fot. EPA/Peter Komka

U2, Beatlesi i Jezus – czyli o Adwencie

Adwent to nie bierne siedzenie z założonymi rękami. Mamy oczekiwać aktywnie, stąd często pojawia się motyw prostowania, przygotowywania drogi dla Pana – pisze na początku Adwentu Wojciech Trzcieliński OMI.

Koncert. Tłumy fanów czekają na pojawienie się gwiazdy wieczoru. Z minuty na minutę napięcie rośnie. Przygasają światła. Słychać zapowiedź. Emocje sięgają zenitu i wybuchają wraz z pojawieniem się długo oczekiwanego idola. Myślę, że w ten sposób można oddać charakter Adwentu. Wiadomo, że każdy przykład kuleje, a U2 czy Beatlesi przy Panu Jezusie wypadają blado, ale to porównanie z koncertem może nam wiele pokazać.

Oczekiwanie bez ram czasowych

Klasyczna definicja Adwentu mówi, że to czas radosnego oczekiwania na przyjście Pana. Zauważmy, że nie doprecyzowano, o jakie przyjście chodzi. Oczywiście, mamy w perspektywie święta Narodzenia Pańskiego. Ale to nie jedyny cel Adwentu. Jezus przyjdzie jeszcze raz na końcu czasów. Nie znamy daty powrotu Pana. Dlatego trudno to oczekiwanie zamknąć w jakichkolwiek ramach czasowych. Ono rozciąga się na całe nasze życie. Kolejne dni i tygodnie liturgicznego Adwentu mają nam o tym przypominać.

>>> Po co są rekolekcje adwentowe?

Źródła Adwentu

Skąd wziął się Adwent? Odpowiedź jest potrójna. Po pierwsze: historyczna. W czasach Imperium Rzymskiego przed przyjeżdżającym do miasta cezarem lub wysokim urzędnikiem biegł posłaniec wołający adventus – „zbliża się, nadchodzi”. Był to znak, by wyjść na ulicę i witać przybysza. Adwent ma też tło liturgiczne sięgające IV w. (Galia i Hiszpania) oraz VI w. (Rzym). W pierwszym przypadku był ascetycznym przygotowaniem na paruzję, w drugim radosnym wyczekiwaniem Bożego Narodzenia. Jest jeszcze perspektywa biblijna. Równocześnie z wygnaniem z raju Adam i Ewa otrzymują obietnicę zwycięstwa potomka niewiasty nad złem (Rdz 3,15). To wyczekiwanie podtrzymywane przez kolejne obietnice i prorockie zapowiedzi wypełniło się w osobie Jezusa z Nazaretu. Wniebowstępujący Jezus obiecuje, że powróci. Trwa więc dalsze oczekiwanie na jego przyjście. Pięknie mówi o tym księga Apokalipsy: „A Duch i Oblubienica mówią: «Przyjdź!». A kto słyszy, niech powie: «Przyjdź!».  (…) Mówi Ten, który o tym świadczy: «Zaiste, przyjdę niebawem». Amen. Przyjdź, Panie Jezu!” (Ap 22, 17.20). Te trzy źródła Adwentu nakładają się na siebie i razem dają to, co aktualnie przeżywamy.

fot. EPA/VATICAN MEDIA

Oczekiwanie na przyjście

Jak zbudowany jest ten czas? Adwent rozpoczyna się w niedzielę najbliższą 30 listopada i trwa do 24 grudnia wieczorem. Ma cztery niedziele, co niekoniecznie równa się czterem tygodniom (w tym roku są to trzy tygodnie). Składa się z dwóch części. Tematyką pierwszej, dłuższej części jest oczekiwanie na paruzję, czyli przyjście Jezusa na końcu czasów. Ta część Adwentu, trwająca od początku do 17 grudnia, ma nam uświadomić, że koniec świata to nie wielki i tragiczny kataklizm, ale spotkanie z wyczekiwanym i wytęsknionym Jezusem. On przyjdzie, by już na wieki być z nami. To będzie taki wieczny koncert pełen radości, śpiewu i bliskości Tego, na którego czekamy.

Właśnie obietnica bliskości Jezusa nadaje temu okresowi charakter radosny. Choć Adwent nie jest stricte czasem pokutnym, to jednak zawiera tego typu elementy (fioletowy kolor, brak hymnu Gloria). Śpiewamy jednak radosne Alleluja, które w Wielkim Poście zanika.

O tym, że drugie przyjście Pana jest pewne ma przypominać nam Boże Narodzenie. Przez ostatni tydzień Adwentu czytamy i rozważamy prorockie zapowiedzi bezpośrednio wskazujące na narodziny Jezusa. One się wypełniły. Bóg jest wierny i prawdomówny. Tak jak przyszedł pierwszy raz, tak powróci.

>>> Dlaczego Adwent w liturgii dzieli się na dwie części?

Już i jeszcze nie

Adwent to nie bierne siedzenie z założonymi rękami. Mamy oczekiwać aktywnie, stąd często pojawia się motyw prostowania, przygotowywania drogi dla Pana. Tu znowu nawiązanie do koncertu. Niewielu, o ile ktokolwiek, przychodzi nań z marszu. Trzeba kupić bilet, odpowiednio się ubrać. Czasami już w drodze nuci się ulubione utwory. Tak samo aktywne ma być czekanie na Jezusa. Dlatego warto zrobić sobie dobre postanowienie. Może nie kojarzy się to z radością, ale na pewno pomaga.

Dobrą przewodniczką przez Adwent jest Maryja. Ona jako pierwsza aktywnie czekała na narodzenie Jezusa. Jej ciąża to szczególny adwent. Czuwamy z Nią, przygotowujemy się i czekamy. Takim momentem są roraty – msza o Matce Bożej odprawiana w Adwencie. Ich oprawa jest szczególnie piękna w Polsce. Znakiem Maryi jest świeca – roratka. My przynosimy lampiony czy świece. Ostatnio papież Franciszek posłużył się obrazem koncertu i tysięcy zapalonych w smartfonach latarek, którymi macha się w rytm muzyki. Zachęcał w ten sposób, by być dla innych światłem nadziei. Zapalone roratnie lampiony są właśnie takim znakiem naszej nadziei, oczekiwania i przywoływania Jezusa do nas.

>>> Rozpoczął się adwent – nowy rok liturgiczny i oczekiwanie na przyjście Zbawcy

Znamy ostatnią myśl z koncertu. Znamy ulubione utwory, nucimy je pod nosem. Teraz czekamy, by zaśpiewać je razem z naszym idolem i z innymi. Od pierwszych wieków Kościołowi towarzyszy wołanie Maranatha! Tłumaczy się je jako „Przyjdź, Panie!” lub „Pan przyszedł”. To jest Adwent – zawieszenie między już i jeszcze nie. W tym znaczeniu rozciąga się na całe nasze życie.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze