Fot. YouTube (screenshot)

S. Judyta Olechowska FSK: niewidomi na duszy, to ludzie dalecy od Boga, niewierzący [ROZMOWA]

To, że osoby zagubione czy poszukujące czerpią z bogactwa osobowości Matki Czackiej, która miała otwarte serce dla wszystkich, jest czymś pięknym i rozwijającym także dla nas – mówi KAI s. Judyta Olechowska. Przełożona generalna Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża podkreśla, że sensem i radością jej wspólnoty jest służenie Bogu w niewidomych – na ciele i na duszy. 12 września Matka Elżbieta Róża Czacka zostanie ogłoszona błogosławioną.

Publikujemy treść rozmowy:

Tomasz Królak (KAI): Co nam dziś mówi Matka Czacka?

Siostra Judyta Olechowska FSK: – Tak, ona wciąż mówi, a przecież mówiła tak niewiele i oszczędnie. To, co miała najważniejszego do przekazania, to “mówiła” swoim życiem. Kardynał Wyszyński powiedział podczas jej pogrzebu: pytacie o testament Matki, o to, co nam zostawiła? Testamentem Matki jest jej życie.

Nie miała oczu, miała dwoje rąk i jedno serce, a tym sercem wiązała wszystko: dzieło Lasek, zgromadzenie, przygarniała wszystkich ludzi potrzebujących – tych, którzy byli daleko od Boga i tych, którzy potrzebowali pomocy z powodu braku wzroku. Wszystkim dawała swoje serce. Tak, Matka mówi do nas swoim życiem.

>>> Niewidomy ojciec uratował z powodzi swojego niepełnosprawnego syna

Wiara bez uczynków jest martwa.

– Właśnie. I co jeszcze wydaje mi się istotne oprócz czynów: cel. A głównym celem matki Czackiej był Pan Bóg. Od samego początku deklaruje: chcę żyć dla Boga, od urodzenia do śmierci, od początku do końca, od rana do wieczora. Wszystko dla Boga.

Miała naprawdę bardzo konkretny program. Wiedziała, co otrzymała od Boga przez łaskę wiary. I tym swoim życiem z Bogiem chciała niejako podzielić się ze wszystkimi niewidomymi. Ale nie tylko, także z tymi, którzy nie wierzą, którzy są daleko od Niego, poszukują Go. Wiedząc, Kto ją prowadzi, umiała przyjąć to wszystko, co w jej życiu było trudne: całodzienny krzyż, wszystko to, co wiązało się z utratą wzroku i bardzo dużo problemów, zwłaszcza na początku, związanych z organizacją ośrodka dla ociemniałych. Były to zarówno problemy materialne, jak i brak osób do współpracy. Matka nigdy nie straciła pewności co do tego, Kto ją prowadzi i czyje to jest dzieło. Miała świadomość tego, że ono nie jest jej, ale jest to dzieło Boga i że Pan Bóg posłużył się nią jako narzędziem.

Jeżeli mamy łaskę wiary, jeżeli otworzymy się na działanie Pana Boga w nas, to naprawdę w Jego rękach możemy być tym, czym On zechce. Nie mają znaczenia tytuły, pozycja, wykształcenie. Chodzi o to, czy jestem takim dobrym narzędziem w Jego ręku, bo On tym narzędziem może uczynić naprawdę wszystko.

Kiedyś Matka zapisała w swoich Notatkach, że rozmawiamy z Bogiem prosząc o to czy tamto, ale tak naprawdę On daje nam z zupełnie innej strony; że tak naprawdę chodzi o całkowite zaufanie Panu Bogu.

Co oczywiście nie jest zachętą do bierności.

– Absolutnie! Matka bardzo często powtarzała: wierzymy w Opatrzność i mamy wierzyć, bo to dzieło jest z Boga i dla Boga – innej racji bytu nie ma, a gdyby zboczyło się z tej drogi, niech przestanie istnieć. To bardzo mocne słowa. A jednocześnie miała świadomość, że jest tylko narzędziem, że Pan Bóg może dać wszystko, co nam potrzebne, ale nie chodzi o to, żeby czekać z założonymi rękami na to, co On nam “załatwi”.

Matka wiedziała, że życie jest bardzo trudne i wymagające – i nie ma innego. Jeżeli mamy naśladować Pana Jezusa, to przecież On miał też trudne życie… Jeśli by nam się wydawało, że możemy przejść przez życie bez trudu, cierpienia, krzyża, to jest pomyłka, bo tak nigdy nie będzie. Mamy zrobić wszystko, co do nas należy, a resztę zostawić Panu Bogu. Chodzi o całkowite zaangażowanie w to, co jest; w to, co On nam daje na każdy dzień, ale ze świadomością, że naprawdę to wszystko jest Jego. Matka nazywała to „powołaniem podwójnego wysiłku”: z jednej strony wysiłkiem wiary w Opatrzność Bożą, a z drugiej strony szary, ciężki, krwawy wysiłek każdego dnia.

>>> Matka Elżbieta Róża Czacka. Niewidoma, która ofiarowała swoje życie innym niewidomym

Wasze zgromadzenie czerpie z trzech duchowości – franciszkańskiej: m.in. życie według Ewangelii, prostota i ubóstwo, miłość Chrystusa Ukrzyżowanego: pokój i radość w krzyżu, ukochanie wszystkiego co Bóg stworzył; dominikańskiej: głównie poprzez tak bliski ks. Korniłowiczowi tomizm z jego realizmem i obiektywizmem, widzenie świata we właściwym porządku i hierarchii, oraz benedyktyńskiej: umiłowanie liturgii, przez którą człowiek uwielbia Boga i uświęca siebie. Beatyfikacja Założycielki to początek nowego rozdziału w historii Zgromadzenia, ale chyba też wzmocnienie na drodze do realizowania założonych celów?

– Matka tłumaczyła w jednej z konferencji, dlaczego wybrała św. Franciszka na patrona zgromadzenia. Novum polegało na tym, że nie włączyła go w nurt zakonów franciszkańskich. A wybrała św. Franciszka, żeby powrócić do Ewangelii, ukazać ją światu na nowo: poprzez ubóstwo, powrót do prostoty w życiu, ukochanie każdego człowieka i wszystkiego, co Bóg stworzył. Bez osądzania i bez dziwienia się, tylko naprawdę Boże patrzenie na wszystko. A św. Franciszek ukochał każdego człowieka – bo jeżeli ktoś otwarł się na miłość Boga, to czerpie z Jego serca i może kochać Jego miłością. Sami z siebie tego nie potrafimy.

fot. unsplash

Siostry franciszkanki powtarzają, że akceptują ludzi przyjeżdżających do Lasek takimi, jakimi są, z ich doświadczeniami, zranieniami, bo tego uczyła Was matka Czacka i ks. Korniłowicz. Tymczasem dobrze wiemy, jak łatwo nam jest dziś oceniać, także w Kościele. Beatyfikacja może to zmienić, choć trochę?

– Ufam, całym sercem. Wydaje mi się, że świat jest w trudnym momencie, a pandemia także nie służy temu, żeby było więcej pokoju, zrozumienia. Wszystkie autorytety są dziś podważane. Ale myślę, że jeżeli każdy z nas tak naprawdę i do końca powróci do Pana Boga, uzna prawo Jego miłości, to będzie dużo więcej pokoju i postawy nieoceniania i nieosądzania. My tak mało wiemy, tak wiele nie wiemy, to tylko Pan Bóg zna serce każdego człowieka.

Matka naprawdę nikogo nie osądzała. Chciała, żeby w Laskach każdy się odnalazł. Tak samo ludzie świeccy, a przyjeżdżali tu naprawdę bardzo różni – z różnych kręgów, opcji politycznych itd. Ona wiedziała, że te różnice nie są ważne; że najistotniejsze jest to, by doprowadzić każdego człowieka do Pana Boga.

Ileż do Lasek, zwłaszcza na początku, przyjeżdżało osób poszukujących! Wiele z nich odnalazło Boga lub do Niego powróciło. Ks. Korniłowicz miał ogromny charyzmat jednania ludzi z Bogiem. Pragniemy, aby w Laskach “działała” duchowość franciszkańska: pokora, prostota, ubóstwo, miłość, ukochanie cierpienia z miłości do Boga. To jest coś, co przyciągało tu bardzo wiele osób szukających prawdy, także dzięki osobowości Matki i ks. Korniłowicza, którzy byli takimi “szaleńcami Bożymi”. Podobnie jak ci, którzy działali tu od początku: ks. Antoni Marylski, inżynier Witold Świątkowski czy Henryk Ruszczyc pedagog i wychowawca, Zygmunt Serafinowicz wychowawca i nauczyciel i tak wielu innych… Wszyscy oni byli oddani na służbę Panu Bogu w ludziach. Bo tego uczyła nas Matka Czacka.

>>> Chcesz pomóc osobom niewidomym? Załóż konto w tej aplikacji

Gdyby przyjechały tu osoby reprezentujące te różne “światy”, odmienne opcje naszego, polskiego Kościoła – pomińmy nazwiska – i spotkali się z matką Czacką, to co by im powiedziała?

– Wydaje mi się, że otoczyłaby ich miłością i troską. Nie wiem, czy by dużo mówiła. Ale jeśli, to tylko o Panu Bogu: bo nasze życie jest oparte na Nim. Dzisiejszy świat w wielu wymiarach trochę się zagubił, chcemy być panami siebie i własnego życia. To my chcemy decydować i stanowić, a tymczasem – nie o to chodzi.

Myślę, że to, co Matka zostawiła dzisiejszemu światu można byłoby streścić tak: od rana do wieczora wszystko dla Boga, chcę żyć dla Ciebie, Boże.

Ale tu nie chodzi o słowa, tylko o życie. Każdego ranka modlimy się Jej modlitwą, która jest ofiarowaniem codziennego krzyża: “Panie, Boże mój, Tobie ofiaruję krzyż mój całodzienny, z miłości ku Tobie, w zjednoczeniu z męką Pana Jezusa na większą cześć i chwałę Twoją, na intencję Ojca Świętego, Kościoła świętego, ojczyzny, na zadośćuczynienie za grzechy moje, za grzechy całego świata, a w szczególności za duchową ślepotę ludzi”. Takie jest przesłanie Matki. Naprawdę, nie mam prawa nikogo oceniać, bo nie wiem, jakie ten człowiek miał życie, co sam robił, a jak z nim postępowano, co w sobie niesie, dlaczego zachowuje się tak a nie inaczej, itd.

Mówił pan o różnych opcjach. Tak, ale Ewangelia jest jedna. “Ja przyszedłem po to, aby życie mieli i mieli je w obfitości”. Pan Jezus szuka każdego z nas: czy jesteśmy bardziej czy mniej oddaleni, słabo czy intensywnie poszukujący.

Mówiła Siostra o codziennym krzyżu. Głęboka teologia krzyża, zadośćuczynienie „za ślepotę świata” jest ważnym rysem duchowości zgromadzenia. Siostry mają pomagać niewidomym nieść krzyż, a „niewidomych na duszy” kierować w stronę Światła. Niewidomi na duszy – kim oni dzisiaj są?

– No cóż, to każdy z nas. Matka była osobą niewidomą, ale bardzo dobrze widząca sercem. Kto jest niewidomym na duszy? Ten, kto jeszcze nie złożył całkowicie nadziei w Panu Bogu; kto nie wie, że Bóg jest jego jedynym i wyłącznym przewodnikiem. Niewidomi na duszy, to ludzie dalecy od Boga, niewierzący, ci, którzy się zagubili, może utracili wiarę. Ale tak naprawdę to też każdy z nas. Jeżeli jeszcze nie do końca naszym wyznacznikiem jest Pan Bóg, Jego Prawo, to w jakiś sposób jeszcze błądzimy, jesteśmy ślepi i potrzebujemy światła wiary. A Pan Bóg chce, byśmy uchwycili się Jego ręki.

Czy Kościół wystarczająco pilnie próbuje “namierzać” tych, których w Kościele nie ma, ale poszukują i chcieliby zapytać ugruntowanych w wierze o sens, o wiarę i niewiarę, o Boga?

– Dużo dziś mówi się o tym, że Kościół nie sprostał wyzwaniom nowych czasów, że nie ma narzędzi do takich rozmów, że zorientował się w tym za późno, itd. Ale przecież Kościół cały czas głosi Ewangelię. Wydaje mi się, że jeżeli naprawdę ktoś chce dojść do Pana Boga – to dojdzie. O ile tylko nie zamknie swojego serca. W naszej ojczyźnie chrześcijaństwo jest bardzo dobrze znane i jeżeli ktoś poszukujący rzeczywiście pragnie poznać Pana Boga – ma taką możliwość.

Kościół jest służebny. My wszyscy jesteśmy Kościołem i jeśli każdy z nas będzie dążył do świętości, będzie On coraz piękniejszy. Nie możemy zapominać, że to Chrystus jest Głową Kościoła i że to On nas prowadzi. Owszem, zdarzają się w nim wydarzenia budzące zgorszenie, ale przecież Pan Bóg też ich nie chce i cierpi wraz z całym Kościołem. Pytanie brzmi: czy każdy z nas, będących w Kościele, naprawdę chce być święty? Czy rzeczywiście chcemy, żeby Pan Bóg był wyznacznikiem wszystkiego, czym jesteśmy i przewodnikiem, każdego dnia? Matka powtarzała: “Pragnę żyć dla Ciebie, Boże”, “Wszystko dla Boga”. Dziś przypomina nam, że nasze życie nie zależy od nas, tylko od Niego. On nas stworzył – z miłości i dla miłości, i chce nas przemieniać, żebyśmy z miłości żyli dla innych ludzi. Chce nas posyłać, nawet jeśli jesteśmy narzędziem bardzo słabym i nieudolnym…

>>> Ten niewidomy prawdziwie widział Jezusa

Czy w związku z beatyfikacją Założycielki zgromadzenia ma Siostra jakieś marzenia co do nowego – pobeatyfikacyjnego właśnie – rozdziału w Waszych dziejach?

– Bardzo chcemy dzielić się spuścizną, która pozostała po Matce, przede wszystkim popularyzując jej słowa, ale też pokazując wszelkie związane z nią pamiątki. Chcemy, żeby jak najwięcej osób dotknęło, czasami dosłownie, różnych przedmiotów, których Matka używała na co dzień. To, co już się dzieje i napawa nas ogromną radością, to coraz większa liczba osób przybywających do Lasek czy to w grupach, czy indywidualnie. To dla nas ogromna radość, widzimy w tym też sens naszego życia. To, że osoby, które są może gdzieś zagubione czy poszukujące, zbliżają się do Matki Czackiej i czerpią z bogactwa osobowości Założycielki, która miała otwarte serce dla wszystkich – jest czymś pięknym i rozwijającym także dla nas.

Liczymy na to, że wiele osób powróci do Pana Boga, może przez naszą skromną posługę, choćby w kaplicy, obok której spoczywają Jej szczątki lub po wysłuchaniu prelekcji czy rozmowie z nami. Modlimy się o to, by niewidoma Matka była przewodniczką w wierze dla wielu.

Zresztą, niejednokrotnie tego doświadczałyśmy bardzo konkretnie. Zdarzało się, i to nie raz, że ktoś wyjeżdżał stąd „inny”, pojednany z Bogiem, doświadczając przemiany serca po iluś tam latach.

Czy Laski mają aspiracje, by stać się tym, czym były przed wojną? Może czas powrócić do tej roli pokazując Kościół, który zachowując swoją tożsamość, otwarty jest – co zresztą z tej tożsamości wynika – na wszystkich, którzy stawiają ważne pytania: o Boga, sens życia, swój los i są spragnieni rozmowy?

– Laski zawsze promieniowały. Czym? Cierpieniem i miłością. Jesteśmy ukształtowane i przez Matkę Czacką, ks. Władysława Korniłowicza, przez ks. kard. Wyszyńskiego, ks. Tadeusza Fedorowicza, którzy bardzo dużo wnieśli w nasze środowisko. Tak naprawdę ich duchowości są bardzo podobne: w wierze i pokorze, z miłością, uległością wobec Boga.

Czy Laski się odrodzą i zaczną odgrywać podobną jak niegdyś rolę? Bardzo tego pragniemy, mamy wszystko, co jest potrzebne ku temu, by tak się stało. Mamy też dom rekolekcyjny, w którym gotowe jesteśmy przyjmować ludzi z „różnych stron”. To dzieło od początku było dziełem Boga i jest nim nadal. Bo jeżeli trwa, to znaczy, że Bóg wciąż „gra pierwsze skrzypce”.

I w razie czego zagra stosowną melodię.

– Jestem pewna, że jeśli Bóg tak zechce, to przyśle nam i wskaże odpowiednich ludzi do zrealizowania takiego zamysłu. W formule ślubnej mamy dziś zobowiązanie do życia „w duchu Świętej Ewangelii”. Jesteśmy przekonane, że kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim. Każda i każdy z nas, jeżeli pozwolimy Bogu zamieszkać w sobie i przemieniać się Jego miłością, to będziemy apostołami dla wszystkich ludzi i nie będziemy się burzyli, oceniali, krytykowali, tylko pragnęli szczęścia tych, których Bóg postawi na naszej drodze, towarzysząc im, aby mogli spotkać się z Bogiem – Miłością.

A jak z perspektywy Lasek, skąd wielu niewierzących wychodziło z “nowym” wzrokiem ocenia siostra rosnącą liczbę apostazji w Polsce?

– No cóż, może w życiu było za mało Pana Boga? Tych, którzy gorszą się jednym, drugim czy trzecim trudnym przypadkiem w Kościele i podejmują taką decyzję po tym, jak zobaczyli w nim jakąś biedę i zło, można by zapytać, czy życie ich naprawdę było utwierdzone w Panu Bogu. Oczywiście każdy zły czyn jest raną, która krwawi, ale trzeba ją oczyścić, a później zabalsamować modlitwą. Bo jeśli ktoś Bogu zaufał, to grzech kogoś innego decyzji o odejściu z Kościoła nie powinien spowodować. Raczej rodzi ogromne pragnienie modlitwy i zadośćuczynienia za takiego człowieka, który popełnił zło i zgorszenie i przyprowadzenia go z powrotem do domu. Powtarzam z uporem, że moje życie nie zależy ode mnie, lecz od Pana Boga i do Niego należy.

Przecież grzech był od początku świata. Pan Bóg stworzył nas wszystkich, jesteśmy dziełem Jego rąk, kocha nas pragnie naszego zbawienia, zawsze czeka na każdego grzesznika, na każdego z nas, nie potępia, ale pragnie, aby się nawrócił i żył, chce przytulić każdego i chce, żeby każdy powrócił do domu i żył w zgodzie z Jego Prawem… każdy…

Każdy z nas upada, jesteśmy grzesznikami. I nawet święci, którzy żyli kiedyś, ale i ci, którzy zapewne są wśród nas, mieli i mają jasną świadomość własnego grzechu, a jednocześnie tego, kto jest ich Panem. Grzech nie powinien więc powodować decyzji o apostazji, bo taki jest człowiek, tacy, a więc grzeszni, po prostu jesteśmy.

Nie chcę nigdy oceniać tych, którzy odchodzą z Kościoła. Nie wiem dlaczego odeszli, może się zagubili, może dlatego, że nie doświadczyli dobroci i miłości Boga, czy dobroci i miłości w swoim domu, albo niosą jakiś ogromny ciężar, o którym nikomu nigdy nie opowiedzieli, a może z jakiejś innej jeszcze przyczyny odchodzą, nie wiem… Proszę Boga, aby jeśli kiedyś zechcą powrócić, Bóg przyprowadził ich z powrotem. Tak wiele jest osób dobrych, pięknych i świętych w Kościele, którzy otaczają cały świat modlitwą…

Jeżeli ktoś spotkał żywego Boga, to myślę, że nie zdecyduje się na apostazję, ale własnym życiem będzie mówił o Bogu i pragnął powrotu każdego… Możemy powiedzieć za św. Augustynem: „Niespokojne jest serce człowieka dopóki nie spocznie w Bogu”.

Czy ma Siostra nadzieję, że beatyfikacja Założycielki przyczyni się do wzrostu powołań do Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża?

– Podobnie, jak inne zgromadzenia, od kilkunastu lat dotyka nas kryzys powołań. Potrzebujemy nowych sił, abyśmy mogły dalej realizować nasz charyzmat. Ufamy i o to się modlimy, by Pan Bóg pobudził w sercach młodych kobiet pragnienie służenia Mu w niewidomych – na ciele i na duszy. Sensem i radością naszego życia jest to, że możemy to czynić.

***

Siostra Judyta od Jezusa w Ogrójcu – Maria Olechowska została wybrana przełożoną generalną Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża w lipcu 2019, na na sześcioletnią kadencję.

Wcześniej była m.in. kierowniczką postulatu, mistrzynią nowicjatu oraz przełożoną i kierowniczką Domu Rekolekcyjnego i radną generalną.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze