więzienia. Ksiądz pomagający chorym i chłopak, który bierze narkotyki i kradnie. Realistycznie patrząc – ta znajomość nie mogła się udać. Ale życie lubi zaskakiwać. Dlatego też ks. Jan Kaczkowski i Patryk Galewski stali się najlepszymi przyjaciółmi. A połączyło ich hospicjum. 

>>> Twórcy filmu „Johnny”: chcieliśmy, by film o ks. Kaczkowskim był nośnikiem jego przesłania [ROZMOWA]

Co robisz? 

360 godzin. Tyle decyzją sądu musiał przepracować Patryk Galewski w puckim hospicjum założonym przez ks. Jana Kaczkowskiego. Jednak, co ciekawe, ich pierwsze spotkanie nie odbyło się w tym miejscu, a już w szkole, w której ksiądz Jan uczył Patryka religii. Te lekcje nie zatarły się jednak w ich pamięci tak, jak dzień, w którym chłopak przyszedł do hospicjum z zadrukowaną kartką w ręce. I chociaż sam się tego nie spodziewał, to już wtedy młody duchowny zrobił na nim wrażenie. A dlaczego? Tego zdradzać nie będę. Takich sytuacji było jednak o wiele więcej. Bo to właśnie przede wszystkim z perspektywy Patryka widz ma okazję poznać tę poruszającą historię. A podczas jej obserwacji śmiech miesza się ze łzami wzruszenia. Są bowiem sytuacje zabawne takie jak zaprezentowana w zwiastunie jazda samochodem prowadzonym przez księdza Kaczkowskiego, który pyta Patryka, co robi, na co ten odpowiada: to co zawsze, gdy prowadzisz – modlę się. I właśnie wśród tych momentów pokazujących ogromny dystans księdza Jana do życia, są też sceny w czasie których widz zastanawia się, co jest w tym życiu najważniejsze.  

Kadr z filmu Johnny/Youtube/NEXTFILMPL

Dawid czy Jan? 

To pytanie musiałam sobie zadać kilka razy. Bo nie jest tajemnicą, że Dawid Ogrodnik niesamowicie upodobnił się do księdza Jana Kaczkowskiego. Podobny sposób chodzenia, podobna mowa i wygląd. I nie twierdzę tak tylko ja – osoba, która tego duchownego znała jedynie z mediów, bo jest to też zdanie najbliższych księdza Jana. Ta kreacja aktorska naprawdę zasługuje na brawa i zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. A oczekiwania – i w tym przypadku też pewnie nie byłam jedyna – miałam naprawdę duże, bo przecież już na długo przed ukazaniem się filmu pojawiły się głosy, że podobieństwo między Dawidem a księdzem Janem jest uderzające. Ponadto zupełnie się nie dziwię, że Piotr Trojan grający Patryka otrzymał nagrodę za najlepszą rolę męską na festiwalu w Gdyni. Patryk w filmie chodzi własnymi ścieżkami, jest zbuntowany, ukazuje nam tak wiele emocji i swoją przemianę. A przy okazji jest chłopakiem tak bliskim widzowi, że spotykając go na ulicy aż chciało by się powiedzieć „cześć” jak dobremu koledze. 

>>> „Johnny” – uroczysta premiera filmu o ks. Janie Kaczkowskim

Żyj właśnie dziś 

Mam wrażenie, że recenzenci „Johnny’ego” podzielili się na dwie grupy – tych, których montaż i dużo muzyki zachwyca i tych, którzy uważają, że takie zabiegi sprawiają, iż scenariuszem rządził przypadek. Ja jestem wśród osób z pierwszej grupy. Może też ze względu na mój wiek. Bo przecież należę do pokolenia wychowanego w erze teledysków i filmów, do których sami podkładamy muzykę i wrzucamy je do sieci. Moim zdaniem więc takie sceny jak te na początku „Johnny’ego” sprawiają, że chce się oglądać dalej. Ale to jeden z wielu powodów, a jest ich wiele. Jeśli więc chcesz wyjść z kina z poczuciem, że warto zmienić coś w swoim życiu i – jak mówił ksiądz Jan – zamiast ciągle na coś czekać – zacząć żyć właśnie dziś, to „Johnny” jest idealnym filmem dla ciebie. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze