Święta w poznańskim L’Arche: jesteśmy zachwyceni ludzką dobrocią
Często podchodzimy do osób z niepełnosprawnością intelektualną z pewnym lękiem i niezrozumieniem. Są w Poznaniu osoby, które postanowiły z nimi żyć na co dzień. Pokazują, że to ludzie tacy jak my. Postanowiłem ich odwiedzić i zobaczyć, jak przygotowują się do nadchodzących świąt Bożego Narodzenia.
L’Arche, czyli w języku polskim Arka, założona została we Francji w latach 60. ub. w. W Poznaniu działa od 1994 r. Obecnie działają w naszym mieście dwa Domy, w których mieszka 10 osób z niepełnosprawnością intelektualną wraz z asystentami. Jest to miejsce, które działa niejako w ukryciu i nie pojawia się raczej na pierwszym stronach gazet, a przecież dzieło to wymaga wielu wysiłków i poświęcenia.
Niepozorny dom pełen ciepła
Udało mi się przyjechać do Domu L’Arche przy ulicy Żytniej w Poznaniu zaraz przed świętami Bożego Narodzenia. Dom wydaje się być niepozorny. Jest to mały dwupiętrowy budynek, który nie przykuwa uwagi. Kryje w sobie jednak atmosferę pełną ciepła, która daje o sobie znać od razu po wejściu do środka. W drzwiach przywitała mnie Krysia, jedna z mieszkanek ośrodka. Z dumą pokazała mi ona salon i nowe pianino, na którym uczy się grać. Przy długim stole stoi przyozdobiona choinka. Wokół wiszą obrazy, malowane przez podopiecznych oraz przyjaciół L’Arche, a także cekiny, które robi jednak z mieszkanek. Jeden z malunków przedstawia krowy i zwierzęta. To dzieło Bartka, który interesuje się fauną świata, szczególnie tą bardziej egzotyczną. Przed kilkoma laty pojechał nawet z dwoma asystentami na wymarzoną wycieczkę do Kenii. – Widziałem lwy na żywo – mówi z dumą Bartek, pokazując mi najnowsze albumy ze zwierzętami, jakie właśnie dostał. Wszystkie dotyczyły jego ukochanej Afryki. Bardzo ucieszył się na wieść, że przyjdzie dziennikarz z portalu misyjne.pl, ponieważ nazwa przywołuje mu od razu ten kontynent. Czuję się zaszczycony, ponieważ Bartek zaprosił mnie także do swojego pokoju na oglądanie olbrzymiej kolekcji figurek dinozaurów i zwierząt.
>>> Bóg się rodzi, gdy jesteśmy razem. O wigilijnym spotkaniu Caritas z Ukraińcami
– Wycieczka do Afryki mogła zostać zrealizowana dzięki pomocy wielu dobrych ludzi – powiedziała Ola Jastrząbek, która wraz z mężem-asystentem, jest zaangażowana w L’Arche. To uśmiechnięta i pełna energii młoda kobieta, która wyraźnie cieszy się tym, co robi. Związana jest z L’Arche już ponad 5 lat, a angażuje się mocniej od prawie 2. Obecnie zajmuje się między innymi zbieraniem funduszy. Potrzeby są ogromne. Utrzymanie jednego mieszkańca z niepełnosprawnością intelektualnego kosztuje nawet 15 tys. zł. miesięcznie. Domy potrzebują także pilnych remontów. Po ponad 20 latach to normalne, że budynki niszczeją. Niektóre na szczęście udało się zrealizować w mijającym roku. – Obecnie doskwiera nam ograniczony dostęp do regularnej opieki psychologa czy fizjoterapeuty – dodaje Ola.
Wolontariusze odwiedzają także osoby spoza L’Arche. Wciąż jednak pomoc finansowa dla takich ludzi jest zbyt mała. Czasem brakuje, by wyjechać gdzieś na wakacje, czy mieć czas na pobycie samemu. Dla rodziców, których dziecko jest niepełnosprawne, trud nie kończy się po kilku latach, lecz trwa całe dekady.
Adwentowy Przyjaciel
W Domu panuje już świąteczna atmosfera. Jedna z mieszkanek, Kasia, robi właśnie wianki. Zastanawiałem się, jak wyglądają święta w Arce. – Jak najbardziej domowo – podkreśla Ola. – Niektórzy asystenci oraz wolontariusze decydują się, by zamieszkać na czas Bożego Narodzenia w L’Arche. Przychodzą także nasi wolontariusze i przyjaciele. Warto dodać, że nasze dwa Domy w Poznaniu to jedna rodzina. W tym roku Wigilię będziemy przeżywać wszyscy razem, choć w poprzednich latach celebrowaliśmy ją osobno.
Każdy ma swoją funkcję do wykonania przed świętami, swoistą ulubioną misję. Bartek na przykład jest specjalistą od robienia makiełek. W Domu L’Arche przygotowania do świąt trwają jednak już intensywnie od początki Adwentu. Bardzo istotną rolę odgrywa tutaj „Adwentowy przyjaciel”. To osoba, którą się losuje, a potem szczególnie dba o nią przez cały okres Adwentu. T0 może być modlitwa, więcej rozmów, jakieś małe prezenciki, i generalnie drobne gesty życiowości i przyjaźni. Wszystko odbywa się w pewnym sekrecie. Mieszkańcy zazwyczaj nie wiedzą, kto ich wylosował, Wydaje mi się, że to najlepsze przygotowanie do Bożego Narodzenia!
>>> Boże Narodzenie dla bezdomnych kobiet jest pełne tęsknoty i wspomnień [ROZMOWA]
– Bardzo miłe jest, że wiele osób w okresie przedświątecznym pomaga nam w sposób wyjątkowy – zaznacza z radością Ola – Całe szkoły robią dla nas zbiórki, na przykład jedzenia. Są osoby, które kupują dla podopiecznych prezent dedykowany. Pytamy o wymarzony prezent mieszkańców i nasi darczyńcy go przygotowują. Robią to naprawdę z oddaniem. Byłam naprawdę poruszona, gdy jedna pani zadzwoniła, by powiedzieć, że przeszukała dwa centra handlowe, by poszukać specjalnych korali dla Kasi. Udało się znaleźć alternatywę. Pokazuje to jednak, że ci ludzie robią to z wielkim oddaniem i poświęcają na to nieraz sporo czasu. Są takie osoby, które od ponad 20 lat nas wspierają – czy to asystenci czy darczyńcy. Czasem przez lata przelewają nam na przykład 20 zł. miesięcznie. To piękna wierność w długiej perspektywie – przyznaje Ola.
Marek, od którego wszystko się zaczęło
Nad kominkiem w głównym salonie wisi portret Marka. To jeden z mieszkańców, który zmarł w grudniu. Jeździł na wózku i posiadał więcej sił i zapału niż wiele osób pełnosprawnych. Interesował się tym, co militarne. – Zawsze zapraszał wszystkich na wspólne oglądanie filmów akcji – wspomina Ola. – Nagle ten żywotny, rozgadany i lubiący żartować mężczyzna stracił siły. Leżał całymi dniami w łóżku i mówił coraz mniej, ale przyjmował chętnie licznych przyjaciół, którzy tłumnie chcieli go odwiedzać. Jedna z osób zamieszkała specjalnie na czas jego choroby w Arce, by niemal całą dobę trwać przy nim i zajmować się nim – dodaje. Gdy wchodziłem do ośrodka, to niektórzy z mieszkańców właśnie zbierali się, by pojechać na mszę św. w jego intencji poza Poznaniem. Marek to, można rzec, legenda Arki w Poznaniu. Sam często lubił mawiać, że to on ją zaczynał w stolicy Wielkopolski. Rzeczywiście, mieszkał w L’Arche ponad 26 lat. Ala Nawrocka, asystentka, która otwierała pierwszy Dom w Poznaniu, spotkała Marka w przepełnionym Domu Pomocy Społecznej, gdzie na 80 dostępnym miejsc, zajętych było aż 160. Wszystkie dzieci bawiły się. Tylko dwóch nastoletnich chłopaków, Marek i jego kolega Robert, siedziało smutnych osobno w kącie. Pani Ala stwierdziła, że coś chce dla nich zrobić i rozpoczęła wraz z nimi Arkę w Poznaniu.
Warto dodać, że zrobili to wspólnie. W Domach bowiem wszyscy są jedną wspólnotą i razem podejmują ważne decyzje. Osoby niepełnosprawne intelektualnie nie są traktowane w żaden sposób gorzej lub protekcjonalnie. – Czasami ludzie z niepełnosprawnością intelektualną spotykają się z pewnym lękiem u innych osób, które nie wiedzą, czego się spodziewać, i jak się zachować – tłumaczy Ola. – Często zaczyna się do nich mówić jak do małych dzieci, a przecież nieraz są to osoby starsze i bardziej doświadczone życiowo od swoich rozmówców. Artur, na przykład, jest wspaniałym gospodarzem, robi świetną kawę i potrafi dobrze zadbać o dom. Czasem czuję przy nim, że nie jestem tak dobrą gospodynią! W żaden sposób oczywiście nie oceniam ludzi „z zewnątrz”. Rozumiem, że jeśli ktoś nie ma na co dzień do czynienia z takimi osobami, to może wielu rzeczy nie wiedzieć. Natomiast tutaj traktujemy siebie w wielką godnością i szacunkiem – podsumowuje.
>>> Mąka, woda i delikatność – przepis na najlepsze opłatki [REPORTAŻ]
Wspólnie pokonywać przeciwności
Przed paroma laty Arka na całym świecie przeszła ciężką próbę. Śledztwo, które zleciła sama L’Arche, wykazało, że jej założyciel Jean Varnier wykorzystywał seksualnie sześć kobiet. Dla wielu osób był to szok, szczególnie tych, które znały go osobiście. Był to zawsze skromny i życzliwy człowiek. – Było to dla nas bardzo trudne doświadczenie – wspomina Ola. – Przestaliśmy nawet czytać jego książki. Jest w nich oczywiście wiele dobra, ale ciężko tak korzystać z nich po tym wszystkim. Nie należy też milczeć o tych sprawach, lecz mówić o tym otwarcie. Na szczęście nasi przyjaciele nie odwrócili się od nas. Nasz wieloletni przyjaciel, bp Damian Bryl, zebrał nas razem, by porozmawiać, co czujemy i jak to przeżywamy. Dla mnie osobiście również Arka to są przede wszystkim ci ludzie tutaj w Poznaniu, z którymi jestem na co dzień. Między nami nic się nie zmieniło. Nasze przyjaźnie pozostały takie same. To atmosfera i wzajemne relacje tworzą L’Arche – powiedziała z naciskiem.
>>> Jak wygląda wigilia w zakonach?
Dla LArche w Poznaniu trudne było także doświadczenie pandemii. – Przed koronawirusem nasze Domy były zawsze otwarte i pełne gości – wyjaśnia Ola. – Gdy pojawił się wirus, zamknęliśmy niemal całkowicie. Wraz z mężem przebywaliśmy jedynie w naszym mieszkaniu oraz w Domu L’Arche. Poza tym nie wychodziliśmy nawet do sklepu. Obecnie jednak sytuacja się już trochę zmieniła. Wiemy więcej o tej chorobie i prawie wszyscy jesteśmy tutaj zaszczepieni – dodaje z otuchą.
L’Arche pokazuje, że silna wspólnota potrafi przetrwać wszystko. Wydaje się truizmem, że ważne jest mieć wokół siebie dobrych ludzi i szczerych przyjaciół. Trzeba o tym jednak nieustannie przypominać. L’Arche poszukuje wciąż nowych asystentów i wolontariuszy. – Jeśli ktoś jest zainteresowany, zapraszamy do nas na kawę. Poznajmy się – zaprasza Ola.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |