WielkopostneMyśli#3: każdy z nas ma swoje dno
O tych dwóch synach słyszeliśmy nieraz. Liturgia przypomniała nam o nich w minioną sobotę. I myślę, że mogą być dla nas dobrymi przewodnikami w trzecim tygodniu Wielkiego Postu.
>>> WielkopostneMyśli#2: szukamy dobra i działamy razem
Przez lata podkreślało się, że to przypowieść o „synu marnotrawnym”. Potem tendencja się odwróciła – i najważniejszy był „miłosierny ojciec”. A przecież to jest opowieść o rodzinie – o ojcu i o dwóch synach. Dodajmy – o dobrym ojcu i o synach, którzy nie dali rady. Zawiedli. Każdy na innym poziomie – ale obaj zawiedli. I to dla nas najlepsza dziś wiadomość.
Historia upadku
>>> Pan Bóg nie oferuje „brudnej szklanki” czy „oddanego iphone’a”, ale czystą kartę
Dlaczego najlepsza? Bo spójrzmy na koniec tej historii. Pomimo tego, że obaj synowie zawiedli – to ojciec ich nie odrzuca. To oczywiście metafora naszych relacji z Bogiem. On też nas nigdy nie odrzuca. Nigdy. My w swoim życiu prezentujemy postawy obu synów – i nikt z nas nie jest od nich wolny. Czasem bliżej nam do tego syna, który roztrwonił majątek. Powiedzielibyśmy, że upadł na samo dno. Jak bardzo lubimy z wyższością patrzeć na ludzi, którzy akurat są w takim momencie swojego życia. Zawiedli na całej linii. I w naszym przekonaniu nic ich nie usprawiedliwia. Ale Bóg ma inne przekonanie. On nie patrzy na nas przez pryzmat „wagi” naszych grzechów – ale przez pryzmat towarzyszenia nam. On nie odrzuca tych, których my byśmy z łatwością odrzucili. Którzy według nas nie są we wspólnocie Kościoła, bo przecież żyją w związku niesakramentalnym, złożyli akt apostazji, zostawili rodzinę, żyją z osobą tej samej płci… Takie sytuacje można mnożyć. Dla wielu z nas tacy ludzie automatycznie są poza wspólnotą. Ale nie dla Boga. On nie opuszcza apostaty, rozwodnika, homoseksualisty… I nikogo innego. On z nimi jest – pomimo tego, że w ich życiu pojawiły się grzechy. I tak samo jest z Tobą i ze mną. On jest z nami pomimo tego, że w naszym życiu wciąż pojawiają się grzechy.
Niedoceniony?
>>> Minimalizm Wielkiego Postu, czyli o potrzebie prostoty w czasie pokuty
Czytacie ten tekst na portalu katolickim, więc pewnie bliżej Wam (tak się przynajmniej może nam wydawać) do postawy drugiego syna. Tego niby ułożonego – bo przecież wciąż jest przy ojcu. Jest mu wierny… ale czy na pewno? Bunt drugiego syna sprowokowany jest zazdrością. Bo czuje się niedoceniony przez ojca – cieszącego się z powrotu syna, który roztrwonił majątek. Będąc blisko Kościoła często możemy utracić wewnętrzny barometr i możemy stać się tym drugim synem. Może zjeść nas pycha i brak pokory. I nagle wpadamy w grzechy. I czasem w takie, o których popełnienie sami byśmy siebie nie podejrzewali. „Przecież ja taki porządny, przecież ja bym tego nie zrobił”. A kroczek po kroczku jednak grzeszę… Bo dopóki sytuacja mi pasuje i jest wszystko ok – to i grzechy zbyt często mi się nie przytrafiają (to też tylko teoria – bo tych powszednich, których mamy multum, nie zauważamy). Ale jak coś mi przestaje pasować – to się buntuję. I robię to, o co bym siebie nie podejrzewał… Najtrudniej zobaczyć nam własna grzeszność. Jak często myślimy, że nie mamy się z czego spowiadać. Przecież tyle w nas „świętości”. Wydaje nam się, że jesteśmy „świętsi od papieża”. Z doświadczenia wiem, że jak takie myśli pojawiają się w głowie, to za chwilę uderzy jakiś grzech „wagi ciężkiej”. I nagle okaże się, że ja też potrafię sięgnąć dna – choć na inny sposób. Bo każdy z nas ma swoje dno…
Lekko i ciężko
>>> WielkopostneMyśli#1: jesteśmy na pustyni. Od roku
Wielki Post jest o tym, że Bóg postanowił wyciągnąć nas z tego dna. W tym bagnie może i miło się tapla, ale tak naprawdę powoli się w nim topimy. To trochę jak z tą żabą w garnku, która nie zauważa, że woda staje się coraz cieplejsza i zaraz będzie ugotowana. A Bóg postanowił nas zbawić – czyli podać nam rękę, dzięki której to bajorko nas nie pochłonie. Jest to zbawienie, którego doświadczymy po śmierci. Ale są też te małe życiowe zmartwychwstania, których doświadczamy – dzięki Bogu – w naszej codzienności. To te chwile, kiedy uświadamiamy sobie, że nie jesteśmy bez winy, że też popełniamy grzech. Mam czasem wrażenie, że gdy tych grzechów nazbiera się wiele i będą naprawdę „wagi ciężkiej” – to z większą motywacją chcemy coś z tym zrobić. Z tymi słabościami codziennymi, „wagi lekkiej” – trudniej sobie radzimy. Widzę to po sobie. Gdy mam grzechy lekkie, to odwlekam pójście do spowiedzi. „Jeszcze nie muszę, może jutro, może pojutrze, za tydzień…”. A gdy nagle przytrafi się grzech cięższego kalibru – to coś mnie od razu porusza do tego, by pójść do spowiedzi i załatwić tę sprawę. Każda spowiedź budzi lęk. Gdy idę z grzechem ciężkim, to lęk jest jeszcze większy. A mimo to – chcę zrzucić z siebie ten balast. Wstyd jest duży – ale miłosierdzia doświadczamy wtedy też ogromnego. Mam zadziwiające doświadczenia ze spowiedzią. Gdy jakiś czas temu pojawiłem się z grzechem ciężkim to myślałem, że jako pokutę dostanę jakąś nowennę albo inną wielodniową modlitwę. Zastanawiałem się tylko, jak ksiądz mnie „zbeszta”. Tymczasem miałem zmówić „Ojcze nasz”. Jedno „Ojcze nasz”. A ksiądz skupił się na poszukiwaniu przyczyn problemu.
Przy Bogu możemy płakać
>>> Dlaczego w Biblii nie ma kotów?
To pokuta, która wpisuje się doskonale w Bożą arytmetykę. Czyli w arytmetykę, która ma za nic prawidła i zasady matematyczne. Logika Boga to logika miłości. On naprawdę nie patrzy na wagę naszych grzechów, na ich ciężar. To bardziej nasza ludzka sprawa. Dla Niego liczy się to, że ostatecznie przychodzimy – jak ten syn, który naprawdę nieźle się sponiewierał. Lub jak ten drugi syn, który przychodzi z pretensjami. Ale przychodzi i ostatecznie też dotyka go miłość ojca. Ksiądz, który jest wrażliwy nie zbeszta nas w konfesjonale. Jeśli jest wrażliwy – zrobi wszystko, żebyśmy nie poczuli się odrzuceni. Ale żebyśmy poczuli się przytuleni przez Boga. Wyobraź sobie sytuację, że jesteś bardzo smutny i płaczesz. Nie możesz powstrzymać łez, siedzisz gdzieś w kącie i nikt Cię nie zauważa. I nagle pojawia się ktoś, kto Cię czule przytula, kto pozwala Ci się wypłakać – i wciąż jest obok. Nie opuszcza Cię. Tak właśnie dotyka nas Bóg w sakramencie pokuty. Towarzyszy naszym łzom, a potem odważnie pomaga nam wyjść na nowo na słońce. Do życia.
Niesforni
W trzecią niedzielę Wielkiego Postu czytamy w tym roku fragment o ustanowieniu przykazań. 10 najważniejszych słów, którymi mamy kierować się w życiu. To zarazem te same 10 słów, które tak często łamiemy. Każdego dnia. Bóg wie, że jesteśmy niedoskonałymi ludźmi i zaliczamy upadki. Czasem tak spektakularne, jak ten, którego doświadczył syn marnotrawny, innym razem bardziej „wyrafinowane” – jak jego brat. Bóg daje nam przykazania, choć wie, że nieraz je złamiemy. Ale On liczy na to, że będziemy chcieli to zauważyć i podejmiemy próbę zmiany. Ona może się nie udać – i zaliczymy kolejny upadek, i kolejny i kolejny. Ważna jest gotowość. Żeby z tego dna życia wyciągać się ku powierzchni, zobaczyć gdzieś promienie przenikającego słońca i dać się przytulić Bogu – jak Przyjacielowi. Niech w tych dniach prowadzą nas ci dwaj bracia – niesforne dzieci swojego ojca. Tak samo i my jesteśmy niesforni – jesteśmy takimi Bożymi gagatkami. Ale Bóg kocha te gagatki.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |