fot. cathopic

Szybki różaniec, jeszcze szybsza adoracja  [FELIETON] 

Żyjemy w czasach wyścigowych. Sztuką jest robienie wyłącznie jednej rzeczy w danym momencie. A gdy chcemy oddać Bogu swój czas – to czy też dzielimy go na coś jeszcze? 

Lubię od czasu do czasu ominąć supermarket i przejść się pasażem handlowym pamiętającym czasy komuny. Zawsze polecone zostaną mi wówczas najsmaczniejsze owoce sezonowe, pochwalona zostanie moja sukienka, a w kolejce zdobędę kolejny przepis na ciasto, z którego nigdy nie wychodzi zakalec. Decyduję się jednak na tę miłą podróż w czasie tylko „od czasu do czasu”, bo zwykle wbiegam do najdłużej czynnego marketu, łapię promocyjne produkty i, słuchając na słuchawkach podkastu w tempie dwa i pół, lecę do kasy samoobsługowej, by zdążyć jeszcze wykonać tego wieczoru kilka niecierpiących zwłoki spraw. 

(Nie)cierpiąca zwłoka 

Bo jeśli nie wykonam wszystkiego, co sobie zaplanowałam, to co się stanie? Żyjemy w czasach wyścigowych. Sztuką jest brak pośpiechu, choć niektórzy próbują się już uczyć robienia wyłącznie jednej rzeczy w danym momencie. Nieustanna presja ścigających się deadline’ów nie wpływa pozytywnie ani na nasze zdrowie psychiczne, ani na życie rodzinne czy społeczne. Bo jak odpocząć, szpikując się jednocześnie milionem bodźców ze scrollowanej właśnie tablicy Facebooka? 

Zwolnić, by szukać absolutnej ciszy w ciągu pełnego spotkań, obowiązków i bodźcujących wykrzykników dnia, to piękne i trudne zadanie, które jest procesem. Szczególnie trudno zbilansować tempo w sprawach, na których szczególnie nam zależy. Może właśnie dlatego tak trudno jest złapać oddech w życiu religijnym. 

>>> Do psychoterapeuty czy do egzorcysty? [FELIETON]

Świadomie zmarnować czas 

Tempo szybkiego, radykalnego ewangelizowania siebie i całego świata jest typowe dla neofitów. Ks. Krzysztof Grzywocz w książce pt. „Patologia duchowości” pisał, że dojrzali ludzie dają sobie czas. Wraz ze wzrostem duchowym i poprzestaniem opierania swej wiary na emocjach, opada co prawda pierwszy zapał, ale jest to ważny czas szukania balansu przeżyć, aktywności z ciszą, Pismem. I walki o modlitwę, nawet gdy się bardzo nie chce. 

Gorzej, jeśli tę emocjonalność wiary w sobie wciąż pielęgnujemy, nie dając przestrzeni na modlitwę w ciszy czy na wsłuchanie się w słowo Boże. Nieraz łatwiej zaangażować się w widzialne życie parafii czy innej wspólnoty, niż dać Bogu przestrzeń mówienia i otworzyć przed Nim słuchające serce. Szybki różaniec, jeszcze szybsza adoracja, a przecież to są modlitwy kontemplacyjne, w których właśnie chodzi o „zmarnowanie” czasu dla Boga. 

fot. EPA/BILAWAL ARBAB

Wiara rodzi się ze słuchania  

Aby mieć siły na cały dzień, należy się wyspać, zjeść śniadanie i dopiero wtedy podbijać świat, czasem przez stawianie czoła szarej rzeczywistości. Aby ewangelizować – czy to słowem, czy zwykłym, codziennym przykładem – trzeba spotkać Boga i trwać z Nim w osobowej relacji. Znaleźć czas, by pielęgnować tę indywidualną i intymną więź. 

Św. Paweł pisze, że wiara rodzi się ze słuchania (Rz 10,17), nie wspomina nic w dalszym ciągu zdania, że też z organizowania kolejnych spotkań wspólnotowych. Także w jego przypadku ewangelizację rozpoczęło wydarzenie pod Damaszkiem. I choć wychodzenie z inicjatywami religijnymi też jest bardzo cenne, zawsze musi to być skutek spotkania. 

>>> Cudze pobożności chwalicie, swoich nie znacie  [FELIETON] 

Marto, Marto, troszczysz się o tak wiele… 

Ewangelista Łukasz, opisując jedną z najbardziej feministycznych scen w starożytnych źródłach, czyli odwiedziny Jezusa u Marty i Marii, akcentuje różne „cząstki”, które kobiety wybierają. Podczas, gdy Marta krząta się przy stole, zasłuchana Maria „u stóp” Jezusa wybiera „lepszą” cząstkę, ale wciąż tylko cząstkę. Chrześcijanin powinien łączyć obie te części. Z postawy Marii musi wynikać postawa Marty. 

W dobie konsumpcjonizmu, objawiającego się w niemal każdej dziedzinie życia, niełatwo zrezygnować choćby z krótkiej chwili na to, by zanurzyć się w ciszy. Wszelkie aktywności religijne powinny być jednak w niej zakorzenione, jako skutek spotkania, nie zaś motor napędowy dla życia duchowego. Warto gospodarować sobie czas w codzienności na „łapanie oddechu” – także na spokojne, świadome słuchanie Pana, gdyż z tego rodzi się wiara.  

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze