Siostra Emmanuel z Medjugorje: cierpienie jest narzędziem zbawienia
Na zakończenie Tygodnia Miłosierdzia, tydzień po Święcie Miłosierdzia, zapraszamy Was na spotkanie z Siostrą Emmanuel Maillard, autorką książki „Rewolucja miłosierdzia”. Przyjechała niedawno do Polski, by podzielić się z nami orędziem, „które dotyczy nas wszystkich” – mówiła siostra na początku spotkania w kościele oo. dominikanów na warszawskim Służewcu.
To czwarte i ostatnie spotkanie w ramach naszego cyklu na Święto Miłosierdzia. O samej książę „Rewolucja miłosierdzia. Bóg, który przekracza granice” będzie jeszcze na naszym portalu. Książka niedawno trafiła do naszej redakcyjnej biblioteki! Siostra Emmanuel Maillard to francuzka ze Wspólnoty Błogosławieństw, od 1989 roku mieszka w Bośni-Hercegowinie.
Maryjne orędzie o Bożym Miłosierdziu
„To orędzie ze szkoły Matki Bożej” – mówiła siostra Emmanuel i od razu była ze słuchaczami szczera. Orędzie to dotyczy niełatwych tematów, takich jak cierpienie, choroby. „Matka Boża o tych sprawach mówiła od samego początku, ale od samego początku dała nam do ręki wielki oręż, którym jest modlitwa:
Drogie dzieci – przez miłość Bożą musicie przyjąć ból i znieść go. Posłuchajcie wy, którzy cierpicie, wiedzcie, że wasze cierpienie, wasz ból, przekształci się w światło i radość. Kiedy cierpicie, kiedy podejmujecie ból, to wtedy przenika was niebo. Niebo jest w was. I ten kawałek nieba przynosi nadzieję i miłość (fragment objawienia maryjnego z 2017 roku)
Siostra Maillard swoje przemyślenia bardzo często przenosiła na konkretne sytuacje życia codziennego. Był to chyba największy walor tego spotkania, bardzo praktyczny i namacalny. Zapytała na przykład, co zrobić, gdy widzi się na ulicy kogoś, kto cierpi. Gdyby powiedzieć mu, że „gdy cierpi, otwiera się przed nim niebo” to przecież potraktowałby nas albo śmiechem albo złością. Są to jednak słowa Matki Bożej, które może w takiej sytuacji nie wprost, ale jednak trzeba próbować takiej osobie przekazać albo modlić się o to, by te słowa odkryła w swoim życiu.
– Jeżeli doświadczam cierpienia, to taka sytuacja rodzi w nas otwartą ranę. To tak, jak złamane serce. Ta rana jest bolesna, wtedy jesteśmy bardzo wrażliwi i podatni na wszystko, co nas spotyka – mówi siostra. – Blisko tej rany są dwie osoby – z jednej strony przychodzi szatan. I on tam jest po to, by tę ranę zainfekować. W tym zakresie jest on bardzo przebiegły, ma w swoim arsenale wiele trucizn. Wtedy diabeł podpowie, podrzuci nam własne uczucia i myśli. Zrobi to tak, że będziemy myśleli, że to nasze własne uczucia i własne potrzeby – dopowiada.
Podpowiedzi złego ducha
Jak podkreśla siostra – zły duch może podpowiadać proste rozwiązania: jeśli jest rozpacz, ból czy cierpienie to podpowie rozwiązania, które niczym cudowna tabletka pomogą nam błyskawicznie. Jezus zaprasza nas jednak do zmierzenia się z cierpieniem, z naszym grzechem, tak by ta sytuacja nas uzdrowiła, wyleczyła, a nie tylko uśmierzyła skutki bólu. Pan chce dotrzeć wraz z nami do przyczyn naszego bólu. – Z łaskami płynącymi z Jego Miłosiernego Serca to ma sens – mówiła na spotkaniu siostra. Potrzeba nam cierpliwej modlitwy do Miłosiernego Jezusa – za pośrednictwem Matki Bożej. Wtedy takie podszepty: „jeżeli trochę to jeszcze potrwa to nie dasz rady tego przetrwać” nie będą skutkować naszymi pochopnymi (niekiedy nieodwracalnymi) decyzjami. – Klika minut i po bólu? Nie słuchajcie takich słów – przestrzega siostra i radzi:
Pan Jezus mówi cicho, w głębi, serce, gdy ty sercem się modlisz. To szept miłości (s. Emmanuel)
Siostra, w czasie spotkania przekazała, co mówi do nas Jezus. „Moje dziecko – nie bój się, jestem z Tobą. Ja już swoje wycierpiałem, zobacz na moje dłonie, na mój przebity bok, ja rozumiem twój ból. Ale ty nie potrzebujesz się bać. Razem – ty i ja – podołamy, damy radę. Po prostu oddaj siebie w moje dłonie” – to chce powiedzieć nam Zbawiciel. – Jezus – przekonuje siostra – zaprasza nas do tego, by oddać mu nasze rany:
Jezus weźmie twoje rany, zobaczysz, że to dla niego bardzo cenny dar (s. Emmanuel)
A co zrobi z naszą raną? Przyłoży ją do rany swojego serca. – I wtedy te dwie rany złączą się ze sobą, staną się jedną rzeczywistością” – przekonuje z pewnością w głosie siostra z Medjugorje. - „ Od momentu chrztu otrzymałeś możliwość, by współpracować z Jezusem w Jego dziele zbawienia. Możesz w tym uczestniczyć, to nadzwyczajna łaska, ona zmienia wszystko – mówi francuska zakonnica. Warto zwrócić uwagę na owoce tej współpracy. To po przede wszystkim RADOŚĆ. Oczywiście, nie pochodzi ona z przyjemności podejmowania cierpienia. – Cierpiętnictwo nie jest niczym dobrym, to byłaby perwersja – tłumaczy autorka „Rewolucji miłosierdzia”. Wyjaśnia też, że owa radość pochodzi ze zjednoczenia „mojego serca z sercem Jezusa”. Siostra odniosła się wtedy do Matki z Medjugorje – miejsca, gdzie na co dzień pełni swoją zakonną służbę. Matka z Medjugorje mówi: „Podejmij drogę krzyżową. Zrób tak, by po czasie stała się drogą radości, zbawienia”.
Zło – diabeł nas nim niszczy, Jezus nas z niego wybawia (s. Emmanuel)
– Jeżeli chwycimy Matkę Bożą za rękę, to poprowadzi nas drogą do świętości, a to zawsze droga pełnej radości. To droga naszej jedności z Jezusem, tej radości nikt nam nie może odebrać, bo ona nie zależy od żadnych zewnętrznych okoliczności – przyznaje siostra Maillard.
Tiramisu, które zjadł kot
Siostra Emmanuel idzie nawet dalej i namawia nas, by za możliwość przeżywania cierpienia być wdzięcznym. Bo ono nas uczy, bo nas udoskonala, bo ostatecznie jest narzędziem zbawienia. Zapytacie – to zbyt dużo. Siostra odpowiada, że to możliwe. – Jeśli zmagacie się z chorobami albo cierpieniem, mówicie często: dlaczego to spadło na mnie, a nie na kogoś innego. Matka nasza w niebie mówi: „dzieci, nie tak macie mówić”. Zamiast tego podziękujcie, powiedźcie: „Boże, dziękuję Tobie za dar jaki mi dałeś” – opowiada kobieta. W cierpieniu powinniśmy odnajdywać drogę do zbawienia i do Boga, a to samo przez siebie wywoła u nas radość. Tak wygląda droga do świętości – ona początkowo, po ludzku, nie będzie łatwa, wymaga i pracy i ćwiczenia. I przede wszystkim czasu.
Przyjmowanie cierpienia, niepowodzenia nie zawsze musi wiązać się z tymi najbardziej dramatycznymi chwilami. Siostra opowiedziała swoją historię, którą można potraktować jako dowcip, ale też jako życiową poradę. Pewnego razu na stole postawiła tiramisu – chciała je później zjeść. Zanim jednak skosztowała pysznego ciasta, zostało ono zjedzone przez kota. Mogła się wtedy na zwierzaka porządnie zezłościć, mogło to jej popsuć dzień, mogła posmutnieć. Ona powiedziała wtedy Jezusowi: „Tiramisu jest dla Ciebie. Uciesz się nim”. Każdy dzień przynosi takie okazje, które możemy ofiarować większemu celowi. I może to brzmi dość banalnie, ale w życiu po prostu pomaga. – Jeśli ich nie przegapimy, będziemy wtedy bliżej duchowo z Jezusem – przyznaje siostra Maillard.
Łaska bycia uważnym i pewien przydatny nawyk…
– Musimy prosić o łaskę uważności – apeluje zakonnica, która gościła w Polsce, a mi od razu przypomina się modny dziś styl życia „mindfulness”. W tym przypadku chodzi o to, żebyśmy mieli troskę i dbałość o to, by nie niszczyć naszej duszy. A wtedy rozwiniemy w sobie nawyk wybierania Pana Jezusa. – I wtedy, kiedy coś poważnego się stanie, będziemy już na to przygotowani. Obudowani w relację z Panem Bogiem” – przekonuje nas autorka „Rewolucji miłosierdzia”.
„Jezus wziął cierpienie świata na siebie i przemienił je w narzędzie zbawienia. Jesteśmy chrześcijanami – powinniśmy być jedno z Chrystusem. Robić jak on, przemieniać siebie i świat”
Na koniec spotkania siostra przywołała dwóch wielkich świętych Kościoła, którzy w swojej misji rozważali temat cierpienia. To Matka Teresa i o. Pio. W jednym wywiadzie zapytano Matkę Teresę o to, co powiedziałaby osobie, która wiele wycierpiała. „Ofiaruj swoje cierpienie Jezusowi” – odpowiedziała wówczas zakonnica. „A jeśli ta osoba nie zna Jezusa? Nie wierzy?” – pytano ją dalej. „Powiedziałabym to samo. Jeśli nawet nie znasz Jezusa, to on zna ciebie. Nie ma innego wyjaśnienia dla cierpienia” – mówiła Matka Teresa.
A siostra Emmanuel przypominała słowa Maryi: „Cierpienie przeżywane bez Jezusa prowadzi do rozpaczy”. Z kolei ojciec Pio mówił kiedyś: „Niewielu chce nieść krzyż jak Jezus. Dramatem ludzkości jest cierpienie, które nie jest ofiarowane Panu Jezusowi”.
Kropla wody do wina
Siostra objaśniła jeszcze jedną ważną rzecz. Podczas mszy świętej jest taki szczególny czas, którego na co dzień możemy nie dostrzegać. To moment ofiarowania darów na początku Liturgii Eucharystycznej. To nie jest „tylko” czas ofiarowania chleba i wina, które później przeistoczą się w Ciało i Krew Chrystusa. Warto zwrócić uwagę, że w tym czasie podczas ofiarowania, kapłan wlewa wino do kielicha i dodaje do niego kroplę wody. – Ta kropla wody reprezentuje moją ofiarę, moją własną osobę, moją pracę, radość, wiarę, ale i cierpienia, cierpienia moje, bliskich, rodziny, całego świata. W tej kropli mogę zawrzeć wszystko – podkreśla z radością w głosie siostra Emmanuel. I dodaje coś, czego też na co dzień możemy sobie nie uświadamiać:
„Gdy ta kropla zostanie dodana do wina, to już nie można jej wyjąć, oddzielić, jest już zmieszana. A to wino staje się przecież krwią Chrystusa. Wtedy moja ofiara staje się mocna, znacząca”
Wino przemienione w krew ofiarowane jest Ojcu Niebieskiemu. – Wtedy moją ofiarę, moje cierpienia otrzymuje Bóg Ojciec. Ojciec widzi swojego syna, swoją córkę, którzy składają ofiarę. Ołtarz jest jak Golgota. Ojciec jest tak głęboko poruszony tą ofiarą, że zlewa wtedy na ziemię całe zdroje łask swojego miłosierdzia – opowiada siostra Emmanuel. A Matka Boża – też ta z Medjugorje, z którego pochodzi siostra – mówi do nas: „Jezus musi znaleźć się w centrum naszego życia”.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |