Ustronie Morskie, Msza św.

fot. Michał Jóźwiak/Misyjne Drogi

Wakacyjna msza święta [FELIETON] 

Kościół pękał w szwach. Przed świątynią modliło się chyba jeszcze więcej wiernych niż wewnątrz niej. Absolutne tłumy. A to nie było spotkanie z jakimś charyzmatycznym duchownym, a „zwykła” niedzielna msza św. 

Ostatni weekend czerwca. Ustronie Morskie. Niedziela. Wraz z rodziną szukam najbliższego kościoła, żeby móc uczestniczyć w Eucharystii. Za pomocą aplikacji po chwili znajdujemy parafię. W niedziele i uroczystości odprawiane są w niej cztery msze święte. Parkujemy w pobliżu i idziemy w kierunku świątyni. Na ulicach są prawdziwe tłumy – ludzie nie idą na gofra, bo wszystko jest jeszcze pozamykane. Wszyscy kierują się na niedzielną Eucharystię. 

Byliśmy dwadzieścia minut przed rozpoczęciem mszy św., a mimo to kościół był już wypełniony po brzegi. Po brzegi wypełniony był też (naprawdę całkiem spory) teren dookoła świątyni. Jestem przyzwyczajony do tego, że nadmorskie parafie w sezonie są oblegane przez turystów z całej Polski. To oczywiste, że tłok jest w nich spory, ale nie spodziewałem się aż takich widoków. Dużo mówi się przecież o tym, że Polacy coraz mniej chętnie utrzymują jakiekolwiek kontakty z Kościołem. To prawda, a na to zjawisko składa się wiele czynników, których nie będę tutaj roztrząsał. Obserwowanie prawdziwych tłumów w kontekście tych wszystkich doniesień było budujące.

Zdjęciem z tej Eucharystii podzieliłem się w mediach społecznościowych. Pojawiło się sporo komentarzy, które zwracały uwagę na to, że nie widać na nim młodych ludzi. To prawda, dominowały osoby w średnim wieku i starsze. Ale ich obecność także może i powinna nas w Kościele cieszyć. Nie wspominając już o tym, że na zdjęciu widać wnętrze kościoła, rodziny z dziećmi (także my) ze względów praktycznych były raczej na zewnątrz. Poza tym, to nie temat do licytacji, ani socjologicznej analizy – ot, wakacyjne spostrzeżenie, że trochę dusz (z różną liczbą wiosen na liczniku) ma potrzebę spotkania się z Chrystusem także podczas swojego wypoczynku. 

Łączenie wypoczynku z pamiętaniem o praktykach religijnych nie zawsze idzie w parze, a warto dbałość o tę sferę docenić. Dlaczego? Ano właśnie choćby z powodu dania innym świadectwa, że niezależnie od tego, czy jesteśmy nad morzem, w górach, czy nad jeziorem – szukamy kontaktu z Bogiem. I nie jest to kontakt wyłącznie z naturą, jakaś zdrowaśka w cieniu czy „Ojcze nasz” na plaży. Bo najpełniej spotykamy Boga właśnie podczas Eucharystii. Nie da się tej rzeczywistości niczym zastąpić. Nawet najbardziej pobożne myśli podczas wakacji nie zastąpią nam mszy świętej.

Kościół ma swoje problemy. Nie da się ich zapudrować. Trzeba je rozwiązywać. Ale takie doświadczenie, jak to z Ustronia Morskiego, przypomina, że Bóg dla sporej liczby ludzi nadal jest ważny. Nie wstydzą się tego pokazywać. Nie szkoda im czasu, żeby wybrać się do kościoła. Nie analizowałem, ile mają lat. Nie obserwowałem, czy na pewno pobożnie uczestniczą w Najświętszej Ofierze – po prostu ucieszyłem się, że są, że nie schowali się w hotelach i kurortach, tylko stworzyli wspólnotę wiernych gromadzących się na Eucharystii. Dla mnie było to budujące.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze