Zdjęcie poglądowe, fot. Maciej Kluczka/Misyjne Drogi/misyjne.pl

W internecie łatwiej spotkać „12-letniego Wojtka” niż bł. Carlo Acutisa [KOMENTARZ] 

„Holy game” to powieść, która niedawno trafiła do rąk młodych czytelników. Ta niewielka objętościowo książka na pewno ma służyć ewangelizacji – takich treści znajdziemy w niej wiele, bardzo dobrze. Zabrakło mi w niej jednak treści, które by informowały o tym, jak bezpiecznie korzystać z sieci – a to ważny wątek tej książki. 

„Hej, jestem Ania, mam 12 lat, szukam koleżanek i kolegów”. 

„Cześć Aniu, tu Wojtek. Też mam 12 lat, chętnie cię poznam”. 

Millenialsi i starsi pewnie pamiętają tę wymianę zdań sprzed kilkunastu lat. Przedstawiciele pokolenia Z – dzisiejsi młodzi – być może po raz pierwszy czytają te słowa. Tak wyglądał spot kampanii „Dziecko w sieci”. W spocie informowano też, że ponad 90% polskich dzieci i młodzieży zawiera znajomości za pośrednictwem internetu. Minęło kilkanaście lat. Jesteśmy jeszcze bardziej cyfrowi niż wtedy – dlatego nie spodziewałbym się, że te wartości liczbowe  się zmniejszyły. Wielu z nas non stop jest w sieci. 

>>> Booktok – czy czytanie znów staje się modne? [FELIETON]

Spotkała błogosławionego 

Na chwilę porzućmy refleksje o obecności w sieci i skupmy się na samym projekcie „Holy game”. Na rynku pojawia się ostatnio coraz więcej powieści dla tzw. młodych dorosłych. Czytelnikami nurtu young adult są osoby w wieku 12-18 lat (przynajmniej z założenia, bo i starsi czytają takie książki – sam lubię czasem dla relaksu poczytać coś młodzieżowego). „Holy game” wpisuje się w ten nurt. Książka ta została napisana przez ks. Sebastiana Picura, tiktokera i instagramera, wespół z piątką młodych ludzi – Gosią, Julką, Piotrkiem, Tobiaszem i Kamilem. Do innych młodych piszą więc sami młodzi. Jak czytamy na okładce: „Książka jest głęboko zakorzeniona w rzeczywistości współczesnego świata, a jednocześnie ma wartościowe przesłanie”. Główną bohaterką jest Inez, buntująca się nastolatka. Dziewczyna wpada w tarapaty. Ze złości na ojca maluje sprayem nowy budynek, który powstaje dzięki jej ojcu. Potem pojawiają się kolejne kłopoty – nakręcane przez histerię, w którą wpada Inez. Dziewczyna nie radzi sobie z rodzicami i z opieką nad młodszą siostrą, ma kłopoty z nauką – grozi jej brak zaliczenia z informatyki. Ucieka w świat wirtualny – zaczyna grać w jedną ze swoich ulubionych sieciowych gier. W jej teamie pojawił się nowy gracz o tajemniczym nicku car1s. Inez zaczęła z nim rozmawiać. Nie musiało minąć wiele czasu, by rozmowa z tematu gry zeszła na inne kwestie. Bohaterowie szybko dodali się do znajomych. Przez kolejne tygodnie Inez kontynuowała internetową znajomość z kolegą z Mediolanu – bo car1s powiedział, że pochodzi z tego włoskiego miasta. Ta znajomość mocno odmieniła dziewczynę. Dzięki koledze, który zna się na programowaniu udało jej się zaliczyć projekt z informatyki i przejść do kolejnej klasy. Poprawiła się też jej relacja z Kościołem. Właściwe to z osoby niewierzącej stała się wierząca. Uwrażliwiła się na potrzeby innych – zwłaszcza tych dotkniętych największymi kryzysami życiowymi. Można powiedzieć, że internetowa znajomość przyczyniła się do jej nawrócenia. Konieczny będzie w tym miejscu spoiler. Na końcu książki okazuje się, że Inez korespondowała z bł. Carlo Acutisem. Wraz z przyjaciółką i ojcem na końcu odkrywa jego grób w kościele w Asyżu. Jest pod wrażeniem tego młodego błogosławionego i jego wpływu na jej życie. Carlo, słusznie, przedstawiony jest tu jako wzór do naśladowania przez młodych ludzi. To ważne, bo wzorem dla młodych jest inny młody. Często święci mogą się wydawać młodym obcy, dalecy, oderwani od ich rzeczywistości – a akurat Carlo jest bardzo ich. Był przecież jednym z nich. Wybór tego włoskiego błogosławionego na wirtualnego bohatera tej powieści należy uznać za trafiony. Ważne też, że tekst napisany jest przystępnym, bardzo swobodnym językiem i myślę. Nie jest to też zbyt obszerna powieść – a więc młodzi mogą pochłonąć ją np. w jeden wieczór. 

Wydawnictwo Rafael

Niebezpieczna sieć 

Pora wrócić do cyberbezpieczeństwa. Przy korzystaniu z internetu do kontaktu z nieznajomymi trzeba być podwójnie, jeśli nawet nie potrójnie ostrożnym. Nigdy nie możemy być pewni, kto siedzi po drugiej stronie. Wystarczy posłuchać użytkowników aplikacji randkowych, by się przekonać, jak złudny potrafi być internet. To chyba w takich aplikacjach najczęściej dochodzi do kradzieży tożsamości i np. używania zdjęcia i danych zupełnie innej osoby – byle siebie sprzedać jak najlepiej. I w takiej rzeczywistości młodzi katolicy dostają do rąk powieść, w której główna bohaterka bez żadnej refleksji podejmuje dialog – i wchodzi w wielomiesięczną znajomość – z zupełnie nieznajomym człowiekiem. Ba, z chłopakiem, który opowiada, że pochodzi z Mediolanu, urodził się w Londynie itd. – car1s sprzedaje jej wiele informacji na swój temat. Dopiero po kilku miesiącach, gdy nieznajomy chce się spotkać, Inez mówi o tej znajomości rodzicom. Szkoda, że taka fabuła została zaproponowana czytelnikom bez żadnego – krytycznego – komentarza. Aż prosi się, by na końcu (a może najlepiej na początku) dać młodym bardzo konkretne wytyczne, jak bezpiecznie używać sieci! Aż prosi się, żeby napisać im, żeby nie wchodzili od tak w internetowe znajomości i żeby rozmawiali z rodzicami od razu, gdy wejdą w jakiś głębszy kontakt z kimś obcym. Zamiast tego dostajemy bohaterkę, która brnie w tę relację. Fakt, ta relacja zmienia ją na lepsze – poprawia jej stosunki z rodziną, otwiera ją na społeczeństwo, poprawia jej wyniki w nauce… Tyle że „12-letni Wojtek” przywołany na początku tego tekstu też mógłby zastosować taką metodę. Mógłby miesiącami działać na korzyść Ani, teoretycznie poprawiać jej życie, tylko i wyłącznie w jednym celu – by uśpić jej czujność. Dla Inez wszystko kończy się dobrze, bo przecież rozmawia z błogosławionym. Przypuszczam jednak, że znacznie większe jest prawdopodobieństwo, że nastolatek trafi w internecie – po drugiej stronie – na jakiegoś oszusta, a nie na błogosławionego. Nie łudźmy się – szanse na spotkanie Carlo Acutisa na czacie są bliskie zeru. Zdecydowanie potrzebna jest przy tej publikacji solidna baza wiedzy dotyczącej cyberbezpieczeństwa. Tych kilku stron zabrakło – szkoda, bo to niewykorzystany potencjał. Naprawdę, przypomnienie (a czasem nawet pierwsze uświadomienie) zasad bezpiecznego korzystania z internetu byłoby z korzyścią – dla młodych, ale też dla rodziców i opiekunów. 

Carlo i Wojtek 

Pomysł na książkę był fajny – dotrzeć do młodych z przekazem o bł. Carlu Acutisie i tym, co daje postawienie w życiu na Boga. I w jakiś sposób to się udało – zdecydowanie czuć, że to książka, która chce ewangelizować. Młody człowiek po jej lekturze zostaje z solidną bazą wiedzy o bł. Carlo. I dostaje też konkretne wskazówki, jak lepiej żyć – że opłaca się być blisko Boga. I – co ważne – że chodzenie do kościoła wcale nie jest obciachowe. Za to warto książkę teamu ks. Sebastiana Picura docenić. Świetnie, że do tego projektu zostali zaangażowani też sami młodzi. To na pewno pomogło w przygotowaniu tekstu właśnie pod innych młodych. Szkoda jednak, że zabrakło tej wiedzy o cyberbezpieczeństwie. Uważam, że pewne kwestie się przenikają i czasem nawet bardzo odległe od siebie dziedziny można połączyć. Tutaj była szansa na to, żeby opowiedzieć ciekawą historię, spróbować zbliżyć młodych do Boga, a przy okazji też wyedukować ich w kwestii bezpiecznego korzystania z sieci. Tymczasem o tym ostatnim zapomniano. A szkoda, bo po drugiej stronie naprawdę łatwiej spotkać „12-letniego Wojtka” niż błogosławionego Carlo Acutisa… 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze