Zdjęcie poglądowe, fot. PAP/Jakub Kaczmarczyk

W tym miejscu zaczyna się „polskie” życie uchodźców z Ukrainy 

Polskie dworce kolejowe i autobusowe stały się w ostatnich dniach miejscami, w którym uchodźcy z Ukrainy zaczynają życie w Polsce. Jedni z nich mają nadzieję, że szybko będą mogli wrócić w drogę powrotną do ojczyzny. Drudzy mają świadomość, że wojna w Ukrainie może potrwać dłużej, dlatego dworce traktują jako punkt przesiadkowy. Jadą w inne regiony Polski, niektórzy za granicę (najczęściej do Niemiec).  

Na dworcach system pomocy opiera się przede wszystkim na pracy wolontariuszy. To oni podają jedzenie, wodę, to oni troszczą się o podstawowe potrzeby uchodźców. Podkreślają, że coraz więcej z nich przyjeżdża do Polski bez ostatecznego celu swojej podróży. Na początku fali migracyjnej ze wschodu większość uchodźców wiedziała dokąd jedzie: do rodziny, znajomych. Mieli adres i zmierzali do określonego celu. Teraz większość z nich przyjeżdża do Polski i liczy na pomoc państwa. Wyzwania stojące przed naszym krajem są więc coraz poważniejsze. Według piątkowych danych Straży Granicznej do Polski przyjechało już ponad 1,5 milionów Ukraińców.  

fot. PAP/Łukasz Gągulski

Pizza. Na grubym cieście  

Wolontariusze starają się, by pierwsze chwile Ukraińców w Polsce były komfortowe. Wolontariuszami są najczęściej zwykli mieszkańcy, którzy postanowili poświęcić swój wolny czas na pomoc uchodźcom. Niektórzy biorą nawet w tym celu urlop w pracy. Ochotnikami są też strażacy czy żołnierze Wojsk Obrony Terytorialnej – choć akurat na warszawskich dworcach nie ma ich wielu. Kilka dni temu na parkingu przed Dworcem Warszawa Centralna stanął ogrzewany namiot. Można w nim zjeść ciepły posiłek. Dzięki temu ludzie z posiłkami w ręku nie tłoczą się już w dworcowej hali. Mimo wszystko jednak – praktycznie przez całą dobę – tłum jest tam spory.  

>>> Wolontariuszka: pomoc na granicy z Ukrainą to pomoc 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu [ROZMOWA]

fot. PAP/Jakub Kaczmarczyk

Pracujący na dworcach wolontariusze apelują, by państwo (czyli służby wojewody) wzięło na siebie zadanie dostarczania jedzenia do tych miejsc. Do tej pory bowiem zapewnienie wyżywienia leży wyłącznie na ich barkach. A wyżywienie kilkuset, a nawet kilku tysięcy ludzi każdej doby to nie lada wyzwanie. Pomagają im warszawiacy, którzy przynoszą jedzenie na dworzec. Pomagają też restauratorzy, którzy za słowo „dziękuję” przywożą ciepłe posiłki. Nie wiadomo jednak, jak długo potrwa ta spontaniczna pomoc. A pociągi i autokary z Ukrainy przyjeżdżają każdego dnia. Fala migracyjna nie zmniejsza się, wręcz przeciwnie.  

Bryan i Zachary, fot. Maciej Kluczka

Na Dworcu Wschodnim spotkałem Bryana i Zachary’ego. Bryan jest Amerykaninem, który mieszka w Polsce. Razem z synem przyniósł kartony z pizzą. – Jestem ze Stanów Zjednoczonych, mieszkam w Warszawie. Postanowiliśmy przyjechać i pomóc, bo wiedzieliśmy, że przyjeżdżają tu Ukraińcy. Jestem bardzo dumny z Polaków. Nie siedzą, tylko działają – mówi Bryan. Pizza? Oczywiście po amerykańsku, na grubym cieście.  

Najważniejsza – informacja i koordynacja  

Agnieszka, która spontanicznie została wolontariuszką, podkreśla za to, że warto najpierw zorientować się u ochotników, które produkty są im w danej chwili najbardziej potrzebne. Na dworcach są wydzielone przestrzenie ciszy, z których korzystają szczególnie matki z dziećmi. Wolontariusze obsługujący te miejsca w pierwszej kolejności muszą zadbać o jedzenie dla małych dzieci, pieluchy i kosmetyki. – Pracujemy nad tym, by udzielana przez nas pomoc była jak najlepiej skoordynowana. By nie marnować jedzenia, by nie marnować naszych sił. Przydałaby się odgórna koordynacja, ale na razie żadna ze służb się za to nie zabrała – dodaje Agnieszka.  

Wolontariusze pracujący na dworcu wschodnim w Warszawie, fot. Maciej Kluczka

Obok miejsc, w których można zjeść istotny na dworcu jest też punkt informacyjny. Ludzie pytają w nim o dalszą podróż lub o to, gdzie w Warszawie znajdą dach nad głową. Można tez otrzymać wsparcie psychologiczne i medyczne. Z tym jednak od początku były problemy. Na Dworcu Zachodnim – dokąd codziennie przyjeżdżają autokary z Ukrainy – przez pierwsze dni brakowało stałego dyżuru ratownika medycznego. Doszło do kryzysowej sytuacji. Kobieta w ciąży, która bardzo źle się czuła musiała czekać na przyjazd karetki. Teraz sytuacja się poprawiła. Wojewoda oraz miasto zapewnili tam stałą obecność osoby wykwalifikowanej do udzielania pierwszej pomocy. Taki punkt od początku działał też na Dworcu Wschodnim, choć na początku był bardzo prowizoryczny, stworzony ze studentów pielęgniarstwa czy ratownictwa medycznego. Na pewno jednak dawał podróżującym uchodźcom poczucie bezpieczeństwa. Można tam było uzyskać pierwszą pomoc czy zmienić opatrunek po długiej podróży. – Chcemy im pomóc, by mogli kontynuować podróż w większym komforcie higienicznym i w bezpieczeństwie – mówili studenci.  

fot. Maciej Kluczka

Karton z ukraińskim powitaniem  

Wolontariusze oraz zwykli warszawiacy nie zapominają także o dzieciach, które przyjeżdżają z Ukrainy. Na Dworcu Wschodnim spotkałem ojca z córkami, które należą do Związku Harcerstwa Polskiego. – Przyjechaliśmy z pomocą dla dzieci. Dzieci chciały dać coś swoim rówieśnikom. Przywieźliśmy napoje, przekąski, misie, maskotki. Chcemy już na samym początku sprawić dzieciom małą przyjemność. Widać, że dla nich to bardzo ważne. Potrafią cieszyć się z najmniejszych drobiazgów, takich jak kolorowanka i kredki – mówi Artur. Dodaje, że mieli już kontakt z kobietami ze Lwowa, które pięć godzin stały na ukraińsko-polskiej granicy. – To przejmujące rozmowy. Ci ludzie stanęli twarzą w twarz z okrucieństwem wojny – dodaje.  

>>> Lwów: międzyreligijna modlitwa o pokój z udziałem papieskiego wysłannika

fot. Maciej Kluczka

Chwilę później spotkałem studentów, którzy na dworcu czekali na uchodźców, by potem zabrać ich na swoją uczelnię. Tam są rejestrowani i we współpracy z Ukraińskim Domem w Warszawie organizowane są dla nich noclegi. – Byliśmy na dworcu już wcześnie rano, jesteśmy ponownie późnym wieczorem. Wszystkim oczywiście nie pomożemy, ale chcemy zrobić tyle, ile możemy – opowiadają. Wśród ludzi czekających na dworcu z kartonami i napisami: „Mogę pomóc”, „Mam nocleg” spotkałem Olenę, Ukrainkę. W Warszawie miesza od 10 lat. – Czekam na ludzi, którzy mają przyjechać pociągiem. Nie mam kontaktu z kimś konkretnym. Przyjechaliśmy z mężem, samochodem. Chcemy pomóc tym, którzy nie mają tu znajomych czy rodziny – podkreśla. Dodaje, że udało jej się ewakuować z Kijowa mamę i siostry. – Niedługo do nas przyjadą. Szukamy dla nich pomocy. Pod swój dach ich jednak przyjąć nie możemy, wynajmujemy małe mieszkanie, w którym i tak mieszka już 10 osób. Dlatego już teraz szukamy dla nich noclegu przez różne organizacje – mówi.  

fot. Maciej Kluczka

Potrzebny system relokacji  

Samorząd warszawski apeluje do rządu, by jak najszybciej stworzyć system pomocy. – Szacujemy, że do Warszawy, choćby przejazdem, dotarło do tej pory około 300 tys. ludzi! A to dopiero początek – informował w czwartek prezydent stolicy Rafał Trzaskowski. I podkreśla, że „czas pomocy serc musi się skończyć, potrzebny jest skoordynowany system na poziomie kraju”. Sytuacja w punktach recepcyjnych dla uchodźców w stolicy wciąż jest bardzo trudna. W rozmowie z misyjne.pl wiceprezydent stolicy Aldona Machnowska-Góra podkreśla, że mieszkańcy Warszawy zareagowali spontanicznie, z dobroci serca. – Wielu z nich zarejestrowało się na portalu „Ochotnicy warszawscy”. Zgłosiły się setki ludzi, którzy przyjęli pod swój dach Ukraińców – podkreśla. Warszawa zorganizowała też zbiórkę na prośbę mera Kijowa. Wiceprezydent dodaje jednak, że czas najwyższy na stworzenie dużego miasteczka dla gości z Ukrainy. Wojewoda otworzył miejsce noclegowe w warszawskiej hali Torwar oraz w podwarszawskim Nadarzynie. Jednak na Torwarze sytuacja szybko stała się bardzo trudna. Koordynatorka wolontariuszy alarmuje, że brakuje środków finansowych m.in. na leki czy pożywienie. Punktowała władze również za to, że nie są w stanie dostarczyć podstawowych środków higieny czy maseczek i płynów do dezynfekcji. Doszło też już do wybuchu ogniska koronawirusa, bo Ukraińcy nie są testowani, a większość z nich nie jest też zaszczepiona – wyszczepienie Ukraińców jest na bardzo niskim poziomie (około 30% populacji). To zresztą kolejne ważne zadanie dla służb państwowych.  

>>> Wciąż możemy się uśmiechać [FELIETON]

fot. PAP/Mateusz Marek

Warszawa apeluje też do rządu, by stworzyć system relokacji uchodźców. Wielu z nich chce się zatrzymać w stolicy, bo liczy że właśnie tutaj są najlepsze szanse na bezpieczne życie. Samorządowcy i eksperci ds. migracji podkreślają jednak, że już niedługo paradoksalnie w dużych miastach będzie o to najtrudniej. A miejsce w szkole dla dziecka czy pracę dla osób dorosłych łatwiej będzie można znaleźć w mniejszych miejscowościach. Trzeba o tym z uchodźcami rozmawiać i skutecznie ich do tego przekonywać. 

Restauratorzy i właściciele barów postanowili z własnej woli wspomóc wolontariuszy na dworcach i przywożą im ciepłe posiłki, fot. PAP/Marcin Obara

Warszawiacy, którzy przychodzą na dworce i przekazują dary sami podkreślają, że czas na coraz bardziej systemową pomoc uchodźcom. Marek przyniósł kanapki, wspiera też finansowo organizacje, które profesjonalnie zajmują się pomocą Ukraińcom. – Mam wielu znajomych, którzy albo mieszkają w Ukrainie, albo mieszkają na Podkarpaciu i tam organizują pomoc. To sąsiedzka pomoc, organizują noclegi i wyżywienie. Staram się ich regularnie wspierać finansowo. Chciałem, żeby to nie była pomoc zrzucana gdzieś spadochronem, ale skonkretyzowana, dostarczana w miejsce, w którym jest najbardziej potrzebna – tłumaczy. I dodaje, że taki jest wymóg chwili – Ukraina walczy o przetrwanie, a ich organizacja i wola walki sprawiają, iż nie można ich zostawić bez pomocy.  

fot. PAP/Marcin Obara

Teraz czas na to byśmy i my – Polacy – którzy tak ofiarnie i spontanicznie ruszyliśmy z pomocą Ukraińcom stworzyli dobrze zorganizowany system opieki. Służyć ma temu specustawa, nad którą w trybie pilnym pracuje parlament. Ustawa ma zapewnić Ukraińcom dostęp do części świadczeń socjalnych, ochrony zdrowia, edukacji i rynku pracy. Potrzebna jednak jest przede wszystkim współpraca – samorządu i rządu, administracji centralnej i terenowej. A wolontariusze powinni być ważnym, ale uzupełniającym elementem systemu, a nie jego podstawą. Czas najwyższy.  

Galeria (9 zdjęć)
Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze