Ikona Borysa Fiodorowicza „Sorry, Polsko”, fot. Maciej Kluczka

Sztuka chrześcijańska to nie (tylko) dewocjonalia

Zaczęłam czytać Nowy Testament, by wiedzieć w kogo nie wierzę. Czytałam także dlatego, że nasza kultura bardzo silnie bazuje na tym tekście. I nie spodziewałam się, że ta lektura będzie miała na mnie aż tak duży wpływ – mówiła Aleksandra Tubielewicz, artystka i autorka wystawy „Jezus”, którą przez kilka tygodni można było zwiedzać w centrum Warszawy przy placu Zbawiciela.

Pewnego dnia zebrały się w tym miejscu artystki, które zajmują się sztuką chrześcijańską albo w sztuce wykorzystują elementy sakralne i chrześcijańskie. Jednym z głównych pytań spotkania „Nowa ikonografia w sztuce chrześcijańskiej” było właśnie to, gdzie przebiega granica między sztuką zajmującą się symbolami religijnymi a sztuką chrześcijańską. – Robię sztukę o Jezusie, myślę więc, że to sztuka chrześcijańska. W różnych momentach mojej twórczości ta ikonografia jest mniej lub bardziej odkryta – mówiła Ola Tubielewicz. Dodała, że w swoich pracach stara się komentować religijność, chrześcijaństwo i jego kondycję w społeczeństwie. Komentuje i opisuje także ikony oraz symbole „zastane w życiu religijnym”.

>>> Jezus – miejsce szczególnie potrzebne

Ikona Borysa Fiodorowicza „Tian’ Amen”, fot. Maciej Kluczka

Sztuka chrześcijańska – czyli co takiego?

W sztuce chrześcijańskiej sytuuje się też Katarzyna Kozyra. Artystka znana jest z filmu dokumentalnego „Szukając Jezusa” opisującego syndrom jerozolimski. To opowieść o ludziach odwiedzających Ziemię Świętą, którzy utożsamiają się z postaciami biblijnymi, najczęściej z Mesjaszem. – Moi rozmówcy opowiadali mi różne rzeczy o Jezusie, o Mesjaszu, interpretują Stary i Nowy Testament. Są ludźmi, którzy znają każdy jego werset, którzy żyją tym tekstem. Pod tym względem ta sztuka to sztuka chrześcijańska – mówi Kozyra. Przyznaje, że projekt „Szukając Jezusa” w zamyśle w ogóle nie zamierzał być projektem chrześcijańskim, ale stał się takim w trakcie. – Zrozumiałam, że to co robię jest przybliżaniem idei i sposobów myślenia o Jezusie ludzi głęboko wierzących – mówiła Kozyra. Według artystki projekt „Szukając Jezusa” powinien być pokazywany w kościołach. – Ten film pokazuje ludzi, którzy niezwykle mocno wierzą w Boga, którzy utożsamiają się z Jego misją, dla których Bóg to żywy człowiek – dodaje artystka. I podkreśla, że artysta, który tworzy sztukę chrześcijańską, sam wcale nie musi być wierzący.

>>> Bóg „niewłaściwie” otwarty na człowieka? [KOMENTARZ] 

Koszulki – projekt Ady Kaczmarczyk, wystawa Jezus, fot. Maciej Kluczka

Cringe’owa ewangelizacja

Z innej perspektywy o religii i wierze opowiada Ada Kaczmarczyk, znana jako Adu. Tworzy piosenki i teledyski, które przy pierwszym odbiorze mogą szokować i bulwersować. Wielu odbiorców jej twórczości mówi jednak, że to sztuka ewangelizacyjna, która prowadzi ich do Jezusa. Jej utwory są często oceniane jako kicz albo cringe (z ang. zażenowanie). Bywa więc, że ze swoją twórczością ląduje na różnych „dziwnych” listach przebojów, ale jednocześnie od odbiorców dostaje sygnały, że właśnie dzięki niej spotkali Jezusa. – Chcę docierać do publiczności, która szuka takich wrażeń, której mózg jest przeorany internetem i która w tej pustce szuka czegoś nowego. Jeśli dzięki mnie taki człowiek spotyka Jezusa, to się cieszę. To może pociągnąć go do dalszych poszukiwań – mówi Adu. Artystka przyznaje, że jej proces nawrócenia był długi i skomplikowany. – Czułam pustkę po studiach na ASP, w życiu w atmosferze wszechateizmu. Później jednak wydarzyło się w moim życiu kilka cudownych wydarzeń, przez które zdałam sobie sprawę, że moją drogą jest chrześcijaństwo. Z tej pustki i depresji w największym stopniu wyciągnęła mnie wiara w Jezusa. Stwierdziłam więc, że będę to polecać dalej. U mnie to się sprawdziło, więc może pomoże i innym – tłumaczy Ada Kaczmarczyk.

Jezus poznany na nowo

Ola – autorka i pomysłodawczyni wystawy – mówi, że przy tworzeniu swoich prac obawiała się krytyki, szczególnie hejtu. Odzew jest jednak najczęściej zupełnie inny. – Ludzie cenią osobiste podejście do tematu, szacunek do Jezusa i moją osobistą relację z Nim – mówi artystka.

Ola Tubielewicz wywodzi się ze środowiska LGBTQ+, zna jego – jak sama mówi – blaski i cienie. W 2012 roku przeżyła nawrócenie. Postanowiła wtedy wstąpić do Kościoła ewangelickiego. Wcześniej czytała Nowy Testament, „by wiedzieć w kogo nie wierzy”. Jak sama przyznaje, nie spodziewała się, że ten tekst będzie miał na nią tak duży wpływ. – Gdy jakiś temat zaczyna interesować tak bardzo, to artysta w naturalny sposób zaczyna się nim zajmować. Ja znałam środowisko LGBT. Wiem, że wielu z tych ludzi czuje się wykluczonych z Kościoła. Gdy zaczęłam czytać Nowy Testament, zobaczyłam Jezusa w zupełnie nowym świetle niż w tym, które mi przedstawiano. Postanowiłam coś z tym zrobić – mówi artystka. Jeszcze na ASP, gdy zaproponowała temat sztuki chrześcijańskiej na pracę dyplomową, usłyszała pytanie, czy w takim razie będzie robić dewocjonalia. Bardzo ją to obruszyło. Dziś cieszy się, że mogła stworzyć takie miejsce. – Miejsce, w którym jest debata o Jezusie – dodaje. Podkreśla, że wśród artystów wyczuwa ogólne poruszenie i bunt wobec tego, jak Jezus potrafi być wykorzystywany, także w polityce.

Ola Tubielewicz, „Pieta”, Wystawa Jezus, fot. Maciej Kluczka

Wszystkie uczestniczące w debacie artystki zgodziły się co do tego, że mówią o Jezusie, opowiadają o Jezusie, ale swoją twórczość kierują przede wszystkim do niewierzących, do poszukujących albo sceptycznych. To sztuka dialogu, w którym z odbiorcą uczestniczy twórca i jego dzieło. Jednocześnie może być „tylko” zaproszeniem do chwili rozmowy na temat Jezusa i wiary. Ale już stworzenie do tego przestrzeni można poczytać za atut tej wystawy i jej twórców.

Jezus nie kopiował

Ada Kaczmarczyk przyznała, że często zastanawia się nad tym, gdzie jest granica między sztuką chrześcijańską a sztuką zajmującą się symbolami religijnymi. – Sztuka chrześcijańska jest nakierowana na poszukiwanie Boga i Jezusa. Sztuka, która wykorzystuje symbole religijnie niekoniecznie ma te intencje. Tu może przebiegać ta granica, ale w niektórych przypadkach to może być trudne do określenia. Bo są przypadki, w których dzieło mówi za artystę. Artysta ma inne intencje, a jego dzieło może ostatecznie kierować na poszukiwanie Boga – mówi Adu. A jest tak szczególnie – co podkreśliły artystki – w przypadku ikonografii, bo ją zawsze się rozważa, interpretuje, ona „żyje i odtwarza się w umyśle i sercu odbiorcy”. Na wystawie „Jezus” zobaczyć można było znane ikony Borysia Fiodorowicza komentujące współczesną sytuację społeczną i polityczną. A co porusza artystki w Jezusie najbardziej? – To, że był twórczy, nie kopiował, nie powtarzał się. Był twórczy i za każdym razem nowy – mówiły uczestniczki debaty. Można powiedzieć: Jezus – artysta niepowtarzalny.

fot. wirestock/freepik.com

Sztuka – w ocenie Aleksandry Tubielewicz – to często jedyna opcja na pierwsze spotkanie z Bogiem. Z taką oceną zgodziłby się zapewne Daniel Rycharski, który też miał być uczestnikiem debaty w „Jezusie”. Ostatecznie jednak nie dotarł, dlatego wszystkich zainteresowanych jego twórczością zapraszam do lektury poniższych artykułów:

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze