fot. PAP/EPA/MARTIN DIVISEK

Siostry bazylianki z Zaporoża wytrwale pomagają miejscowej ludności

Było i jest pewne niebezpieczeństwo, ale dopóki mamy jak pomagać, to postanowiłyśmy tutaj zostać – wskazuje o sytuacji w Zaporożu jedna z posługujących tam bazylianek, s. Lukija Muraszko OSBM.

Zakonnica wskazuje w wywiadzie dla Radia Watykańskiego, jak miasto pozostaje wypełnione ludźmi, ponieważ stanowi ostatni punkt przed terenami przyfrontowymi. Podkreśla, że przeżyć, zarówno tam, jak i w innych, jeszcze bardziej narażonych miejscach, stanowi stale utrzymująca się wzajemna solidarność.

Pociski przelatują tam nad głowami ludzi

Jak zaznacza s. Muraszko, wsparcie, w jakim z innymi bazyliankami ona pośredniczy, dotyczy samego miasta Zaporoża, ale nie tylko. „Na przykład czasem jeździmy w stronę Orichiwa, m.in. do Czerwonego Jaru, gdzie wciąż mieszka ponad dwadzieścioro dzieci” – wskazuje zakonnica. Opowiada, jak pociski przelatują tam nad głowami ludzi, najczęściej skierowane gdzieś dalej. Miejscowi „widzą lecące rakiety, słyszą je każdego dnia. Już rozróżniają wylot i przylot, które są ukraińskie, a które rosyjskie” – podkreśla s. Muraszko.

Jak dodaje, takie życie nie jest proste. Ludzie „mieszkają w piwnicach, w jakichś innych miejscach, tam nocują, świadomi, że prędzej czy później coś może uderzyć ich dom”. Władze nakazują ewakuację, ale miejscowi nie mają dokąd iść. Zakonnica wspomina: „Jedna z kobiet mi mówi: «tutaj my wszyscy to niepełnosprawni i starcy. Dokąd się udamy?»”. S. Muraszko podkreśla również: „dla nich ziemia to wszystko”.

Fot. PAP/EPA/YAKIV LYASHENKO

„Dobrze, że się żyję”

Bazylianka zauważa, że mnóstwo ludzi w wyniku wojny straciło swój dobytek życia. Ich podejście do tej sytuacji jednak z czasem ulega zmianie. „Na początku, kiedy pojechałyśmy do wioski i wróciłyśmy, to niektórzy jeszcze przychodzili i pytali: «Widziałyście tam mój dom? Czy jest cały, są okna? Czy dach stoi?»” – wspomina zakonnica. Dodaje następnie: „A teraz bardziej sobie odpuścili i zaakceptowali sytuację”. Mówi, że wielu teraz myśli następująco: „jak nie ma, to nie ma, dobrze, że się żyję”.

S. Muraszko jako przykład wspomina jedno kazanie na Zwiastowanie. Ksiądz wtedy pytał, odnosząc się do nazywania Maryi „błogosławioną między niewiastami”: „Kiedy my jesteśmy błogosławieni? Co dla nas stanowi błogosławieństwo?”. Kapłan szukał następnie odpowiedzi, jak dobra praca czy dobra rodzina. Wtedy dwie mieszkające tam kobiety z Mariupola, które siedziały z tyłu i słuchały kazania, powiedziały: „Cóż, jesteśmy błogosławieni, ponieważ żyjemy”. „I można sobie uświadomić, że takie proste dwa słowa, a to jest esencja kazania” – zaznacza s. Muraszko.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze